Blade wspomnienie
ZUZA • dawno temuTraumatyczna noc i perypetie Zuzy oraz jej mamy z ptaszkami i - wybaczie słowo - Katzem. Winny czy niewinny? Los nieszczęśnika został przypieczętowany.
Ostatnia noc była dla mnie i dla mojej mamy iście morderczym koszmarem.Siedziałyśmy sobie z mamą w living roomie w sielance ciepłegolutowego wieczoru. Mama na kanapie w pogodnym nastroju, skupionai pogrążona w lekturze "Love is the answer", ja rozpostarta na fotelu wypchanymstyropianowymi kulkami przeglądam magazyn kobiecy. Wtem przez okienkow drzwiach do pokoju wpada kot Katzo (zdaję sobie sprawę, co oznaczato słowo po włosku! hmm…) i kładzie na dywanie tuż przy moich nogach opierzonego,pokrytego śluzem i jeszcze drgającego ptaka. Mama spostrzegłwszyzmaltretowanego młodziutkiego ptaszka wydała z siebie dramatyczne "O, Boże!".Ja rozpaczliwie i bezskutecznie próbowałam energicznie wstać z kanapy,która mnie zassała. Unieruchomiona cisnęłam za kotem magazynem. Dostał!Około 3 nad ranem obudziły mnie wrzaski dochodzące sprzed domu. Przeczuwając,co się święci, zerwałam się i wybiegłam na dwór, gdzie "katzo" wykańczałkolejnego ptaszka, tym razem ciut większego. Widząc mnie, kot uciekł w krzaki,porzucając swą ofiarę na trawniku. Za chwilę dołączyła do mnie zdruzgotanamorderstwem mama. Zaniosłyśmy ptaszka do domu i włożyłyśmy do miski (nie kociej!).Wydawał się być w niezłym stanie, pewnie stał na nóżkach. Tylko jakoś osobliwiedyszał… Na zakrętce od słoika przyniosłam wody. Stałyśmy i patrzyłyśmy,nie wiedząc co dalej począć. I nagle, dosłownie z sekundy na sekundę, jego stanzaczął się pogarszać. Przewrócił się w przód, na dziób, potem przetoczył się na bok.Do oczu napłynęły mi łzy — stworzonko widocznie dogorywało. Z otwartymi ptasimioczami dyszał już coraz rzadziej i nierówno, aż przestał. Matka w desperacjipołożyła ptaszka delikatnie na dłoni, starała się go zreanimować i ulżyć różnymizabiegami. Poszłyśmy spać, bestia wciąż szalała na wolności.
O 6 nad ranem po raz wtóry obudziły nas wrzaski. Po kilku minutach udało nam sięzłapać kota, a potem przerażonego ptaszka drącego się wniebogłosy.Kot do pokoju, ptak do miski. Zdechnie czy nie zdechnie? Nie zdechł. Nie byłomowy o wypuszczeniu go na wolność, bowiem był — co widać gołym okiem — jeszczeza młody i nie potrafił latać. Może głodny jest? Ale czym nakarmić ptaka? Kategorycznieopierałam się, kiedy mama zaproponowała, żebym poszła wykopać spod drzewadżdżownicę. Kotu ptaszka pożerać nie wolno, a ptaszkowi robaka wolno? Skończyłosię na tym, że maleńki ptaszek z apetytem wcinał wołową karmę dla kotów.
W związku z traumą tej nocy rozpoczęła się dyskusja na temat przyszłości kota:oddać, a może uśpić bestię? Bardzo gwałtownie sprzeciwiłam się drugiej ewentualności.Przecież nie jest winą Katza, że ma taką morderczą naturę. Mama wyrzucała sobie,że gdy zażyczyła sobie małego rudego kotka, nie przewidziała niespodzianek.Wydzwaniała do zoo, weterynarzy, aż w końcu w pogotowiu dla zwierząt dostałakontakt do pani Sylwii.
Sylwia to przemiła staruszka, która od wielu lat wraz ze swoim opóźnionym w rozwojusynem zajmuje się poszkodowanymi ptakami. "Wygląda na to, że wasz Katzo «zaopiekował»się całym gniazdem", tak Sylwia skomentowała naszą opowieść. Okazuje się, że w NowejZelandii jest to częsty problem, ponieważ co trzeci mieszkaniec blisko 4-milionowej populacjiposiada kota. Sylwia zajmuje się ptakami do czasu, gdy wydobrzeją, a potem wypuszczaje na wolność. Obecnymi "klientami" staruszki są rozmaite rodzime ptaki, papugi, gołębie…I pingwin! W doglądaniu ptaków pomaga kundelek. Przepędza koty, ponadto znajdujepoturbowane ptaszki i przynosi w pysku, nie czyniąc im najmniejszej choćby szkody (taksię właśnie stało przy podawaniu naszego ptaszka w ręce Sylwii, ten się wyrwał i schowałw kącie pod kanapą).
Schronisko Sylwii jest "zasilane" przez ludzi takich jak my, przynoszących niedoszłeofiary kocich drapieżców. Po powrocie mama zajęła się pochówkiem pierwszego ptaka,którego — co prawda bez głowy — znalazłyśmy na podjeździe oraz tego, który umarłna zawał (podejrzenie). Katzo z zaciekawieniem towarzyszył mamie, namiętnietłumaczjącej mu, że ptaszki "służą do śpiewania, a nie do jedzenia". W moimprzekonaniu najgorsze jest jednak to, że ptaki giną całkiem na marno, bo Katzoi jemu podobni polują dla sportu, a nie po to, aby zaspokoić głód. Kiedy zabawcewyładują się baterie, czas szukać następnej. Co to za czasy! — można by spytać- żeby koty grymasiły na świeże, ciepłe ptaszki i żeby wolały żreć suchą karmę.
Ażeby zapobiec kolejnym morderstwom, mama kupiła Katzowi obrożę z dzwoneczkiem,który ostrzega ptaki przed zbliżającym się kocurem. Poza tym Sylwiapoleciła kastrację, podobno bardzo wyciszającą i temperującą kocich drapieżców.Wizytę u weterynarza mamy umówioną na poniedziałek rano. Ciesz się, Katzo,ciesz swoją męskością — za kilka dni zostanie ci, jako blade wspomnienie po niej, tylko imię.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze