Gdy partner lubi przebierać się w damskie ciuszki
Moja znajoma Matylda wierzyła, że spotkała mężczyznę idealnego, dopóki nie zobaczyła go w wytwornym koronkowym gorsecie i pończochach. Nie wyobrażała sobie wchodzenia do łóżka z mężczyzną opończoszonym, na co ów nalegał. Obiecująca znajomość gwałtownie dobiegła końca. Odbyło się to niestety wśród erupcji wzajemnych pretensji oraz w oparach długo się utrzymującej, obustronnej urazy.
Różnym mężczyznom przebieranie się w damskie fatałaszki jest potrzebne do zupełnie różnych celów. Jeden jest w stanie osiągnąć satysfakcję seksualną tylko w pończochach czy biustonoszu. Inny od zawsze, być może skrycie pielęgnował w sobie kobiecą stronę osobowości, taką jej część, która myśli o sobie w żeńskim rodzaju – i nie ma to nic (albo niewiele) wspólnego z seksem. Jeszcze inny dość komfortowo czuje się w tradycyjnych rolach męskich, ale pcha go ciekawość, chęć próbowania czegoś innego.
- Bo babki to mają fajne te ubrania. Tyle kolorów, wzorów, krojów. A my nic, tylko ciągle portki i portki, do tego prawie zawsze czarne albo bure - usłyszałam kiedyś od pewnego młodzieńca, gustującego w drobnych przekroczeniach. Młodzieniec ów owszem, nosił spodnie (choć nabywał je w damskim dziale) oraz dyskretnie podkreślał bujnych rzęs wachlarze smolistym eyelinerem. Nie powiem, było mu z tym całkiem, całkiem.
Ilu crossdresserów („transwestyta” brzmi oschle i medycznie) tyle postaw.
Sukces przedsięwzięcia zwanego związkiem zależy tu, jak zwykle zresztą, od tolerancji, wrażliwości i taktu obojga uczestników. Od tego, jak daleko są w stanie się posunąć w poszukiwaniu czegoś na kształt kompromisu.
Proponowałabym spojrzenie z przeciwnej perspektywy.
Tak, żyjemy niestety w społeczeństwie mało tolerancyjnych ponuraków, szalenie przywiązanych do sztywnych i jednoznacznych definicji płci. Jak chłop – to najlepiej zwalisty, włochaty, brodaty i odziany w moro. Jak kobitka - to wręcz przeciwnie. Próby zapożyczania elementów wizerunku przeciwnej płci witane są szyderstwem lub agresją.
Egzystowanie w kleszczach normy, z którą się nie do końca utożsamia, jest ciężkie. Trzeba naginać się każdego dnia. Bo co powiedzieliby rodzice? A profesorowie na uczelni? A pracodawca?
Najbliższa kobieta to często jedyna na całym świecie osoba, przy której crossdresser może mieć nadzieję na szczerość. No to hulaj dusza. Zaprezentujmy się naszej Ani w pełnych regaliach – to może być gorset z pończochami, albo po prostu damska spódnica i peruka – oraz oczekujmy akceptacji, wręcz zachwytu. Happy End.
No więc – nie. Niestety, to tak prosto nie działa.
Partnerka crossdressera będzie protestować przeciwko zmianom, które postrzega jako niszczące całkiem dobry związek. Byli przecież we dwoje, ona i jej chłop, dość z siebie zadowoleni. A teraz do życia, a niekiedy i do łóżka wciska im się ta trzecia – Transgresja.
Warto byłoby rezerwę, nieufność oraz obawy najbliższej osoby dogłębnie rozważyć, nim w amoku uszczęśliwienia pogna się kupić więcej ciuchów. Warto sobie zadać pytanie: Czy jej to aby naprawdę odpowiada? Czy tylko potakuje, bo boi się mnie stracić?
Były chłopak mojej znajomej nie dopuścił możliwości odmowy. Kiedy zgłosiła nieśmiałe protesty, westchnął i powiedział z dezaprobatą: „Więc nie chcesz, żebym był szczęśliwy, tak? Nie spodziewałem się, że jesteś taka drobnomieszczańska!”.
I dlatego właśnie już ze sobą nie rozmawiają.