Gdy partner lubi przebierać się w damskie ciuszki
NINA WUM • dawno temuZjawisko crossdressingu jest powszechniejsze, niż by się zdawało. Bliska relacja z kimś, kto niespodziewanie ujawnił się jako miłośnik koronek (czy choćby pantofli na obcasach) bynajmniej nie jest skazana na klęskę.
Moja znajoma Matylda wierzyła, że spotkała mężczyznę idealnego, dopóki nie zobaczyła go w wytwornym koronkowym gorsecie i pończochach. Nie wyobrażała sobie wchodzenia do łóżka z mężczyzną opończoszonym, na co ów nalegał. Obiecująca znajomość gwałtownie dobiegła końca. Odbyło się to niestety wśród erupcji wzajemnych pretensji oraz w oparach długo się utrzymującej, obustronnej urazy.
Różnym mężczyznom przebieranie się w damskie fatałaszki jest potrzebne do zupełnie różnych celów. Jeden jest w stanie osiągnąć satysfakcję seksualną tylko w pończochach czy biustonoszu. Inny od zawsze, być może skrycie pielęgnował w sobie kobiecą stronę osobowości, taką jej część, która myśli o sobie w żeńskim rodzaju – i nie ma to nic (albo niewiele) wspólnego z seksem. Jeszcze inny dość komfortowo czuje się w tradycyjnych rolach męskich, ale pcha go ciekawość, chęć próbowania czegoś innego.
— Bo babki to mają fajne te ubrania. Tyle kolorów, wzorów, krojów. A my nic, tylko ciągle portki i portki, do tego prawie zawsze czarne albo bure - usłyszałam kiedyś od pewnego młodzieńca, gustującego w drobnych przekroczeniach. Młodzieniec ów owszem, nosił spodnie (choć nabywał je w damskim dziale) oraz dyskretnie podkreślał bujnych rzęs wachlarze smolistym eyelinerem. Nie powiem, było mu z tym całkiem, całkiem.
Ilu crossdresserów („transwestyta” brzmi oschle i medycznie) tyle postaw.
Sukces przedsięwzięcia zwanego związkiem zależy tu, jak zwykle zresztą, od tolerancji, wrażliwości i taktu obojga uczestników. Od tego, jak daleko są w stanie się posunąć w poszukiwaniu czegoś na kształt kompromisu.
Dużo się mówi i pisze o ciężkim losie wielbiciela niestandardowych rozwiązań odzieżowych. Czytałam niejeden reportaż o smutnym życiu w ukryciu. O codziennym zgniataniu swoich głębokich potrzeb („Chcę założyć zwiewną sukienkę!”) w kulkę małą, jak najmniejszą. O zamkniętej szczelnie szafie i kłamstwach. O katastrofie, która rozpętuje się, gdy niczego nie podejrzewająca Ania wraca niespodziewanie wcześniej z pracy – i zastaje chłopa w swej ulubionej bieliźnie. O wybuchach agresji i wyzwiskach, wśród których „dziwoląg” i „zbok” zajmują ponoć niechlubnie poczesne miejsca. O rozwodach wreszcie i utrudnianiu kontaktów ze wspólnym potomstwem - „bo nie będzie mi taki dzieci wychowywał”.
Proponowałabym spojrzenie z przeciwnej perspektywy.
Tak, żyjemy niestety w społeczeństwie mało tolerancyjnych ponuraków, szalenie przywiązanych do sztywnych i jednoznacznych definicji płci. Jak chłop – to najlepiej zwalisty, włochaty, brodaty i odziany w moro. Jak kobitka — to wręcz przeciwnie. Próby zapożyczania elementów wizerunku przeciwnej płci witane są szyderstwem lub agresją.
Egzystowanie w kleszczach normy, z którą się nie do końca utożsamia, jest ciężkie. Trzeba naginać się każdego dnia. Bo co powiedzieliby rodzice? A profesorowie na uczelni? A pracodawca?
Najbliższa kobieta to często jedyna na całym świecie osoba, przy której crossdresser może mieć nadzieję na szczerość. No to hulaj dusza. Zaprezentujmy się naszej Ani w pełnych regaliach – to może być gorset z pończochami, albo po prostu damska spódnica i peruka – oraz oczekujmy akceptacji, wręcz zachwytu. Happy End.
No więc – nie. Niestety, to tak prosto nie działa.
Ania może uznać, iż chłop w makijażu i sukience prezentuje się śmiesznie, wręcz groteskowo, nie zaś — jak on by chciał – interesująco i ponętnie. Pożądania do mężczyzny w biustonoszu nie da się wywołać siłą woli, choćby się tego mężczyznę bardzo kochało. Ania może czuć się dogłębnie rozżalona tym, że została okłamana. Może też nie mieć wiele przeciwko gorsetom, ale gorączkowe zaangażowanie faceta w rozkosze kupowania, przymierzania, paradowania w tych łaszkach wzbudza w niej niepokój. „Jak to? Więc ja jako kobieta jestem niepotrzebna? Nieatrakcyjna już? Nie liczę się? A może liczę się mniej niż trochę fikuśnych szmatek?”.
Partnerka crossdressera będzie protestować przeciwko zmianom, które postrzega jako niszczące całkiem dobry związek. Byli przecież we dwoje, ona i jej chłop, dość z siebie zadowoleni. A teraz do życia, a niekiedy i do łóżka wciska im się ta trzecia – Transgresja.
Warto byłoby rezerwę, nieufność oraz obawy najbliższej osoby dogłębnie rozważyć, nim w amoku uszczęśliwienia pogna się kupić więcej ciuchów. Warto sobie zadać pytanie: Czy jej to aby naprawdę odpowiada? Czy tylko potakuje, bo boi się mnie stracić?
Były chłopak mojej znajomej nie dopuścił możliwości odmowy. Kiedy zgłosiła nieśmiałe protesty, westchnął i powiedział z dezaprobatą: „Więc nie chcesz, żebym był szczęśliwy, tak? Nie spodziewałem się, że jesteś taka drobnomieszczańska!”.
I dlatego właśnie już ze sobą nie rozmawiają.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze