Historia lubi się powtarzać…
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuNiezależnie od tego, czy jesteśmy podobni do swoich rodziców czy też nie, zdarza się, że idziemy utartą przez nich ścieżką: popełniamy ich błędy lub dokonujemy podobnych, co oni kiedyś, wyborów. Bywa, że stajemy się bohaterami historii, która lubi się powtarzać.
Niezależnie od tego, czy jesteśmy podobni do swoich rodziców czy też nie, zdarza się, że idziemy utartą przez nich ścieżką: popełniamy ich błędy lub dokonujemy podobnych, co oni kiedyś, wyborów.
Zwolennicy teorii, że sami jesteśmy kowalami losu, dopatrywać się tu będą wpływu wychowania — siły wypracowanych postaw i zaszczepionych przekonań lub po prostu wachlarza genów. Dla tych, którzy wierzą w przeznaczenie czy siły wyższe, wobec których jesteśmy bezsilni, też sprawa jest jasna. Cóż — tak po prostu bywa, że czasem zostajemy uwikłani w życiowe scenariusze, które są kalką życiorysów naszych rodziców. Bywa, że stajemy się bohaterami historii, która lubi się powtarzać.
Marta (24 lata, studentka z Trójmiasta):
— Kiedy po kilku latach rozstałam się z chłopakiem, nie rozumiałam, dlaczego wśród bliskich budzi to aż tyle emocji. Szczególnie silnie przeżyła to moja mama, co było dziwne, bo niby lubiła Marka, ale nie przepadała za nim jakoś specjalnie.
Chodziliśmy ze sobą przez trzy lata – poznaliśmy się, kiedy kończyłam gimnazjum, a rozstaliśmy się niedługo po tym, jak mój chłopak poszedł na studia. Ja zostałam w naszym rodzinnym mieście i kończyłam liceum. Mieliśmy wobec siebie poważne plany — zaręczyliśmy się, chcieliśmy zamieszkać razem i się pobrać. Stało się jednak inaczej. Marek na jakiejś studenckiej, mocno zakrapianej imprezie, zaszalał i wylądował w łóżku ze swoją starą koleżanką z klasy, którą spotkał gdzieś w klubie. Powiedział mi o tym dopiero po kilku tygodniach, kiedy okazało się, że ona jest w ciąży. Sprawę uznałam za zakończoną — nie chciałam go znać, oddałam mu pierścionek i zafundowałam sobie terapię: podarłam wszystkie wspólne zdjęcia, jego listy, wyrzuciłam wszystko, co by mi go przypominało. Ten rozdział życia uważałam za zamknięty.
Moja mama bardzo to przeżywała – miałam wrażenie, że psychicznie pogrążyło ją to jeszcze bardziej niż mnie. Miałam jej wręcz za złe, że za bardzo się wczuwa i przejmuje moją krzywdą. Zaraz po zakończeniu szkoły wyjechałam do innego miasta – zaczęły się kursy przygotowawcze i egzaminy na studia. Tam poznałam Karola – też zdawał na mój wydział, też się dostał. Między nami coś zaiskrzyło, spotykaliśmy się przez całe wakacje, dostaliśmy pracę w tej samej pizzerii, a od października zamieszkaliśmy razem.
Mama szalała – wyrzucała mi, że popełniam błąd, że nie mogę tak przedmiotowo traktować ludzi, że ból po zawodzie miłosnym i stracie Marka powinnam wyleczyć sama, bez pakowania się w jakiś przypadkowy związek. Nie słuchałam jej – wiedziałam, czego chcę od życia. Wyszłam za mąż niedługo, bo drugi rok studiów zaczęłam już pod nazwiskiem męża. Układa nam się i już nie pamiętam o goryczy pierwszej miłości. Nie wiem, co się dzieje z Markiem — prawdopodobnie nie jest z matką swojego dziecka, ale nie jestem pewna, bo ten temat jakoś szczególnie mnie nie interesuje. Wiem już jednak, dlaczego moja historia złamała moją mamę. Okazało się, że ona przeżyła podobny epizod – jej chłopak, zaraz po tym, jak po szkole średniej wyjechał do wojska, zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką, po czym się z nią ożenił. Moja mama, na fali gniewu, bólu i żalu, za niecałe pół roku wyszła za mojego ojca, którego poznała na zabawie sylwestrowej. W jej przypadku ten szalony scenariusz nie zakończył się happyendem — mój ojciec okazał się być alkoholikiem, damskim bokserem i bawidamkiem. Cóż – mam nadzieję, że moje życie nie jest jednak kalką życia mojej matki. Moje małżeństwo jest udane, a ja wciąż mam pewność, że w sprawach sercowych podejmowałam dobre decyzje.
Agata (27 lat, farmaceutka z Olsztyna):
— Byłam pierwszym i jedynym planowanym dzieckiem. Kiedy miałam trzy lata, okazało się, że mama jest w ciąży. Nie była z tego powodu zbyt szczęśliwa, łagodnie mówiąc. Lamentowała, niemal rwała włosy z głowy, a ojca eksmitowała z sypialni na cały okres ciąży. Nie chciała drugiego dziecka, podobało jej się życie, jakie wiodła. Choć nie zabezpieczała się, to jednak liczyła na to, że będzie matką jedynaczki. Skąd to wiem? Moja matka opowiada tę – w jej przekonaniu — anegdotę tak szczegółowo, tak entuzjastycznie…
Zawsze mnie to dziwiło, że nigdy nie pomyślała, jak czuje się z tym mój brat. Nie rozumiałam też, jak — będąc mężatką — można nie chcieć drugiego dziecka? Mojego brata, to oczywiste, pokochała od pierwszego wejrzenia, potem faworyzowała i niemal zrobiła z niego kalekę, tak blisko spódnicy go trzymała.
Stało się tak, że i ja wyszłam za mąż, urodziłam córkę. Choć nie powodziło nam się dobrze, ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, chciałam dać jej wszystko, co najlepsze – oj, bardzo zaciskaliśmy pasa. Samo macierzyństwo okazało się być uczuciem dość wyczerpującym i frustrującym. Kocham córkę nade wszystko, ale ona jest taka absorbująca, taka energiczna…
Po urlopie wychowawczym poszłam do nowej pracy, w starej nie miałam czego szukać. Nie było mi lekko, bo nowa apteka, nowi ludzie, niska pensja. Do tego mąż dużo pracował poza domem, a córka wciąż wymagała uwagi i miłości – taki z niej mały bluszcz. Zdążyłam popracować pięć miesięcy, kiedy okazało się, że – pomimo zabezpieczeń – jestem w ciąży. Kiedy uświadomiłam sobie, jak to teraz będzie, wpadłam w rozpacz. Nie byłam zupełnie przygotowana psychicznie na powrót do pieluch, nie mieliśmy żadnych oszczędności, nie mogłam też liczyć na niczyją pomoc czy wsparcie – wiedziałam, że znów wyląduję w domu, tym razem z dwójką dzieci. Nie mogłam dojść do siebie, zamiast tyć — chudłam, zamiast się ekscytować, że dziecko zdrowo się we mnie rozwija, ja cieszyłam się, kiedy Jula mnie zagotowała tak, że dostawałam skurczy… To był ciężki okres.
Kiedy urodził się Dominik, zwariowałam ze szczęścia. Wszyscy zwariowaliśmy – był taki pogodny, bezproblemowy, zupełne przeciwieństwo córki. Dzięki niemu poczułam, że macierzyństwo może być piękne.
Nie wiem, jak to się stało, czy to gwiazdy czy podświadome wybory, ale faktem jest, że moje życie potoczyło się podobnie, jak życie mojej mamy. Wiem jednak, że nigdy nie będę opowiadać bliskim swojej historii – oszczędzę ludziom konsternacji, a synowi – poczucia winy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze