Rodzina zbyt nietypowa?
CEGŁA • dawno temuPrzez 7 lat udało mi się ani razu nie pokłócić z moim partnerem. Nastąpiło to dopiero niedawno na moich urodzinach z powodu „serdecznego” przyjaciela męża, którego z furią wywaliłam z naszego mieszkania i zakazałam wstępu. Przyjaciel ów zapytał - czy Tomek jest pewien, że nasze dzieci są jego? Czy zasługuje on na moje tłumaczenia i na nieporozumienia między nami? To, jak żyjemy i z kim, to nasza sprawa czy nie?
Kochana Cegło!
Przez 7 lat udało mi się ANI RAZU nie pokłócić z moim partnerem. Nastąpiło to dopiero niedawno na moich urodzinach – obecny był między wieloma gośćmi również „serdeczny” przyjaciel Tomka ze szkolnej ławki niemalże, którego z furią wywaliłam z naszego mieszkania i zakazałam wstępu na wieki. Przyjaciel ów poczynił delikatną sugestię — czy Tomek jest pewien, że nasze dzieci są jego? Tomek uważa, że zareagowałam zbyt mocno na podchmielony dowcip z brodą, i kłótnia gotowa. Za chwilę usłyszę, że na złodzieju czapka gore.
Wymaga to objaśnienia. Kiedy poznałam mojego Tomka, wydawało mi się, że ma wobec mnie lekki kompleks na punkcie wykształcenia. Ja nie miałam z tym problemu, nie przeszkadzało mi nigdy to, kim jest, nie kwestionowałam tego, co sobą reprezentuje i co zamierza dalej – to on snuł przeróżne ambicje pod hasłem nie pasujemy do siebie, bo jesteś za mądra. Cóż, głupsza raczej być nie mogę, dałam mu więc wolną rękę.
Jako że mężczyzna zmiennym jest:), oczywiście pomysły uczenia się i dokształcania poszły się paść na zieloną trawkę, za to okazał się ten mój facet całkiem operatywny. Myślę, że dla człowieka i jego kariery ważniejsza jest inteligencja niż papierek.
Ostatnio jechałam metrem i wyświetlali na ekranie jakieś wyniki badań: mężczyźni żyją dłużej, jeśli ich kobieta jest piękna i wykształcona, natomiast kobiety żyją dłużej, jeśli ich facet dobrze zarabia… Myślę, że to bardzo ciekawe, ponieważ stykam się z aktywnym środowiskiem feministek i osób generalnie przeciwnych podziałom ról według płci, a jednak życie potwierdza prawdy stare i może niesłusznie ośmieszane. Ja na przykład jako kobieta, mimo że nie jestem piękna ani nie posiadamy ślubu, przyznaję się do potrzeby bezpieczeństwa ze strony mężczyzny – OK, z tej drugiej strony, bez względu na płeć. Tak jestem skonstruowana psychicznie i pasuje mi to…
Niestety, dla otoczenia jestem, mam wrażenie, udupioną frajerką. Pracuję na uczelni, mam sporo wolności czasowej (plus dla naszych dzieci) i niewielką kasę, mogę wyżywać się intelektualnie w dowolnej formie – chodzę do teatru, kina, na koncerty, czytam. Poza tym sprzątam, gotuję, piorę. Prowadzę, owszem, na wpół pusty dom, ponieważ ojciec moich dzieci jest przez większość czasu nieobecny z powodu w miarę dobrze płatnej, ale fizycznej pracy. I tu jestem sekowana przez znajomych, a zwłaszcza przez własną rodzinę – a co on tam robi, a skąd wiesz, czy cię nie zdradza, co to za życie 3 miesiące z dala od siebie… I tym podobne.
Nie mówię, że nasz związek mieści się w średniej statystycznej, może i nie, nie obchodzi mnie to. Nie ma u nas obowiązkowego siadania razem do stołu, choćby świat się walił, zawsze jest coś za coś, i mam czasem żal, takie wrażenie, że wyrzucanie mnie przez niektórych poza margines towarzyski – z powodu tego, że mój facet nie jest moim mężem, skończył tylko podstawówkę i na dodatek rzadko bywa w domu — to nie fair. Najbardziej przykre jest to w momentach przyjętych za „ważne”, kiedy wszyscy niby mi współczują samotności, a tak naprawdę podłe jest to, że nikt nie zada pytania, co ja o tym myślę…
Teraz doszła do tego afera z kolesiem, który poddał w wątpliwość także moje poważne traktowanie związku z mężczyzną, którego kocham pomimo różnic, pomimo rozstań, pomimo braku ślubu. Łapię się na tym, że powinnam bronić swojego sposobu życia, ale dlaczego, przed kim? Czy przyjaciel Tomka zasługuje na moje tłumaczenia i na nieporozumienia między nami? To, jak żyjemy i z kim, to nasza sprawa czy nie?
Malwinka
***
Kochana Malwino!
Aż do teraz nie przejmowałaś się sygnałami ze strony „statystycznego” społeczeństwa i pozostawałaś idealistką – chwała Ci za to. Ostatnie zdarzenie musiało Ci szczególnie dopiec – inaczej nie kwestionowałabyś — przed sobą nawet — tego, w co od dawna wierzysz… Ale – trudno Ci się dziwić, gdy rzekomy przyjaciel domu, zajadając Wasze wiktuały w roli gościa, pozwala sobie na wygłaszanie komunałów, na dodatek wulgarnych (już nie wiem, co gorsze).
Oczywiście, jest tak, że Twój związek z Tomkiem łamie tę średnią statystyczną w kilku punktach, a naszemu społeczeństwu wciąż brakuje tolerancji w zetknięciu z czymś, co zainteresowanym gra i pasuje, a nie wiadomo, dlaczego i jakim prawem… Jesteś bardzo konsekwentna i wytrwała, żyjąc po swojemu i nie zmieniając niczego, bez względu na nieuniknione komentarze. Zawsze będzie tak, że ktoś będzie zazdrościł Ci względnej wolności – ktoś inny otwarcie ją potępi. Jedni zakwestionują sytuację dzieci bez poślubionych rodziców, drudzy – sens rodziny, która prawie nigdy nie jest w komplecie, jeszcze inni podważą Waszą wzajemną uczciwość lub szansę na porozumienie przy takim „mezaliansie”.
Byłoby dobrze, gdybyś nie zmieniała obranego kursu i nie pozwalała sobie na zwątpienie, nawet w kontekście takiego incydentu, jaki ostatnio miał miejsce. Jestem bowiem pewna, że negatywne komentarze nie spotykają Was ze strony ludzi wypróbowanych i naprawdę bliskich – inaczej jak odróżnić prawdziwych przyjaciół od wszystkich pozostałych? Trzymaj z tymi, którzy Was akceptują, a ignoruj chamstwo i wścibstwo – to najprostszy sposób na dobre samopoczucie. Rodzina to osobna bajka – jeśli przez 7 lat nie zdołali zaakceptować Twojego wyboru, to albo są wyjątkowymi uparciuchami, albo za mało walczyliście – Ty i Tomek — o to, by przyjęli do wiadomości jego obecność u Twego boku. Nad tym drugim zawsze jeszcze można popracować, jeśli Ci zależy…
Według mnie ważne jest tylko jedno: czy kształt Waszej relacji nie jest trochę wynikiem nie uleczonego nigdy kompleksu Tomka. Czy dostatecznie głęboko przerobiliście i przegadaliście ten temat? Może trzeba od czasu do czasu do niego wrócić?
Możliwe bowiem, że ten wygodny (i niewygodny zarazem) pół-dystans i pół-dom, w jakim żyjecie, to częściowo pokłosie podświadomego poczucia niedostosowania. Jak byście oboje trochę się bali, że przez 24 godziny na dobę to jednak nie wytrzymacie ze sobą… Nie twierdzę, że tak jest. Widzę tylko po Twojej ostatniej reakcji, że może warto o tym z Tomkiem pogadać. Żebyś nie miała poczucia, że bronisz swojego sposobu życia przed… samą sobą.
A tak poza tym, to ja zawsze trzymam palce za życie pod prąd!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze