Jestem złą matką?
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuSzczupłe, zrelaksowane, wyspane, wiecznie uśmiechnięte matki, które wiedzą wszystko o wychowaniu dziecka, są tylko w reklamach pieluszek i soczków. W rzeczywistości życie matek to nie droga usłana różami, ale codziennie zmaganie się z problemami. Kochają swoje dzieci, ale czasami wszystko je przerasta. Chcą być idealnymi matkami. Ale takie nie istnieją.
Dla wielu matek wyrzuty sumienia, że nie są idealne, stają się nieodłącznym elementem wychowania dziecka. Tymczasem ono wcale nie potrzebuje super mamy. Do pełni szczęścia wystarczy mu matka, która jest dobra. Dziecko nie musi mieć rodziców 24 godziny na dobę, woli za to czas spędzać bardziej efektywnie, kiedy robią coś naprawdę razem. Czasami może też zjeść danie na wynos, a za to mieć wypoczętą, uśmiechniętą mamę, która nie stała nad garami z grymasem niezadowolenia.
Poza tym kobiety nie dają sobie prawa do frustracji, chociaż emocje te często im towarzyszą. Trzeba jasno powiedzieć, wychowanie dzieci nie zawsze jest łatwe, więc pozwólmy sobie odczuwać nie tylko radość, ale też zmęczenie i złość. Dzisiaj z pomocą młodym mamom idzie nie tylko rodzina, ale też fora internetowe — tu można wymienić doświadczenia, a także książki i portale internetowe, gdzie jest wiele cennych rad. Warto też pamiętać, że w razie problemów, można zwrócić się o pomoc do psychologa.
Ada (28 lat, mama 4-letniego Kajtka i rocznej Zuzy, projektantka wnętrz z Łodzi):
— Kiedy marzyłam o dziecku, widziałam uśmiechniętego maluszka, który wyciąga do mnie rączki, chodzimy na spacery, dziecko jest grzeczne, rośnie, a potem idzie na studia i świetnie się rozumiemy. Rzeczywistość szybko pokazała, że wychowanie dziecka to częściej pole walki, gdzie trzeba być saperem, a nie królewną z bajki.
Na początku wymęczyła mnie ciąża. Miałam mdłości, wymiotowałam trzy razy dziennie, ciągle chciało mi się spać. Praca w tej sytuacji stawała się koszmarem. Klienci marudzili i mieli do tego prawo. Tylko, że ja nie miałam na to siły. Pamiętam, jak jechałam samochodem, myślałam, że zwymiotuję, a kobieta ciągle narzekała, że kolor ścian nie taki, że może zamiast wanny emaliowanej drewniana, chociaż wszystko było już ustalone. Nie wytrzymałam, zatrzymałam samochód i powiedziałam, żeby wysiadła, bo nie da się z nią współpracować.
Dlaczego wszyscy mówią, że macierzyństwo to cud, a nie trud? Synek budził się w nocy i płakał, czasami godzinę, dwie. A ja płakałam razem z nim. Nie umiałam mu pomóc. Nie wiedziałam, co jest mojemu dziecku. Cały czas myślałam, że robię coś nie tak, że może inne matki lepiej sobie radzą. Nie spodziewałam się, że będę taka zmęczona i niewyspana. Mąż proponował, że zadzwoni do swojej mamy, żeby mi pomogła, ale ja nie chciałam, żeby ona myślała, że sobie z czymś nie radzę. Kocham swojego synka, ale chwilami miałam tego wszystkiego dość, tęskniłam za życiem sprzed porodu. Kiedy przyłapałam się na tych myślach, natychmiast pojawiały się wyrzuty sumienia.
Pamiętam, kiedy synek wrócił ze spaceru i miał gorączkę, byłam przerażona, myślałam, że moje dziecko przeze mnie umrze. Wezwałam pogotowie, okazało się, że to nic groźnego, mały dostał leki przeciwgorączkowe. Ale ja i tak całą noc nie spałam. Kiedy wykąpałam go w zbyt gorącej wodzie, siedziałam i płakałam. Nie miałam pomocy, nikt mi nie powiedział, że takie rzeczy się zdarzają. Myślałam, że już gorszej matki nie ma na świecie. Weszłam na forum dla młodych mam. Odetchnęłam z ulgą, zauważyłam, że inne kobiety też mają masę dylematów, że dopóki nie nabiorę doświadczenia, to skąd mam wiedzieć, co robić. Wyluzowałam.
Kiedy urodziła się Zuzia, wszystko było z górki. Nie drżałam już nad każdą jej łezką, nie miałam ambicji, żeby wodę do kąpieli mierzyć termometrem, nie zabierałam na spacer torby dodatkowych ciuszków. Byłam mądrzejsza o doświadczenia. Córeczka jest zdrowa jak rydz, a ja mniej zestresowana, bo już wiem, że w wychowaniu dzieci nie chodzi o to, żeby było miło i idealnie, ale mądrze i rozsądnie.
Karolina (31 lat, mama rocznej Anielki, menadżer w firmie producenckiej z Krakowa):
— W szkole byłam wzorową uczennicą, dobrą studentką, pracownikiem i w końcu dyrektorem. Uważałam się za osobę, która zawsze ze wszystkim sobie poradzi. Kobieta – cyborg. I ta mała istotka zmusiła mnie do zweryfikowania poglądów na swój temat, że może nie jestem taka doskonała.
Kiedy dziecko spało, prałam, sprzątałam, gotowałam. I myślałam, że umrę ze zmęczenia. A ciągle było coś do zrobienia. Jednocześnie wstydziłam się poprosić o pomoc, żeby ktoś nie pomyślał, że sobie nie radzę, że jestem złą matką, że nie panuję nad sytuacją. Przecież byłam szefem działu, potrafiłam zarządzać ponad 30 pracownikami, a nie radziłam sobie z jednym maluchem. Chodziłam zła, mąż wracał coraz później z pracy, coraz częściej się kłóciliśmy. O mało nie doszło do rozstania.
Pamiętam, że powtarzałam sobie, że dam radę, a kiedy moja córeczka wypluwała marchewkę, po prostu darłam się na nią. Przestraszyła się i rozpłakała, a ja płakałam nad tą marchewką razem z nią. I myślałam, jak mogę tak postępować, przecież czytałam, że na tak małe dzieci się nie krzyczy i popieram akcję zero przemocy.
W końcu musiałam przestać udawać, że jestem doskonała. Zadzwoniłam do mojej mamy, żeby przyjechała mi pomóc. Już było lżej. To ona namówiła mnie, żebym zatrudniła na kilka godzin opiekunkę, która w tym czasie pójdzie z małą na spacer, czy pobawi się z nią, a ja będę miała czas dla siebie. To była duża ulga. Zatrudniłam też panią do sprzątania i nie przeszkadzały mi obce osoby w domu. Dziecko nie tylko nauczyło mnie dystansu do jego wychowania, ale też do życia w ogóle. Nie da się inaczej, żeby nie zwariować.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze