Dziewczynka w żółtej sukience
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuŻyjącym w świecie pełnym kolorowych dóbr i opieki socjalnej turystom (w tym mnie) trudno sobie wyobrazić, że w jakimś miejscu na świecie toleruje się głód i choroby dzieci. Na pewno są instytucje, które im pomagają – myśli sobie taki ktoś. Na pewno są, ale ich pomoc to kropla w morzu biedy i nieszczęść. Stając przed bosym dzieckiem z wyciągniętą rączką zawsze mam dylemat. Dawać pieniądze, czy nie dawać?
To był ostatni dzień mojej dwumiesięcznej podróży po Azji. Taksówka przebijała się przez zakorkowane przedmieścia Katmandu. Patrzyłam na stare samochody ustępujące miejsca krowom, rowerzystom i pieszym. Jechaliśmy kilka metrów, by zatrzymać się w ścisku pełnym ludzi i zwierząt. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie w szybę. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynkę. Miała około sześciu lat. Ubrana była w żółtą brudną sukienkę. Spod skołtunionych czarnych, długich włosów patrzyły na mnie ciemne i bardzo smutne oczy. Dziewczynka wyciągnęła rączkę w proszącym geście. Nim zdążyłam zareagować, mój samochód ruszył w kierunku lotniska. Widziałam w lusterku jak dziewczynka w żółtej sukience puka w szyby kolejnych samochodów. Nie mogłam przestać o niej myśleć, podobnie jak o innych dzieciach, które spotkałam na swojej drodze podczas dalszych i bliższych wyjazdów. Tylko nieliczne poznałam z imienia. Większość mijałam na ulicy próbując nie myśleć o tym, że wiele z nich nic tego dnia nie jadło.
Żyjącym w świecie pełnym kolorowych dóbr i opieki socjalnej turystom (w tym mnie) trudno sobie wyobrazić, że w jakimś miejscu na świecie toleruje się głód i choroby dzieci. Na pewno są instytucje, które im pomagają – myśli sobie taki ktoś. Na pewno są, ale ich pomoc to kropla w morzu biedy i nieszczęść. Stając przed bosym dzieckiem z wyciągniętą rączką zawsze mam dylemat. Dawać pieniądze, czy nie dawać? Zazwyczaj nie daję. Nie chcę wspierać żebractwa dzieci. Wolę kupić im jedzenie. Staram się też w podróż zabierać małe zabawki. Drobiazg wręczony dziecku, może stać się jego jedyną posiadaną rzeczą.
Pamiętam dwie siostry siedmioletnią i dziesięcioletnią, Indianki z Peru. Codziennie przechadzały się w pobliżu Katedry w Cuzco namawiając przechodniów na zakup robionych ręcznie laleczek. Bez ich pracy rodzina nie dałaby rady kupić jedzenia. Opowiedziały mi to w cukierni. Wraz z współtowarzyszami podróży zabraliśmy je na ciastka. Pierwszy raz w życiu były w takim miejscu i buzie im się nie zamykały. Wiele powiedziały nam wówczas o warunkach ekonomicznych swojej rodziny. Mieszkały w domku bez elektryczności z daleka od centrum miasta, cała rodzina w jednym pokoju. Rodzinie starczało pieniędzy jedynie na jedzenie i to tylko dlatego, że pracowali wszyscy jej członkowie – rodzice i pięcioro dzieci.
Biorąc pod uwagę liczbę ludność na świecie i gęstość zaludnienia, nie trudno zauważyć, że tylko niewielki odsetek dzieci żyje w bogatej Europie i Ameryce Północnej. Przeważająca część żyje w Afryce, Azji lub biednych krajach Ameryki Południowej i Środkowej. Aż koło 1,3 miliarda ludzi na świecie musi żyć za mniej niż 1 dolara dziennie, blisko połowa ludności świata (ok. 3 miliardów) ma do dyspozycji 2 dolary dziennie. Brak dostępu do czystej wody to znów 1,3 miliarda a brak dostępu do elektryczności wg statystyk to 2 miliardy ludzi.
Dla większości dzieci na świecie dzień nie rozpoczyna się matczynym całusem i śniadaniem czekającym na stole w kuchni. Rozpoczyna się i kończy walką o przetrwanie. W biednym świecie wygrywa silniejszy i szybszy. Najczęściej nie jest to dziecko.
Turyści wyjeżdżający do biedniejszych krajów świata uwielbiają fotografować dzieci. To zawsze wdzięczni modele. Zazwyczaj chętnie pozują, śmieją się do obiektywu, nie chcą zapłaty, a jeżeli już to dają się zadowolić cukierkiem. Można bardzo szybko pstryknąć egzotyczną fotkę i przesłać znajomym z podpisem, że oto trafili do slumsów lub biednej dzielnicy i zobaczyli taki obrazek. Prawda że straszny? Obok tego obrazka za chwilę pojawi się fotografia homara, którego jedli na kolację lub plaży z białym piaskiem.
Ludzie z naszej części świata mają to szczęście, że mogą się przemieścić. Mogą przez chwilę pogapić się na cudzą biedę, a potem wrócić do czystego hotelu na drinka. Dzieci zostaną w swoich biednych domach lub na ulicy.
Statystyki mówią, że 20% ludzi żyjących w bogatych krajach konsumuje 86% dóbr światowych. A reszta ludności? Śmiem przypuszczać, że wykorzystuje to, co owe 20% uważa za śmieci.
Podróże to nie tylko oglądanie pięknych widoków, to również uświadamianie sobie przepaści ekonomicznej dzielącej różne części świata. Czy możemy coś zrobić? Możemy. Wystarczy, że wesprzemy jedno dziecko. Gdyby każdy z nas to zrobił, pomoglibyśmy wspólnie wielu osobom. Są organizacje zajmujące się leczeniem, edukacją, poprawą warunków bytowych, programami dla dzieci ulicy. Wystarczy tylko chcieć a nie odwracać głowę na widok żebrzących.
Każdy kto ma ochotę pomóc, bez trudu znajdzie organizację, za pośrednictwem której będzie mógł opłacić edukację dziecka w Afryce (adopcja na odległość), pomóc wybudować szkołę w Nepalu lub dom w Manili. Może również przekazać kilka złotych na szczepionki i odżywki dla najmłodszych dzieci w Afryce. Kto ma więcej czasu może zostać wolontariuszem, pracować w sierocińcu, uczyć dzieci angielskiego lub pomagać w szpitalu. Warto spróbować.
Wciąż pamiętam o dziewczynce w żółtej sukience. Jest moim wyrzutem sumienia i przypomina mi, że mogę wiele zrobić.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze