Kłócimy się z mężem o przyszłość dzieci
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuKiedy ludzie będący razem w związku tworzą wspólny front, ich życie jest o wiele łatwiejsze niż wtedy, gdy każde z nich ma inną wizję przyszłości. Sytuacja znacznie komplikuje się, kiedy żadne z nich nie potrafi wyjść poza własne wyobrażenia i doświadczenia. Emocje sięgają zenitu zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o dzieci… Co zrobić w sytuacji, kiedy małżonkowie kłócą się o przyszłość dzieci, odpowiada nasz psycholog, Joanna Borowicz.
Kiedy ludzie będący razem w związku tworzą wspólny front, ich życie jest o wiele łatwiejsze niż wtedy, gdy każde z nich ma inną wizję przyszłości. Sytuacja znacznie komplikuje się, kiedy żadne z nich nie potrafi wyjść poza własne wyobrażenia i doświadczenia. Emocje sięgają zenitu zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o dzieci… Co zrobić w sytuacji, kiedy małżonkowie kłócą się o przyszłość dzieci, odpowiada nasz psycholog, Joanna Borowicz.
Pani psycholog,
z moim mężem układa nam się dobrze, nie mogę narzekać, ale ostatnio jesteśmy w stanie wojny. Chodzi o nasze dzieci.
Mój mąż, zapalony, ale niespełniony sportowiec (dużo grał w piłkę nożną, ale amatorsko, w szkole średniej) chce, żeby dzieci chodziły do szkół sportowych. Ja z kolei (trenowałam piłkę ręczną, chodziłam w podstawówce do klasy sportowej) nie chcę, żeby dzieci poświęcały się sportowi w takim zakresie.
Nasze dzieci są aktywne i ciekawe świata. Mają dużo zajęć dodatkowych: pływają, uczą się angielskiego, grają w szachy, trenują karate, syn trenuje piłkę nożną – robią to, czym się interesują. I są szczęśliwe. Stety-niestety mają osiągnięcia (i np. są „zapraszane” do szkół sportowych, do klubów) – i to mojego męża podkręca. Każe im się też sprawdzać, to jest np. brać udział w egzaminach (bo mówi, że lubi się dziećmi chwalić).
Sadzę, że mój mąż dziećmi chce zrekompensować sobie to, czego nie miał. On mi z kolei zarzuca, że moja przeszłość (ta klasa sportowa) mnie skrzywiła, przez co blokuję dzieci, nie pozwalam im rozwinąć skrzydeł. A ja naprawdę staram się kochać mądrze – i słucham, co mówią dzieci. Wydaje mi się, że on może też we mnie widzieć swoją matkę, która trzymała go pod spódnicą, bo się o niego panicznie bała i nie pozwalała mu nawet chodzić na basen! Zarzuca mi też, że jestem odpowiedzialna za to, że dzieci nie wykorzystują swojego potencjału (tylko dlaczego sport – pytam? W innych dziedzinach też są świetne!)
Jestem u kresu wytrzymałości. Nie możemy wypracować porozumienia. Dodatkowo mój mąż nie potrafi rozmawiać – nie znosi sprzeciwu, więc padają ostre słowa, epitety (że jestem nienormalna np.). Nasze rozmowy to żywy ogień. Po takiej wymianie zdań czuję się jak zero (bo mój mąż, kiedy czuje się bezsilny, nie ma żadnych zahamowań). Co robić? Jakich argumentów użyć, żeby wreszcie do niego dotarło to, że nas niszczy.
Magda z Krakowa
Joanna Borowczak — psychoterapeutka z ponad 15-letnim doświadczeniem. Certyfikowana w ramach terapii systemowej. Specjalizuje się w pomocy rodzicom w problemach z dziećmi i terapii małżeńskiej. Pracuje z osobami dorosłymi starając się znaleźć maksymalnie dużo ich zasobów, dzięki którym poradzą sobie w trudnych dla siebie sytuacjach. Prowadzi własną praktykę w założonym przez siebie Ośrodku Psychoterapii i Treningu psychologicznego "KONTAKT": www.joannaborowczak.com. Prywatnie mama ruchliwego sześciolatka i samodzielnej już 26-latki. Uwielbia wiosnę i słońce, namiętnie układa puzzle.
Witam Pani Magdo
W swoim liście pisze Pani o dwóch istotnych kwestiach: froncie wychowawczym wobec dzieci oraz kłopotach wynikających z niemożności porozumienia się z mężem.
Państwa dzieci są aktywne i robią ciekawe rzeczy. Wiele z nich jest z obszaru sportowego: pływanie, karate, piłka nożna. Rozumiem, że wynika to z ich chęci i potrzeb, niekoniecznie z chęci/potrzeby sprawdzania się i udowadniania, że jest się najlepszym.
Pani oraz mąż odnosicie się w swoich argumentach do własnego dzieciństwa, swoich doświadczeń, ambicji — spełnionych bądź nie. I trochę poprzez dzieci próbujecie swój świat naprawić. Pisze Pani "mąż chce dziećmi zrekompensować sobie to, czego nie miał", o sobie, że nie chce by dzieci poświęcały się sportowi w takim zakresie, jak Pani sama kiedyś (klasa sportowa). Wasze doświadczenia sportowe spowodowały, że zaraziliście dzieci swoją pasja, sposobem na życie (zdrowy, sportowy styl życia) i nie ma od tego ucieczki. Warto jednak przyjrzeć się temu, czego chcą dzieci i zaakceptować to. One mają żyć życiem własnym ze swoimi wyborami, decyzjami, a nie realizować marzenia rodziców. Trudno wtedy być szczęśliwym.
Drugą kwestią poruszaną w liście jest trudność w porozumiewaniu się z mężem, jak rozumiem, w spornych kwestiach. Nie ma metody, by on zrozumiał, że Pani ma rację. Pani mąż może to samo powiedzieć: żona nic nie rozumie, jak ją przekonać. To pokazuje zamknięcie na drugą osobę, jej sposób widzenia sprawy. Zachęcałabym do spokojnego przedyskutowania kwestii jeszcze raz, a także posłuchania dzieci i zastanowienia się, jak wybrnąć z tej sytuacji akceptowalnie dla każdej ze stron. Kiedy człowiek przestaje się denerwować, zacietrzewiać i obstawiać przy swoim, pojawia się szansa usłyszenia argumentów drugiej strony. Wszystkich. Może warto też porozmawiać z kimś ważnym dla was obojga, kto może rzucić inne spojrzenie na wasz konflikt. Trzymam kciuki za dobre negocjacje.
Joanna Borowczak
Kontakt do psycholog: joannaborowczak
Masz problem, wyślij do nas list z pytaniem do psychologa: zofia.bogucka@kafeteria.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze