Prowincjonalny romans
EWA ORACZ • dawno temuCzy można mieć romans na prowincji? Czy będąc osobą po trzydziestce można jeszcze kogoś poznać w małym miasteczku tak, żeby nie był żonaty, nie był z odzysku, albo nie był dziwakiem? Czy kobieta w pewnym wieku, nie będąca w związku, jest dziwaczką... Na prowincji jest!
Pamiętałam Agnieszkę z czasów nastoletnich. Okno mojego pokoju wychodziło na drogę do szkoły, domu, potem pracy. Podziwiałam jej urodę i zazdrościłam, przyznaję.
Poznałam ją dopiero niedawno, już na zupełnie innym etapie życia. Właścicielka drogerii, wciąż piękna, sklep miała koło mojego domu. Zachodziłam więc do niej często, korzystałyśmy też z usług tej samej kosmetyczki. Przy okazji zakupów zamieniałyśmy zawsze parę słów. Dzieliłyśmy się uwagami na temat związków, rozwiązków, mężczyzn i wszystkiego co jest z tym związane, tak jak to robią babki w swoim gronie, podobnie jak u fryzjera. Pogaduchy, podczas których mówi się bardzo osobiste rzeczy, ale bez specjalnych szczegółów. W ten sposób dowiedziałam się, że jest w związku, szczęśliwym, „no bo jak się kocha, to zawsze można się dogadać”, „miłość jest najważniejsza”, „wino przy kominku” i podobne widoki. Włożyłam ją do szufladki „Piękna, przedsiębiorcza, w szczęśliwym związku”.
Byłam zaskoczona, gdy się dowiedziałam przypadkiem, że moja nowa znajoma zdradza swojego ukochanego z innym facetem, który akurat pracuje u mojej koleżanki. Niechcący podsłuchała męską rozmowę przy tynkowaniu ścian, która nie postawiła cienia wątpliwości o kogo chodzi i co robi. „Świetna w łóżku, ale co ona sobie myślała, przecież ma faceta”. Musiałam przełożyć Agnieszkę do szufladki „Piękna, przedsiębiorcza, w związku, świetna w łóżku”. Stroną moralną romansów ludzi w związkach nie będę się zajmować, nie mnie oceniać. Nic nie jest czarne ani białe.
Jeśli zdrady wydają się w Nowym Jorku, to jak mają być niezauważalne w małej mieścinie, gdzie większość ludzi zna się z imienia i nazwiska, a wszystkich kojarzy się z widzenia. Czy można mieć romans na prowincji? Czy będąc osobą po trzydziestce można jeszcze kogoś poznać w małym miasteczku tak, żeby nie był żonaty, nie był z odzysku, albo nie był dziwakiem? Czy kobieta w pewnym wieku, nie będąca w związku, jest dziwaczką? Wyjaśnię tylko kolejność: jest dziwaczką i dlatego nie jest w związku, nie odwrotnie.
Monika kilka lat temu zaryzykowała i spotykała się z żonatym. Oczywiście wydało się, bo w miasteczku nie da się iść do knajpy, na spacer ani do kina z kimś, kto do ciebie nie należy, według miasteczkowej nomenklatury, można jedynie spotkać się w domu. To miejsce jednak też było niebezpieczne. Zapomniała o dostawcach pizzy, oni też znają swoich stałych klientów i pamiętają adresy. I jednemu coś nie pasowało, zawsze woził dużą pepperoni z dodatkowymi kaparami na Radomską a tu takie zamówienie na Łąkową do pani Moniki. Coś wypaplał kucharce i poszło w świat, miasteczkowy świat, czyli z prędkością światła, rano wszyscy wiedzieli. Żona również. Skończyło się samotnymi wieczorami Moniki, awanturą na Radomskiej, a pizzeria straciła dwóch klientów. Nie zdziwiłoby mnie ogłoszenie w prasie, zatrudnię dyskretnego dostawcę pizzy i równie dyskretną kucharkę.
W małych miasteczkach nie ma singli, nie czarujmy się. Świat dociera wszędzie, bo mamy przecież Internet, ale pewne sprawy nie zmieniają się wraz z postępem. Mentalność to osobliwy stwór, który musi czasem wyginąć w kilku pokoleniach, aby narodzić się w nowej formie. W małych miasteczkach są stare panny i kawalerowie. I jeśli chcą kogoś poznać, muszą wsiąść w auto albo autobus i pojechać do pobliskiego miasteczka do innych starych panien i kawalerów. Mogą się też wyprowadzić.
Wszelkie inne romanse będą się odbywały na oczach całego miasteczka. Mały sąsiedzki przywilej, twoja sąsiadka wszystko widzi. Wie, jeśli zaśpisz do pracy, wie też, gdy zostaniesz po godzinach. Wypomni ci pominięcie mszy i zapamięta twoich gości. Moja tak robi, więc pozwalam sobie na uogólnienie. Gdybym więc chciała zaprosić do domu kochanka, musiałabym najpierw uśpić sąsiadkę. A najlepiej pół ulicy. Smutne to i urocze zarazem. Można dopatrywać się w tym klimatów z „Men In trees”, wtedy widać ten urok małomiasteczkowy.
Jeśli w mieście pojawi się nowy mężczyzna „do wzięcia”, wszystkie zainteresowane panny o tym od razu wiedzą. Moja znajoma była w separacji z mężem. Wciąż myślała o tym, że jak się rozwiodą, to od razu znajdzie się wiele chętnych na jej miejsce, bo jej mąż to dobra partia. Pies ogrodnika drzemie chyba w każdej z nas. Skończyło się tak, że wrócili do siebie. Czy coś z tego wyjdzie, czas pokaże.
Jaki morał z tej bajki? Ano taki, że czasem warto spróbować nowych smaków i zamiast pepperoni zamówić hawajską.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze