Wojny rodzinne
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuMogłoby się wydawać, że rodzina to najbliżsi ludzie, zawsze gotowi do wsparcia i niesienia pomocy. Tymczasem często między nimi dochodzi do konfliktów, które ciągną się latami. Nieporozumienia z rodziną bolą najbardziej, a przy tym nie można trzasnąć drzwiami i raz na zawsze zmienić ją na inną, bo choć jej nie wybieramy, to mamy tylko jedną.
Czesława (56 lat, księgowa z Białegostoku):
— Konflikt męża z moimi rodzicami trwa już tyle lat, ile jesteśmy małżeństwem, czyli prawie 30 lat. Można by obchodzić niedługo nie tylko rocznicę ślubu, ale też kłótni. Na początku nie zaakceptowali Zbyszka. Był z biednej rodziny, a mój ojciec miał warzywniak. W tamtych czasach był kimś. Pierwsi na osiedlu mieliśmy dużego fiata i zakupy na dewizy. Rodzice Zbyszka byli rolnikami z kilkoma hektarami ziemi. Ale ja wiedziałam, że to uczciwy człowiek. I nie pomyliłam się. Gdyby tylko umiał im wybaczyć.
Moja matka stwierdziła, że jak sobie pościelę, tak się wyśpię, że z młodymi nie ma co walczyć. Ale ojciec nie umiał ukryć rozczarowania. Wesele, chociaż rodzina Zbyszka zapłaciła połowę, bardziej przypominało pogrzeb. Bałam się, żeby nie wybuchła jakaś awantura. Po ślubie nic się nie zmieniło, ojciec ciągle dopytywał, z czego Zbyszek utrzyma rodzinę, a czy na wsi chodzi do wychodka, czy jego rodzice mówią po polsku czy gwarą. A on ma kochanych rodziców. Zbyszek w końcu powiedział dość. Ma swój honor i nie pozwoli się obrażać. I ja go rozumiem. Bo ile można znosić te obelgi. Tylko, po co to tyle lat rozpamiętywać.
Każde święta to była szarpanina, bo ja chciałam iść do swoich rodziców. A Zbyszek zapierał się rękoma i nogami. Kocham jego rodziców, są ciepli i dobrzy, ale nie mogę zaniedbywać swoich. Brałam dzieci i szłam sama. Było mi bardzo przykro. A jak już udało się namówić męża na wizytę u moich rodziców, to atmosfera była taka, że wszyscy tylko myśleli, żeby ten wieczór się skończył. Oni nie odzywali się do siebie.
Zbyszek otworzył zakład mechaniczny, dobrze zarabia, mamy dwójkę dorosłych już dzieci. Ojciec już dawno przekonał się, że się mylił, choć nigdy Zbyszka nie przeprosił. Moja mama nie żyje. Ojciec jest stary i schorowany. Najchętniej zabrałabym go do siebie, mój starszy syn już się wyprowadził. Miejsca w domu jest aż za dużo. Mąż nawet się zgodził, ale ojciec mówi, że nie chce być na łasce kogoś, kto go tak traktuje. To już się chyba nigdy nie skończy.
Magda (31 lat, architekt wnętrz z Katowic):
— Bardzo brakuje mi mojej siostry. Gdyby dało się cofnąć czas, nigdy nie kłóciłabym się z nią o ten dom. Chciałabym, żeby była przy mnie w najważniejszych chwilach mojego życia, np. kiedy rodziła się moją córeczka. Po czasie wiem już, że pieniądze to rzecz nabyta. Oboje z mężem dobrze zarabiamy i kupiliśmy już dwa mieszkania. To nie jest takie ważne.
Ale wtedy byłam tuż po studiach. Moja starsza siostra nie wyjechała z rodzinnego miasta, żeby się uczyć. Skończyła licencjat z księgowości. Wiele lat zajmowała się naszą chorą matką. Tata zginął 12 lat temu, pracował na budowie i spadł z dachu. Mama chciała, żebyśmy żyły zgodnie, powtarzała, że jak umrze, to będziemy miały tylko siebie. Siostra poprosiła mnie, żebym zostawiła ten dom. Mówiła, że ja sobie poradzę, mam dobry zawód, a ona zajmowała się tyle lat matką, że on zawsze już będzie też mój, mam tu swój pokój i otwarte drzwi. Wtedy pomyślałam, że połowa majątku rodziców zwyczajnie mi się należy. Odmówiłam.
Musiałyśmy sprzedać dom, siostrę nie było stać, żeby zapłacić mi moją część. Obie kupiłyśmy po kawalerce w bloku. Obraziła się na mnie. Nie czuje się dobrze w betonowej płycie, brakuje jej ogrodu. Do dziś mieszka w tej kawalerce, nie wyszła za mąż. Ja mam duże mieszkanie, drugie kupiłam inwestycyjnie, pod wynajem. Nigdy nie przestanę żałować, że wtedy nie wstrzymałam się ze sprzedażą rodzinnego domu. Ale chciałam już mieć coś własnego, byłam niecierpliwa.
Od tamtego czasu minęło prawie 10 lat. Długo przecierałam szlaki do mojej siostry. Kilka lat w ogóle się nie widziałyśmy. Zadzwoniłam do niej po urodzeniu córeczki, 4 lata temu. Dzisiaj odwiedza nas na święta, jesteśmy jej najbliższą rodziną, ale już nigdy nie udało nam się odbudować ciepłych relacji. Ze wzruszeniem wspominam, jak zwierzałyśmy się sobie, gadałyśmy o wszystkim. Nawet kupiłabym jej dom za miastem, żeby między nami było dobrze, ale ona nie przyjmie ode mnie takiego prezentu.
Maria (27 lat, graficzka z Krakowa):
— Z moją matką nie widziałam się już chyba z 6 lat. Nigdy nie czułam się przez nią rozumiana. Oboje rodzice są lekarzami, ojciec był ordynatorem. Nie chodziłam z nimi w niedzielę na spacer i lody, bo wiecznie mieli dyżury. Mało pamiętam chwil, kiedy robiliśmy coś razem. Za to dobrze wspominam nianię, bardzo dobrą i czułą. Najlepsze moje wspomnienie z dzieciństwa, to kiedy wieczorem mama albo ojciec czytali mi na dobranoc. Jestem jedynaczką. Marzyłam o siostrze. Myślałam, że gdyby ona była, to już nigdy nie czułabym się taka samotna.
Rodzice liczyli, że pójdę w ich ślady. Lekarzem był też mój dziadek ze strony mamy. Powiedziałam, że chcę iść na studia plastyczne. Ojciec jeszcze to jakoś przełknął. Matka powiedziała, że nie ma mowy. Nigdy jej nie przyszło do głowy, że ja mogę mieć własne zdanie. Była przekonana, że skoro zainwestowała w dziecko, to jest jej własnością. A ja wiedziałam, że jak nie zawalczę o swoje zdanie, to ona będzie rządziła moim życiem. Za chwilę wybierze mi męża, powie, gdzie mam mieszkać i ile mieć dzieci. Muszę pasować do jej wizerunku. A artysta kojarzył jej się z brudasem bez pieniędzy. Kupili kilka bardzo drogich obrazów na ścianę, ale to przecież niepewny zawód. Mówiła, że nie mam talentu, że umrę z głodu, bo ona nie da mi grosza. Nie umarłam. Całe wakacje pracowałam za granicą. Już na studiach dorabiałam w redakcjach. Dzisiaj pracuję jako graficzka, robię też swoje rzeczy. Nie mam potrzeby, żeby się z nią spotykać. Chyba tylko po to, żeby usłyszeć, jaką jestem niedojdą życiową.
Kilka miesięcy temu zobaczyłam ojca, przypadkiem na ulicy. Zatęskniłam za nim. Zestarzał się. Zadzwoniłam do niego do szpitala. Spotkaliśmy się, zaprosiłam go do siebie. Od tamtej pory widujemy się przynajmniej raz w tygodniu. Mówi, że matka czeka, aż ją przeproszę, ale nie wiem, za co miałabym ją przepraszać. Mogłaby to wszystko puścić w niepamięć, ale nie stać ją na to.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze