Stara miłość nie rdzewieje?
CEGŁA • dawno temuNie deprecjonuję młodzieńczego „chodzenia” z kolegą, ani uczuć męża, który ewidentnie poczuł przesadny niepokój. Jestem wkurzona i zdziwiona, że mam w domu piekło z powodu szkolnego epizodu uczuciowego sprzed 13 lat. Wydawało mi się, że sobie ufamy. Tymczasem, od półtora miesiąca muszę wysłuchiwać uwag w rodzaju: nie wszystko mi widocznie powiedziałaś o sobie, a może chcecie do siebie wrócić, stara miłość nie rdzewieje.
Witaj, Cegło!
Urodził się drobny problem, na początku był naprawdę drobny, ale od półtora miesiąca rośnie jak na drożdżach!
Muszę zrobić wstęp, niestety. Byłam na spotkaniu klasowym. Moja „licealna” była bardzo zgrana, co roku urządzamy rocznicę matury, a pomiędzy spotkaniami jeszcze się wynajdują rozmaite preteksty do kolejnych imprez. Tym razem to była 14. rocznica poznania się, czyli pójścia do pierwszej klasy:-).
Ja nie uczestniczę regularnie w tych obchodach, bo jestem dosyć zapracowana i często wyjeżdżam służbowo za granicę, co z kolei koliduje z wychowywaniem córki, ale — zamierzam to właśnie zmienić.
Na początku września odbyła się naprawdę super impreza w zaprzyjaźnionej leśniczówce-stadninie Koziorożec. Dobili wszyscy, z „drugimi połowami”, a jakże. U niektórych te drugie połowy się przez te ostatnie 10 lat od matury zdążyły już parę razy zmienić, u innych trzymają się stare stadła, mamy nawet 3 małżeństwa spośród osób z tej samej klasy!
Mój małżonek, poślubiony lat temu 4, dołączył po raz pierwszy do towarzystwa, ponieważ ja po 5. rocznicy matury miałam przerwę i, jak wspomniałam, z wielu powodów nie pojawiałam się na kolejnych spotkaniach, aż do teraz.
No i dobrnęłam wreszcie do problemu. Otóż, na imprezie nawiązałam bardzo interesującą dla mnie (z punktu widzenia zawodowego) rozmowę z kolegą Jurkiem. Prawdę mówiąc, od kilku lat męczę się na tzw. stanowisku w banku, a dusza wyje za odrobiną samodzielności, wolności, elastyczności. No i kolega Jurek taką właśnie pracę mi zaproponował – niezależnego doradcy inwestycyjnego, zrzeszonego w tej samej firmie co on, na zasadach własnej działalności i z zarobkami na własny rachunek i na miarę indywidualnych możliwości czy umiejętności. Jest to więc chlebek mniej pewny, ale większe wyzwanie i wymarzona swoboda!
Nie jestem w stanie odtworzyć co do minuty przebiegu imprezy, która trwała przez weekend i było na niej ponad 40 osób. Nie wiem dokładnie, kto ile wypił, kto z kim najwięcej rozmawiał i o czym… Wiem jedno: jak wróciliśmy z Jackiem — moim mężem — do domu, on niemalże od progu zaczął mnie odwodzić od tego pomysłu ze zmianą pracy, argumentując głównie w ten sposób, że to „nic pewnego”. Broniłam się, szczerze kontrując, że moim zdaniem w życiu mało co jest pewne i nie ma sensu takie myślenie, jeśli się chce coś zmienić, ruszyć z miejsca. A się zaparłam, że chcę. Robię to odpowiedzialnie i rodzina od tego przecież nie zbiednieje, że spróbuje trochę odmienić swoje życie zawodowe!
Niestety, Jacek przez cały tydzień zaciekle torpedował mój pomysł nie podając prawdziwej przyczyny swojej niechęci. W międzyczasie odbyłam kilka krótkich rozmów telefonicznych z Jurkiem, który chciał mnie ściągnąć do swojej firmy, radziłam się w sprawie założenia działalności, no i po jakimś czasie dopiero się zorientowałam, że tu nie chodzi wcale o moje odejście z banku, tylko o… przejście do Jurka. Właściwie to – generalnie o Jurka.
Jacek podczas imprezy zakolegował się z kilkoma osobami z mojej klasy po paru drinkach, no i dotarła do niego między innymi „piorunująca” informacja, że w drugiej klasie ja i Jurek byliśmy przez pół roku parą!
Zrozum mnie Cegło – nie deprecjonuję tamtego czasu ani tamtego młodzieńczego „chodzenia”, nie lekceważę ani Jurka (czy naszych wspólnych mglistych wspomnień, o których nawet nie zaczęliśmy rozmawiać), ani uczuć męża, który ewidentnie poczuł przesadny niepokój… Jestem tylko wkurzona i zdziwiona, że mam w domu piekiełko z powodu szkolnego epizodu uczuciowego sprzed 13 lat, podczas gdy przed ślubem „wyspowiadaliśmy” się sobie z mężem ze wszystkich ważnych rzeczy, w tym związków (nie było tego wiele, powiedziałabym: w normie, jak na dwudziestopięciolatków) i na tym koniec. Wydawało mi się, że sobie ufamy. Tymczasem, od półtora miesiąca muszę wysłuchiwać uwag w rodzaju: nie wszystko mi widocznie powiedziałaś o sobie, ciekawe, ile jeszcze tego jest, o czym nie wiem, a może chcecie do siebie wrócić, stara miłość nie rdzewieje i tym podobne.
Najśmieszniejsze, że przecież oboje z Jurkiem mamy szczęśliwe rodziny, dzieci (on już dwoje), nie wspominając już o takim drobiazgu, że nasze chodzenie w drugiej klasie ograniczało się do trzymania za rączkę i paru całusów, bo ja byłam trochę opóźniona w rozwoju:-) w stosunku do koleżanek.
Cegło, jak ja mam wybić mężowi z głowy te idiotyzmy? Chyba gdybym miała być z Jurkiem parą, to już dawno by to się stało, prawda? Żadne z nas o tym zresztą nie myślało nigdy po rozstaniu, nie było kłótni ani zerwania na serio, pozostaliśmy kolegami z klasy. Czy ja naprawdę powinnam zrezygnować z tej propozycji pracy ze względu na samopoczucie Jacka? A jeśli to będzie odebrane jako przyznanie się do winy? Już nie wiem, co robić…
Becia
***
Droga Beato!
Na pierwszy rzut oka wygląda to rzeczywiście tak, że mąż robi z igły widły. Przyczyn może być kilka: jest niepewny siebie (nie zauważyłaś tej cechy wcześniej?), jest niepewny Ciebie (rozumiem, że nie dałaś mu ku temu powodów), jest chorobliwie zazdrosny lub tylko podejrzliwy, albo jest zwyczajnie, z natury zaborczy…
Jeśli jednak do tej pory kłótni na takim tle między Wami nie było, nasuwa się podejrzenie, że klasowy zjazd był pod jakimś względem wyjątkowy — z obiektywnego i zdystansowanego punktu widzenia Jacka. Piszesz, że nie do końca kontrolowałaś przebieg całej imprezy… Może na ułamek sekundy coś między Tobą a Jurkiem zaiskrzyło, jak za starych czasów, może uwidoczniło się to w gestach, spojrzeniach, mimochodem rzuconych słowach, wylewnym powitaniu czy zbyt długim tańcu? I może Twój mąż akurat taki moment wychwycił? Potem dołączył sobie do tego treść klasowych ploteczek, zasłyszanych wspomnień (ciekawe, swoją drogą, kto mu je „sprzedał” i jak bardzo ukwiecił…). I gotowe! W głowie powstał niepokojący scenariusz.
Nie toleruję patologicznych, samczych, przepraszam za słowo, cech ani zachowań, takich jak nieuzasadniona zazdrość właśnie. Daleka jestem jednak od zdiagnozowania w ten sposób Jacka, zwłaszcza że tworzycie udane małżeństwo, zbudowane na szczerości i otwartości. Jemu po prostu Twój dawny kolega wyraźnie zalazł za skórę, a Ty musisz odkryć powód tej sytuacji. Jedynym rozwiązaniem jest spokojna, rzeczowa, poważna rozmowa. W zależności od jej wyniku będziesz miała zasadniczo dwa wyjścia: albo mąż uwierzy i przyjmie do wiadomości, że odświeżenie znajomości z Jurkiem na gruncie zawodowym nie jest żadnym zagrożeniem dla Waszego związku (Ty przede wszystkim musisz być tego na 100 procent pewna – inaczej nie masz argumentów ani… mocy przekonywania), albo nieoczekiwanie (dla samej siebie) zrozumiesz motywacje Jacka i pójdziesz na kompromis.
Spokojnie – mówiąc o kompromisie, nie mam na myśli tkwienia na nie lubianej posadzie w banku, w imię spokojnego snu męża. Możesz jednak zrealizować samodzielnie swoje marzenia, wykorzystując bardzo dobry pomysł, który podsunął Ci Jurek na imprezie. Na pewno się orientujesz, że istnieje mnóstwo dynamicznie rozwijających się firm, zrzeszających niezależnych doradców finansowych. Jest jakąś opcją związanie się z jedną z takich firm – niekoniecznie z tą, w której pracuje Jurek.Dlaczego Ci proponuje takie rozwiązanie? Bo nie uważam tego za przyznanie się do winy, tylko za drobne ustępstwo wobec najbliższej osoby, która być może ma jeszcze przed sobą długą walkę z kompleksami, a może przeciwnie – ma za sobą pasmo nieciekawych miłosnych zawodów (to też powinno wyjść na jaw w Waszej rozmowie). A nawet jeśli znajomość z Jurkiem doczeka się kontynuacji na gruncie koleżeńskim, niekoniecznie musi to być w pracy, prawda?
Na koniec coś, do czego zawsze namawiam dziewczyny, które dziwią się zasępionej minie swojego mężczyzny na widok realnego, potencjalnego czy całkiem wydumanego rywala… Odwróć sytuację! Wyobraź sobie, że Jacek podejmuje pracę ze swoją byłą i spędza z nią minimum 8 godzin na dobę, a czasem rozmawia po godzinach przez telefon – o pracy oczywiście… Zgoda, to może być całkowicie niewinne, a Ty możesz być osobą totalnie wolną od nieufności czy zazdrości. Ale – czy na pewno wyobraźnia nie pączkuje?
Jestem za tym, by starać się zawsze pogodzić jakoś swoje ambicje i racje z poziomem wrażliwości partnera. Wydaje mi się to możliwe. I życzę Ci, żeby i Tobie się to udało.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze