Wiosna w Klekotkach
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuKlekotki to osada, schowana wśród gęstych drzew. Oprócz jednego gospodarstwa i pozostałości po starym domu jest tu hotel. Kiedyś to był młyn i zabudowania z nim związane. Dziś w Kuźni, Domu Młynarza śpią hotelowi gości. Droga jest wąska i dziurawa. Piękna. Sporo takich w tym regionie Polski. Stare brzozy potrząsają wątłymi gałęziami jak panny suszące włosy. Już niedługo zazielenią się. W Klekotkach wiosna zaczyna się gwałtownie i jest piękna.
Klekotki to osada, schowana wśród gęstych drzew. Oprócz jednego gospodarstwa i pozostałości po starym domu jest tu hotel. Kiedyś to był młyn i zabudowania z nim związane. Dziś w Kuźni, Domu Młynarza śpią hotelowi gości, a syn gospodarzy z nieistniejącej już chałupy jest ochroniarzem obiektu. Już 17 lat. Wcześniej pracował w młynie przy mące. Odkąd młyn został przekształcony w hotel pilnuje pięknego ogrodu i stylowych zabudowań. — Mam szczęście – mówi - pracuję w pięknym miejscu.
Skąpane w słońcu i mgle
— W latach 90-tych ubiegłego wieku namawiano mnie na zakup ziemi na Mazurach – wspomina Zbigniew Tyszko, właściciel Hotelu Młyn Klekotki. - Po co mi to – myślałem, to tylko kłopot. Nie mam pomysłu na mazurski biznes. Któregoś dnia dałem się jednak namówić na obejrzenie zniszczonego, starego młyna. Był ciepły letni dzień. Przed chwilą ustał deszcz. Słońce oświetliło zabudowania nadając miejscu bajkowej poświaty. Patrzyłem urzeczony na ten świetlisty spektakl i już podjąłem decyzję. Kupiłem młyn, choć wówczas nie wiedziałem jeszcze, co z nim zrobić.
Sensualna uczta
Pomysł pojawił się później, kilkusetletni młyn zmienił się butikowy hotel otoczony ogromnym ogrodem z azjatyckimi akcentami. W ubiegłym roku na wzgórzu pod lasem stanął niezwykły budynek SPA. Stare drewniane skrzydła mazurskiej stodoły okrywają wnętrze przesiąknięte duchem orientalnej podróży.
Daleki Wschód pojawia się też w wystroju pokojów i w klekotkowej kuchni. Nieprzypadkowo. Zbigniew Tyszko upodobał sobie ten kontynent ponad wszystkie inne. Choć od wielu lat odwiedza kraje na wszystkich kontynentach, to do Azji wraca najchętniej. Inspirują go tamtejsze smaki, zapachy, przestrzeń.
Ale inspirację odnajduje również w najbliższym otoczeniu. W ziołach, smaku chleba, sera, grzybach i rybach. Korzysta z usług lokalnych dostawców żywności i namawia ich na wprowadzanie nowości.
Sam czuwa nad menu w tutejszej kuchni. Przyjąć od niego zaproszenie na kolację, to jak udać się na sensualną wyprawę. Dania uwodzą zapachem, smakiem i wyglądem.
— Tak powinno być – uważa pan Tyszko.
Hedonizm. Przyjemność życia
— Lubię przyjemności życia – opowiada podczas uczty przy kominku. — Z wiekiem doceniam je coraz bardziej i częściej ich poszukuję. Wychodzę z założenia, że jeżeli coś mi smakuje i jest dla mnie miłe, moim gościom też powinno smakować. Z ciekawością odwiedzam SPA w Azji. Podglądam, wącham, obserwuję. Jeżeli jakiś szczegół zwróci moją uwagę, wprowadzam to w Sento SPA.
Co takiego? Chociażby drewniane skrzyneczki ze szklanymi kulkami, służące gościom do przechowywania obuwia, seledynowe szlafroki w japońskim stylu.
Sprowadzam wina, których posmakowałem w podróży – kontynuuje opowieść właściciel Młynu Klekotki.
Prowadzenie hotelu to ciągła pożywka dla kreatywności, dlatego Zbigniew Tyszko wciąż tworzy. Realizuje śmiałe wizje architektoniczne i eksperymentuje w kuchni. Teraz ma ochotę wymyślić klekotkowy ser z koziego mleka. Mają się w nim znaleźć zioła rosnące w hotelowym ogrodzie i te sprowadzone z Azji.
Dba o detale niczym jubiler. Podczas śniadania testuje smak kawy z różnej grubości filiżanek. Nie jest wszystko jedno. Dlatego w Klekotkach ważne są szczegóły i ważna jest ekologia.
Nie tylko ta na talerzu. Choć gości urzec może widok kucharza przemykającego przez restaurację do ogrodu, by zerwać świeże poziomki i naskubać szczypiorku. W pokojach dostępne są ekologiczne ołówki, a woda czeka w szklanej butelce ze stylowym kapslem.
Zachwycająca zieleń
Z głównej drogi do Klekotek jest tylko kilka kilometrów. Droga jest wąska i dziurawa. Piękna. Sporo takich w tym regionie Polski. Stare brzozy potrząsają wątłymi gałęziami jak panny suszące włosy. Już niedługo zazielenią się.
W Klekotkach wiosna zaczyna się gwałtownie. Najpierw skarpa nad jeziorem w pobliżu chińskiego mostku pokrywa się niebieskimi kwiatami, a przebiśniegi wygrzewają się przy strumyku. Za ich przykładem rozkwitają zawilce i fiołki. A potem nie ma drzewa, ni krzewu, który nie chwaliłby się zielonym liściem, subtelnym odcieniem płatków, kształtem łodygi. Ogród stworzyli w 1998 roku dwaj młodzi projektanci, realizując wizjonerski pomysł właściciela. Orientalne krzewy, klony japońskie i niskie sosny żyją w harmonii ze swojskimi, lawendą i ziołami. Nad jeziorem latem rosną pory i buraczki. Mają blisko na talerz gościa.
Pan ochroniarz odwozi mnie na dworzec w Morągu.
— Niech pani przyjedzie za kilka tygodni – rzuca na odchodnym. Wiosną w Klekotkach jest przepięknie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze