Tym razem się uda!
ANNA GAWRYLUK • dawno temuW każdym mieście, w każdym centrum handlowym, w wielu kioskach, a nawet salonikach prasowych czy punktach ksero stoi lottomat. Dla jednych jest to zwykła maszyna drukująca kupony, dla innych czarodziejka spełniająca marzenia. Granie w różnego rodzaju gry liczbowe to ryzykowna zabawa. Czasami można się tak wciągnąć, że jednorazowa przyjemność zmienia się w nałóg, przez który można stracić wszystko.
Moja siostra jest szalona. Odkąd pamiętam zawsze lubiła kolekcjonować pieniądze i przykładała bardzo dużą wagę do zawartości swojego portfela. Podczas gdy ja bawiłam się lalkami i misiami, ona zbierała do porcelanowej świnki brzęczące monety. Pamiętam zabawy w kupowanie biletów za wchodzenie do toalety podczas spotkań rodzinnych. Stała na bramce twardo niczym ochroniarz na koncercie rockowym. Na początku wszystkich to bawiło, potem zaczęło być irytujące, szczególnie dla tych, którzy musieli wychodzić do toalety częściej. Matka ją upominała, ale upilnować nie mogła.
Któregoś dnia niechcący stłukłam jej świnkę, w którą od kilku miesięcy zbierała pieniądze. Dla mojej siostry to była tragedia. Oznaczało to bowiem, że teraz pieniądze, które tak skrupulatnie zbierała, pogubią się. Z pomocą przyszedł tata. Zebrał wszystkie monety, dokładnie policzył i zaproponował zamianę. Dał jej dziesięć złotych, chociaż kwota, którą uzbierała siostra, była trochę niższa. Gdy mała to zobaczyła, wybuchła histerią. Jak to! Przecież to niesprawiedliwe — ojciec zabrał całą garść pieniędzy, a w zamian dał jeden papierek!?
Siostra szybko nauczyła się liczyć. Gdy tylko nabyła tę umiejętność, zbierała butelki po napojach i mleku i nosiła do punktu skupu. Swego czasu sama tak robiłam, by zarobić swoje pierwsze pieniądze — na lizaka czy loda. Z tym, że mi się szybko znudziło, wolałam poprosić mamę, a moja siostra uparcie chodziła do komórki i wynosiła butelki po oranżadzie. Dzisiaj siostra jest już dorosłą kobietą i te zabawy bez wątpienia nauczyły ją przedsiębiorczości i radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych.
Kilka lat temu zadzwoniła do mnie — Słuchaj wygrałam w zdrapce! Sto złotych! Od tamtego czasu gra. Puściła te sto złotych w jednej chwili, bo myślała, że skoro raz wygrała inwestując złotówkę, to jak następnym razem zainwestuje sto, wygra podwójnie. Oczywiście wcale tak się nie stało. Na tym to właśnie polega. Namiętne drapanie zdrapek zastopował jej mąż. Kiedy zobaczył pół kosza wypełnionego zdrapkami i kuchnię pełną paprochów, powiedział „STOP!” i skończyło się… ale nie na długo. Za parę dni odkryła totka.
Kiedyś przyjechała do mnie po pracy, podniecona jak nastolatka i stwierdziła, że zaczyna nowy etap w życiu. Od dziś będę regularnie grała w dużego lotka. Mówię ci tym razem się uda! Zdziwiłam się, skąd u niej ta pewność. Mam system! Doszłam do tego dzisiaj rano, jak będę bardzo uważać, to niebawem wygram duże pieniądze!
Kocham moją siostrę i uwielbiam jej poczucie humoru, myślałam, że żartuje, ale okazało się, że nie. Naprawdę miała system! Z całego serca życzyłam jej tej wygranej, już nawet widziałam w jej oczach ten szczęśliwy los. Niestety system zawiódł. Pewnie dlatego, że polegał na wypisaniu na kartce wszystkich liczb i skreśleniu tych, które padły w losowaniu z nadzieją, że już nigdy więcej się nie pojawią. Zderzenie z rzeczywistością było bardzo bolesne.
Po dużym lotku był jeszcze multilotek, twój szczęśliwy numerek i kaskada. Niestety siostrzyczka milionerką nie została, ale marzenie o wielkich pieniądzach pozostało. Dziś co jakiś czas zajrzy do punktu lotto, kupi czasami los za złotówkę czy dwa, ciągle wierząc, że kiedyś się uda. Trzymam za nią kciuki, cieszę się, że w porę się opamiętała i nie puściła w tych swoich grach samochodu i mieszkania. Chociaż sama nie mam takich pragnień jak ona, to czasami gdy dostanę od niej esemesa, że zdrapała 50 zł — lecę po kryjomu do kiosku i kupuję kilka losów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze