Zmory przeszłości
CEGŁA • dawno temuMój ukochany ojciec zmarł, gdy miałam 17 lat. Z mamą nigdy nie mogłam się porozumieć. Zaraz po śmierci ojca wprowadził się do nas jej nowy facet - alkoholik, lekoman, bezrobotny. Tuż przed maturą miałam w domu piekło. Kazał mi się wynosić, a moja mama patrzyła na to bez słowa. Byłam zrozpaczona, nie miałam gdzie się podziać.
Droga Cegło!
Na pewno z zewnątrz wygląda to tak, że sama nie wiem, czego chcę: wspieram swojego chłopaka, ale mam żal, że nie okazuje mi wdzięczności. Dlaczego tak się waham? Nie wiem, może taką mam naturę.
Zachęcałam go do pisania pracy magisterskiej, płaciłam za jego telefon przez wakacje, za nasze mieszkanie i życie w Anglii — gdy na początku nie mógł znaleźć pracy. Ale teraz mam już dużo tych rachunków i irytuje mnie trochę, że jak robię zakupy, on nawet nie pomoże mi ich przynieść. Ogólnie, dobrze nam się żyło razem przez ostatnie miesiące. Problem w tym, że mam dosyć ciężką sytuację w domu rodzinnym i Marcin jest mi potrzebny. W zasadzie mam na świecie tylko jego. Może wyjaśnię, jak to jest. Mój ukochany ojciec zmarł, gdy miałam 17 lat. Z mamą nigdy nie mogłam się porozumieć. Zaraz po śmierci ojca wprowadził się do nas jej nowy facet — alkoholik, lekoman, przez cały czas bezrobotny. Mój ojciec też pił, ale nie aż tak. Przez pierwsze miesiące wspólnego mieszkania było OK, ale potem, tuż przed maturą miałam piekło w domu. Ten człowiek kazał mi się wynosić, wyzywał od najgorszych, a moja mama patrzyła na to bez jednego słowa. Byłam zrozpaczona, nie miałam gdzie się podziać.
Na szczęście dostałam się na studia. Gdyby nie to, skończyłabym pewnie ze sobą, bo nie wytrzymałabym w domu. Przez całe studia nie jeżdżę do domu na weekendy, tak jak inni. Jeśli jadę, to raz na miesiąc i wracam tego samego dnia. On nie lubi, gdy zostaję w domu dłużej. Teraz, po kilku latach, kiedy rozmawiałam z mamą o tamtych strasznych miesiącach przed maturą, ona twierdzi, że niczego takiego nie pamięta, że wymyśliłam to sobie!!!
Inny przykład: kiedy wróciłam z Anglii w listopadzie, zostawiłam zarobione pieniądze w domu. Po dwóch miesiącach okazało się, że brakuje 120 funtów. Zapytałam mamę, czy brała, ale powiedziała, że nie i że na pewno źle policzyłam. Ale ja wszystko zapisuję, jeśli chodzi o takie rzeczy. Wiem, ile zostawiłam. Gdyby się przyznała, że wzięła, wszystko byłoby OK, ale czemu ona kłamie…
Teraz, co prawda jest inaczej między nami, bo nie mieszkam w domu i wiem, że nigdy tam nie wrócę. Rozmawiamy często przez telefon. Mama nie jest zła. Kiedy byłam w liceum, nie żałowała na dodatkowe kursy angielskiego czy niemieckiego, w zasadzie wyprowadziła mnie z choroby (miałam głęboką skoliozę, pilnowała zawsze, żebym ćwiczyła itd). Na studiach mogłam już jeździć na wakacje i sama na wszystko zarobić.
Tylko nie mogę jej już zaufać. Już nieraz mówiła: „pomóż mi, chcę zostawić tego drania”. Więc jechałam do domu, motywowałam ją, ale ona za każdym razem do niego wracała, a ja wychodziłam na idiotkę. Ostatnio już nic nie mówię. Powtarzam — to twoje życie mamo, rób, co chcesz. Niestety, często, chcąc nie chcąc, zwierzam się mamie, chociaż wiem, że zawsze obraca się to przeciwko mnie. Ogólnie, odkąd ojciec nie żyje, to nie jest już mój dom. Jeśli w ogóle wspomnę coś na temat tego, że w domu mi źle, to mama grozi, że się powiesi, bo „każdy czegoś od niej żąda”. Więc już wolę nic nie mówić i nie lubię tam jeździć.
Dlatego mój chłopak jest dla mnie taki ważny. Tyle, że ostatnio on też tak jakoś się zmienił… Albo może to ja tak kurczowo się go uczepiłam, nie wiadomo po co?
Ania
***
Droga Aniu!
Obiecałam, że zamieszczę Twój list w dwóch odcinkach i dziś obietnicy dotrzymuję.
Sama widziałaś, ile przepełnionych emocjami komentarzy dostałaś po pierwszej publikacji, ile osób zareagowało prosto z serca na Twój problem z chłopakiem. Wiesz zatem także, jaka opinia najczęściej się powtarzała… Przytłaczająca większość osób – także tych, które przeżyły związki podobne do Twojego – uważa, że powinnaś to zakończyć, bo zasługujesz na coś więcej. Nie sądzę, by zmieniły zdanie, dowiedziawszy się o innych ranach i urazach, jakie chowałaś dotąd w sercu. Ja w każdym razie, kiedy przeczytałam Twój drugi mail, poczułam, że jeszcze bardziej Cię rozumiem, znając szersze tło. Zdaję sobie sprawę, jak trudno wyzwolić się z pewnych sytuacji.
Ale ja również swoją opinię podtrzymuję: musisz natychmiast stanąć na własnych nogach! Bo musisz znaleźć czas na to, by uwolnić się nie tylko od bezsensownego związku, ale też od nieciekawych doświadczeń i przekonań, wyniesionych z rodzinnego domu. To będzie kawał ciężkiej pracy nad sobą. Marcin Ci w niej nie pomoże. Mam nawet wrażenie, że pewne sprawy najlepiej przepracować w samotności – uwierz, w niektórych sytuacjach ona nie jest Twoim najgorszym wrogiem.
Aniu, w dużym uproszczeniu widzę to tak: napatrzyłaś się w domu na mamę, uwikłaną w dwa związki z niezbyt silnymi mężczyznami. Pierwszym był Twój ukochany tata, który widocznie, mimo nałogu, w jakiś sposób zasłużył na Twoją miłość. Drugim jest obcy dla Ciebie, nieprzyjazny człowiek, który kompletnie nie radzi sobie w życiu i chce zagarnąć mamę na własne potrzeby tak, by koncentrowała się wyłącznie na nim. Dlatego prześladował Cię i zmusił do jak najszybszego usunięcia z domu. A mama? Cóż, ona sama ciągnie ten wóz i chwilami pewnie czuje się jak koń… Na pewno pamiętasz to określenie. Użyłaś go, opisując swoje problemy z Marcinem w poprzednim opublikowanym liście.
I wiesz już, do czego zmierzam… Tak, Aniu, wspomnienia z domu są jeszcze świeże, wręcz namacalne, a Ty już powielasz we własnym życiu sytuacje, których doświadczyłaś. Kontynuujesz pewien negatywny wzorzec, zamiast uciekać w przeciwną stronę. Jestem pewna, że robisz to podświadomie. Ten błąd popełnia mnóstwo osób, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy.
Aniu, opiekowanie się Marcinem nie stanowi antidotum na Twoje domowe traumy. Nie wolno Ci nawet myśleć, że masz na świecie tylko jego, ponieważ jego obecność nie rozwiązuje Twoich problemów ani nie leczy ran – wręcz przeciwnie. Mimowolnie idziesz w ślady mamy, ciągnąc za uszy niedojrzałego, wygodnickiego słabeusza i robiąc z tego niepotrzebnie swoją życiową misję. A przecież postępowanie mamy oceniasz negatywnie i surowo. Nie zachowuj się – wybacz ostre słowo – jak bezwolna ofiara tego modelu, który zaobserwowałaś w domu, a przeciwko któremu się przecież buntujesz. Dostrzegasz ten paradoks? Jesteś w takim punkcie życia, kiedy człowiek ma obowiązki przede wszystkim (jeśli nie wyłącznie) wobec siebie. Weź sobie to do serca. Nie marnuj swoich osiągnięć i energii na litość, wydumane zobowiązania wobec kogoś, kto bezwzględnie Twój sposób myślenia wykorzysta – jak już pisałam, nie łudź się, że doceni.
Najważniejsze zadanie dla Ciebie na dzisiaj to… wyleczenie się z kompleksów. Cierpi na nie cała rzesza atrakcyjnych, samodzielnych młodych kobiet. Uruchamiają wszystkie swoje opiekuńcze instynkty wobec mężczyzn, by udowodnić sobie, że są komuś potrzebne, że poradzą sobie ze wszystkim. Nawet z brakiem miłości.
Aniu, wcale nie wykluczam, że do walki będzie Ci potrzebne wsparcie terapeuty. Ale skoro potrafisz sama utrzymać dwie osoby – na Twoim miejscu przekierowałabym część dochodów na ten właśnie cel.
Gorąco Cię namawiam do potwierdzenia własnej wartości w inny niż dotychczas sposób.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze