Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuRzeczywiście, strasznie się kochacie. Przerażająco. Kto kogo przetrzyma, kto komu udowodni, że pociąga za sznurki. Litości! To nie miłość, to jakaś chora rywalizacja. Rozumiem, że to wciąga jak każda walka, każdy wyścig, ale – dziewczyno! – chcesz spędzać w czymś takim życie?
Witaj, Margolu,
Piszę do Ciebie, gdyż jestem na skraju wytrzymałości. Jestem z mężczyzną od dwóch lat i myślałam, że chcę z nim spędzić resztę życia. Ale od jakiegoś czasu strasznie się kłócimy o drobnostki, które – jak czuję – zabijają nasz związek.Obydwoje mamy dominujące charaktery i często jedno drugiemu nie chce odpuścić. Zauważyłam, że on walczy o mocniejszą pozycję w naszym związku oraz o to, aby mnie „ujarzmić”, „wychować” itp. Widzi, że się nie daję, i czasem nawet mi to mówi, ale… Chyba nie powinno tak być? Często zdarza się, że mówi, iż jestem damą, księżniczką, bo go proszę o poniesienie torby, przepuszczenie w drzwiach lub oczekuję kwiatów, np. na przeprosiny. Przy znajomych jest inaczej, potrafi zachować się jak kulturalny facet, a gdy jesteśmy sami – jest inaczej. Nie jest chamski wobec mnie, ale… Nie chce mi okazać za dużo emocji, bo boi się, że przegra tę „wojnę”, jeśli mogę tak powiedzieć. Sama boję się pozwolić mu na zbyt wiele, bo obawiam się, że mnie zacznie lekceważyć. A i tak pokazałam swoją wielką miłość, kiedy dwa razy się rozstawaliśmy – to ja wróciłam i chciałam ratować ten związek. I tu popełniłam błąd, bo on wie, że zawsze się pogodzimy i będzie OK (sam mi to powiedział).Dlaczego dwoje ludzi strasznie się kochających tak się kłóci oraz dlaczego ze sobą walczą? Czy to się kiedyś zmieni?
Kasia
***
Droga Kasiu,
Ustalmy jedno: straszna miłość jest bohaterką niejednego thrillera. Skoro on jawnie deklaruje, że zamierza Cię wychowywać, temperować, ujarzmiać, to znaczy, ze taka, jaka jesteś, po prostu mu nie odpowiadasz! Gdzie tu, przepraszam, miejsce na miłość? No, chyba że straszną. Zatrważającą.
Dlaczego się rozstawaliście? Może jednak warto się nad tym zastanowić. I przemyśleć, co Cię pchało do powrotu. Czy nie jest przypadkiem tak, że lubisz, jak się Ciebie nie akceptuje i lekceważy, bo to powoduje mobilizację Twoich sił w walce o swoje miejsce na Ziemi? A nie przychodzi Ci czasem do głowy, że te siły warto mobilizować w innych sprawach? Trochę to zabawne, a trochę smutne, że takie miłe gesty jak pomoc w niesieniu czegoś ciężkiego czy przepuszczenie w drzwiach „egzekwujesz”. Czy nie prościej byłoby, gdyby Twój partner usłyszał wprost, co jest dla Ciebie ważne, i postarał się wyjść naprzeciw Twoim potrzebom? Po obecnym partnerze pewnie trudno Ci się tego spodziewać… Może to jakaś wskazówka?
Dziwi mnie, że ludziom chce się trwonić czas na bezsensowne spory. Po dwóch latach chyba możesz sobie jasno odpowiedzieć, czy takie gesty są Ci niezbędne (i skoro obecny partner ich Ci nie zapewnia, to…), czy też kłócisz się o nie dla samej kłótni (może po prostu zrezygnować z tych gestów – obydwojgu będzie łatwiej?). Tak, wiem, taka rezygnacja to zwycięstwo partnera. I tak długo, jak długo będziesz Wasz związek postrzegała w takiej perspektywie, będzie on chorym układem dwojga wrogów działających na zasadzie „kto komu”. Chce Ci się toczyć taki bój przez całe życie? Szczególnie ze świadomością, że ofiarami tych wojen bywają wyłącznie dzieci… A gdy jeszcze na Wasz poligon trafią babcie z odmiennymi pomysłami na wychowanie wnucząt i do standardowego zestawu potyczek dołączy „kto przeforsuje swój model wychowania”, mamy gotową linię produkcyjną inwalidów emocjonalnych.
Pytasz, czy to się zmieni. Cóż, samo nie zmieni się na pewno. Albo dojrzejecie znienacka i zaczniecie wzajemnie traktować się z szacunkiem i prawdziwą miłością, albo czas na zmianę partnera. Obawiam się, że ta druga droga zastosowana bezrefleksyjnie doprowadzi Cię w prostej linii za kilka lat znów do mojej skrzynki mailowej. Zastanów się, co Cię trzyma w związku, w którym toczysz bój i walczysz z lekceważeniem. Jakie są tego przyczyny. Poobserwuj swój dom rodzinny, stosunki między rodzicami. Przypomnij sobie, jak to było u babci. Znajdź źródło i rozwiąż swój problem, bo inaczej nic się nie zmieni. Przyczyna Waszej wojny tkwi w Was obydwojgu, jak mniemam. Macie teraz parę trudnych zadań przed sobą…
Powodzenia!
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze