Prezenty dla bliskich
EWA PAROL • dawno temuWłaśnie nadszedł moment, kiedy nieodwołalnie trzeba pomyśleć o prezentach gwiazdkowych. Trzeba się zmusić do wyruszenia na świąteczne zakupy mimo nieprzyjaznej aury: wiatru, deszczu, śniegu, a w sklepach tłumów, bo każdy ma ten sam problem. W zasadzie to nie powinno być z tym kłopotu – przecież teraz już można kupić wszystko. Tylko trzeba wiedzieć co.
I tak mam ułatwione zadanie, bo od paru lat nie spędzam świąt u dalszej – pod względem pokrewieństwa i miejsca zamieszkania – rodziny. Dlatego zostają mi właściwie dwa prezenty — dla mamy i taty. W czym problem, można by pomyśleć, a jednak. Z mamą jest prosta sprawa – zawsze mogę jej dać dobry krem przeciwzmarszczkowy albo inny kosmetyk, którego używa, chociażby perfumy. Nic odkrywczego, ale się ucieszy.
Zawsze o wiele gorzej jest z ojcem. W dodatku pomysł podarowania mu kometyku już wykorzystałam na początku grudnia, kiedy ma urodziny. Drugi uniwersalny prezent to książka, ale — szczerze mówiąc — nie wiem, jaka mogłaby się mu spodobać i czy już jej nie ma. Mój ojciec kupuje dużo książek (niekoniecznie co prawda wszystkie czyta), które stoją na regałach w podwójnych rzędach, więc gdybym nawet podczas odwiedzin chciała dyskretnie podpatrzeć, co ma, to raczej wszystkiego nie spamiętam.
Nie chciałabym też kupować bielizny, skarpetek bądź piżamy, bo byłoby to równoznaczne z przyznaniem się, że nie miałam pomysłu. Skądinąd pomysłu nie mam, ale jeszcze powalczę. Inny sztandarowy prezent dla mężczyzny to krawat, ale mojemu ojcu się raczej nie przyda, bo już nie pracuje, i założę się, że dobre parę krawatów wisi nieużywanych w szafie. Poza tym mógłby odczytać taki podarek jako uszczypliwą aluzję do tego, że jest na emeryturze i się jeszcze obrazić. Nie chcę dostarczać dodatkowych powodów do sprzeczek i dąsów w Wigilię, i tak się jakieś zawsze znajdą, jak co roku.Próbowałam dyskretnie podpytać mamę, czy może się orientuje, czy czegoś ojcu nie potrzeba, może chciałby coś mieć. W końcu ona powinna wiedzieć lepiej, przecież mieszkają razem. Niestety, nic jej nie przychodziło do głowy. Wreszcie koleżanka poradziła mi, że skoro ojciec jest wiernym czytelnikiem dwóch tygodników, to może wykupić mu roczną prenumeratę jednego z nich. Już się ucieszyłam, że problem prezentu rozwiązany i pochwaliłam się tym mamie. Ona jednak ostudziła mój zapał, mówiąc, że właśnie sam to czasopismo zaprenumerował, bo była promocja.
Ostatecznie postanowiłam zasięgnąć informacji u źródła – w końcu lepszy prezent uzgodniony niż nietrafiony, a jesteśmy dorośli i nikt już nie wierzy w Świętego Mikołaja. Lepiej więc spytać wprost. Niestety, ojciec nie ułatwił mi zadania. Powiedział, że wszystko ma, niczego nie potrzebuje (szczęśliwy człowiek albo tylko tak mówi) i nie muszę niczego mu dawać. Powiedziałam, żeby się nie wygłupiał; tak przyparty do muru odpowiedział, że jak już naprawdę chcę mu coś kupić, to może nowy samochód. A coś mniejszego? Niczego innego mniejszego nie chce.
Wyszło na to, że muszę jednak sama coś wymyślić. Przechadzałam się bezmyślnie po centrum handlowym, licząc na to, że może coś mi wpadnie w oko. Tłum ludzi gęstniał, co chwila mnie ktoś potrącał, mówiąc „przepraszam” albo i nie, a ja ciągle nic nie mogłam znaleźć i nic dziwnego, skoro nie wiedziałam, czego szukam. I dotarło do mnie, że nie mam pojęcia, czym mój ojciec się interesuje, co mu się podoba, co myśli, co mogłoby mu sprawić przyjemność. Nie wiedziałam tego też, kiedy mieszkaliśmy razem przez całe moje dzieciństwo i wiek nastoletni, a więc przez 20 lat spędzonych pod wspólnym dachem. Teraz też mieszkam blisko, ale przecież nie o odległość chodzi. Zdałam sobie sprawę, że w sumie nie znam dobrze własnego ojca, jako człowieka. Ostatecznie wybrałam uniwersalny prezent dla mężczyzny, kiedy nie wiadomo, co kupić: butelkę dobrego alkoholu. Oczywiście nie wiem, co pomyśli, ale na pewno wypije.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze