Romans w pracy
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuRomans stanowi doskonałą okazję do uniknięcia nudy w pracy. To cichy opór, bunt mas powiązany z przyjemnością. Miłość kwitnie w cichości, co dodaje jej pikanterii, stwarza okazję do plotek, będących treścią życia każdego biura i spotyka się z żywiołową niechęcią przełożonych. Wielowiekowa mądrość mówi, że pracy z miłością łączyć nie wolno. Życie dorzuca tragiczne przykłady.

Wielowiekowa mądrość mówi, że pracy z miłością łączyć nie wolno. Życie dorzuca tragiczne przykłady.
Taki Marek Antoniusz: zdolny wódz za Cezara, polityk średni, za to uwielbiany przez żołnierzy. W cudowny sposób wywijał się z każdej politycznej awantury, przeżył swojego pryncypała, pomścił jego zabójców i żyłby sobie spokojnie, gdyby nie Kleopatra, z którą połączyła go nie tylko namiętność, ale i polityka. Skończyło się to mieczem w brzuszku sławetnego wodza, egipska królowa próbowała jeszcze coś ugrać, nie wyszło i trzeba było oddać ducha.
Taki Stanisław Przybyszewski: pisarz mierny lecz otoczony kultem zachwyconych akolitów i czytelniczek, z których wdzięków korzystał. Na swoje nieszczęście spotkał Jana Kasprowicza i jego żonę. Znajomość ta skończyła się rozwodem i nowym związkiem. Dość powiedzieć, że Kasprowicz wyszedł na tym najlepiej. Małżonka została kimś w rodzaju agentki/redaktorki swojego nowego faceta, wyciągnęła z knajpy do nasłonecznionego biurka, kazała pisać i cięła, gdy jej się coś nie podobało. Połowa pisarskiej twórczości szła więc na wyznania miłosne do ciemiężycielki. Skonał jednak samotnie.

Taki mój kumpel: zaradny i nieszczęśliwy właściciel sklepu z muzyką alternatywną. Posiadanie miejsca, w którym mógłby dzielić się swoją muzyczną pasją, było jego marzeniem odkąd usłyszał The Beatles w wieku lat sześciu (kapela również zniszczona przez romans). Odłożył, sprzedał wszystko poza skarpetkami, wreszcie – miał. I nawet ludzie przychodzili. Z czasem mógł posadzić za biurkiem swoją narzeczoną. Ta selekcjonowała kompakty, winyle, koszulki, w międzyczasie myśląc o ślubie. Interes się kręcił, aż dziewczyna nawróciła się na hip hop, bijący wówczas rekordy popularności. Z głośników szedł Tede, ewentualnie Snoop, raniąc uszy rozmiłowanego w Porcupine Tree właściciela. Próbował protestować, angażując w spór całą swą wiedzę muzyczną, narzeczona odparła, że hip hop jest seksy. Rzeczywiście był, miał tatuaże i muskuły wypracowane na domowej siłowni. Teraz on siedzi w sklepie.
To przykłady smutne, ale raczej jednostkowe. Większość romansów dokonuje się w przyziemnych okolicznościach biurowych i korporacyjnych. Własnym doświadczeniem podeprzeć się nie mogę. Posiadam domowe biuro, czyli raczej składzik na komputer, książki i myśli. Pracuję samotnie, co wszelkie praktyki seksualne sprowadza do jednej, w moim wieku cokolwiek niestosownej.
Wyróżniamy dwa rodzaje romansu, horyzontalny i wertykalny. Pierwszy dotyczy ludzi zatrudnionych mniej więcej na tym samym szczeblu. Mowa o skrytej miłości pomiędzy dostawcą i odbiorcą, sekretarką i administratorem sieci, ewentualnie długopisem i skuwką. Miłość taka kwitnie w cichości, co dodaje jej pikanterii, stwarza okazję do plotek, będących przecież treścią życia każdego biura i spotyka się z żywiołową niechęcią przełożonych. Ci kierując się fałszywą semantyką uznali, że w pracy należy wyłącznie pracować, miłość w tym zadaniu przeszkadza, drażni jak palec wpakowany w szprychy maszyny. Palec taki musi zostać zmiażdżony. Stąd bandaże na rękach co poniektórych, a także szereg interesujących zachowań: seks na dachu, w zablokowanej celowo windzie czy na kserokopiarce. W tym ostatnim przypadku należy uważać, gdyż łatwo zostawić dowody i to w wielu kopiach.
W romansie wertykalnym uczestniczą osoby różniące się pozycją zawodową. Klasyczny układ szef-sekretarka został unieśmiertelniony w milionie filmów pornograficznych i z tego też powodu sprowadzony do cynicznej relacji wzajemnych interesów. Nie umiem tego przyjąć, wierzę głęboko, że świat zaludniają szefowie miłujący swoje sekretarki miłością szczerą i mocną, że spotykają się z uczuciem wzajemności. Jeśli nie – i tak jest wesoło. Romans wertykalny to jeden z najuczciwszych układów jakie przychodzą mi do głowy. Strona usadowiona wyżej na drabinie społecznej obiecuje wesprzeć tę słabszą w zamian za czynności, których samemu wykonać nie sposób. Z tego też powodu złoszczę się na próby ograniczenia swobody w zakresie romansów wertykalnych, dokonujące się w drodze przepisów prawa pracy, nieformalnych ustaleń i pałki oskarżeń o molestowanie. W ten sposób blokuje się drogę awansu ogromnej rzeszy ludzi płci obojga, którzy, z braku innych talentów postanawiają wesprzeć się własnym ciałem. Nie sądzę, by szybkie pisanie na maszynie oraz zdolność odbierania telefonów należały do istotniejszych umiejętności. Póki co, niebezpieczeństwo wzrasta.

Romans horyzontalny dokonuje się w ciągłym strachu przed donosem do kierownictwa — wskutek złośliwości kolegów z pracy przypomina spółkowanie pod obstrzałem artyleryjskim. Dreszcz, a jednak strasznie. Wertykalnej wersji kochania towarzyszy atmosfera wzajemnej podejrzliwości i można dojść do wniosku, że mityczny szef z równie mityczną sekretarką żyją za okupacji. On może nie spełnić swoich obietnic, ona donieść z zemsty i wtedy nikt już nie pomoże. Bezpieczniejsza jest już miłość księdza do kleryka, majora do trepa i rolnika do wierzby płaczącej.
Niemniej kwitnie.
Praca jest bowiem sytuacją przymusu i nie znam nikogo, kto chodziłby do niej z własnej woli. Nie ma pracujących milionerów. Znam i takich, którzy utrzymują, że konieczność dymania do roboty dzień w dzień po dziewięć godzin to zbrodnia na miarę starożytnego niewolnictwa, mówi się też o wojnie pomiędzy pracownikiem a pracodawcą: jeden kradnie, drugi oszukuje. Nieprawda. Układ pracy jest niedogodnością, czymś w rodzaju uporczywego bólu w kręgosłupie, a romans – obok gier on line – stanowi doskonałą okazję do uniknięcia nudy i jeszcze zagrania kierownictwu na nosie. To cichy opór, bunt mas powiązany z przyjemnością. W przestrzeni publicznej wyrywamy sobie małe prywatne światy, czemu towarzyszy oczywisty dreszcz podniecenia.
Wbrew odgórnym regulacjom i próbom czyszczenia przestrzeni pracowniczej z wszelkiej aktywności niezwiązanej z obowiązkiem przyszłość należy do romansów w pracy. Seks jest wyraźnie przereklamowany, zbyt mocno obecny – boję się, że otworzę lodówkę i znajdę tam świerszczyk. Jednocześnie ludzie zwracają się ku innym rodzajom aktywności. Młodzi na dopalaczach gapią się godzinami w ścianę lub telewizor, starsi obżerają się lub upijają w trupa, jeszcze inni uprawiają sporty ekstremalne, zbierają gadżety oraz drogie wina. Kultura komfortu znosi wszelką dzikość. Człowiek jest przekorny i jeśli cały świat zacznie mu wmawiać, że musi współżyć przynajmniej raz dziennie, zbiesi się i wybierze celibat.
Jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało: czas wolny oferuje wiele rozrywek dużo ciekawszych od seksu, przy których nie trzeba się tak męczyć. Odwrotnie praca. Jej monotonia, nieznośna powtarzalność podobnych sobie czynności, podskórne napięcia w zespole i ciągłe poczucie bycia ocenianym składnia do romansów, nawet ryzykownych. Jest to wybór podyktowany znudzeniem i przekorą, ale lepsza taka motywacja niż żadna.

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze