Być wolnym od wszystkiego!
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuUniezależnienie się od świata zewnętrznego, a zatem wolność. Łatwo się mówi, prawda? Pełna niezależność jest owszem, możliwa, lecz oznacza życie w opłakanych warunkach. Nie ma człowieka bardziej wolnego od menela.
Mój syn niedługo idzie do szkoły. Fakt, że nie nie pozna tam Platona, smuci mnie bardziej niż głód na świecie.
Gdybym mógł wprowadzić jedną zmianę w polskim modelu kształcenia, przywróciłbym Grecję. Myśl starożytnych została niemal zapomniana. Gdy sam chodziłem do szkoły, w parę godzin przerobiliśmy co ważniejsze mity, pani poczytała fragmenty „Iliady” i właściwie tyle. A przecież wszystko, co wartościowe w naszej kulturze, pochodzi właśnie z Grecji. Nikt nie stworzył piękniejszych opowieści niż Homer, nie znajdziesz mędrca nad Arystotelesa, a Herakles był siłaczem nad siłaczami.
Powiem więcej – chciałbym zmusić każdego do obcowania z Grekami i bardzo żałuję, że nie wolno mi sterroryzować was wszystkich. Pragnę zobaczyć nakoksowowanego bandytę z „Parmenidesem” Platona i flamę tipsiarę recytującą „Odyseję” na wyrywki. Głodziłbym was wszystkich, wyłączył wam prąd – tylko po to, byście czytali Greków, podziwiali rzeźby greckie i klęczeli przed każdym kawałkiem potrzaskanej wazy.
Termin autarkia również pochodzi z Grecji i został wprowadzony przez Sokratesa – starego pierdołę zanudzającego ateńczyków pytaniami o sens życia. Ateńczycy w końcu odpowiedzieli Sokratesowi, skazując go na śmierć. Wypił cykutę jak dobre wino. Zostawił po sobie, między innymi, właśnie autarkię. A ja, dwa i pół tysiąca lat później już wiem, co ze sobą zrobić.
Autarkia oznacza w wolnym tłumaczeniu uniezależnienie się od świata zewnętrznego, a zatem wolność. Żadne, najstraszniejsze nawet wydarzenie nie ma do mnie dostępu. Łatwo się mówi, prawda? Z realizacją trochę trudniej.
Paradoksalnie, autarkia wprowadzana na skalę masową kończy się tragicznie. Wiedzą o tym mieszkańcy Korei Północnej. Idea Dżucze, samowystarczalności także w dziedzinie rolnictwa, produkcji, ekonomii pchnęła tych nieszczęśników do konsumowania trawy. Wydaje mi się, że z ludźmi jest podobnie. Pełna niezależność jest owszem, możliwa, lecz oznacza życie w opłakanych warunkach. Nie ma człowieka bardziej autarkicznego od menela.
Niemniej, warto spróbować. Wprowadźmy w swoją codzienność odrobinę autarkii. Jesteśmy bowiem zależni od zbyt wielu rzeczy. A przecież nie musimy.
Na przykład, przedmioty. Z nimi jest najprościej. Z jakichś dziwnych przyczyn, staliśmy się maniakami gromadzenia. Zbieramy graty jak wiewiórka orzechy. Wydaje się nam nawet, że posiadanie czyni nasze życie lepszym, bardziej wartościowym. Tak jednak nie jest. Nie mówię tutaj o celowym pozbywaniu się przedmiotów, nie proponuję żywotu mnicha, takiego co ma tylko parę gaci, drewniany krzyż i śpi w trumnie. Człowiek, który nie chce mieć żadnych przedmiotów, także określa się względem nich. Dalej nim rządzą. Chciałbym, aby rzeczy nie miały dla mnie znaczenia. Mogę je mieć. Mogę nie mieć. Obojętne.
Niedawno zrobiłem wielkie czyszczenie mieszkania. Wywaliłem połowę ubrań, przetrzebiłem książki i zapewne pozbyłbym się przynajmniej jednego kota, gdyby nie zdecydowana reakcja mojej lepszej połowy. W wyrzucaniu odkryłem wielką radość. Właściwie mógłbym pozbyć się wszystkiego z domu, a potem kupować na nowo. Już mi nie zależy.
Nieco gorzej jest z żarciem. Niestety, muszę jeść. Wolałbym, aby było inaczej. Chciałbym, na przykład, być wężem. Zżerałbym raz na miesiąc całą świnię, leżał przez dwa dni, a potem miał spokój na pełne cztery tygodnie. Koniec z zakupami, zmywaniem garów, przeżuwaniem i ciężkim żołądkiem. Niestety, tak się nie da. Nie lubię być głodny i chciałbym pożyć jeszcze trochę.
Wydaje mi się jednak, że do jedzenia przywiązujemy zbyt wielką wagę. Znam takich, którzy już w poniedziałek myślą o sobotnim obiedzie, potrafią godzinami gadać o tym, co zjedli, co będą jeść i jak te smakołyki ugotują. Smakosze to trochę nudziarze, a trochę potwory. Moda na zdrowe jedzenie, a zwłaszcza różnego rodzaju diety irytuje mnie jeszcze bardziej. Moje życie, choć miłe mi, nie ma dla mnie tak wielkiego znaczenia, bym mordował się ze specjalnym jadłospisem. Czy wielbiciele zdrowej żywności, kiełków i innych potworności naprawdę liczą, że dzięki diecie pożyją trochę dłużej? Albo będą zdrowsi? Otóż nie, nie będziecie. Przykro mi. A jeśli nawet, co z tego? Po cholerę mam żyć dziesięć lat dłużej? Poza tym, gdy będę umierał, chciałbym być chory, a nie zdrowy.
Jedzmy proste potrawy, umiarkowanie smaczne i o regularnych porach. Nie przejmujmy się, gdy raz na jakiś czas wsuniemy pizzę albo hamburasa. Palmy papierosy na głodniaka, jeśli tylko mamy ochotę.
I wreszcie – ludzie. Zależność od ludzi jest najgłębsza, właściwie niemożliwa do uniknięcia. Nawet gdy kogoś wykorzystujemy, pozostajemy zależni od jego uległości. Na domiar złego, jesteśmy odpowiedzialni za wszystkich, których oswoiliśmy (mówiąc językiem Małego Księcia). I jeszcze robimy sobie dzieci, od których nie sposób się uwolnić.
Na szczęście i nieszczęście, od innych zawsze jesteśmy wolni. Po prostu, nie możemy ich zmienić. Wie o tym każdy, kto podjął się trudu wychowania dzieci. Małego człowieka nie można ukształtować wedle woli, jedynie pchnąć w określonym kierunku. Analogicznie, nie sprawimy, by głupiec zmądrzał, mały stał się duży, słabeusz zmienił się w siłacza, a kurdupel urósł. Co jeszcze smutniejsze, nie zdołamy sprawić, by ktoś nas pokochał, lub przestał kochać.
Inni są autonomiczni, wewnątrzsterowni, piękni i straszni jednocześnie. Tak, dziewczyny, mówię właśnie o was. Ale nikt nie zasłużył na to, by dla niego żyć. To zbyt wielki ciężar. Nie powinniśmy obarczać nim nikogo.
W autarkii widzę najpiękniejszy przykład zdrowego egoizmu i wielkiego fucka pokazanego światu. Świat oczywiście zwycięży. Zawsze zwycięża. Ale nie poddawajmy się za łatwo.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze