Jak żyć spokojnie i wygodnie?
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuCzy zauważyliście, że nasz kraj działa tak, jakby jedynym jego celem było uprzykrzanie życia Polakom? W mojej metodzie na wygodne i spokojne życie chodzi o to, aby najdłużej jak to jest możliwe pozostawać niewidzialnym dla wszystkich, którzy mogą utrudnić życie, i by nie zwracać uwagi na to, czym pasjonują się inni. Nazwijmy to metodą na niebieskiego ptaka.
Czy to możliwe? W mojej metodzie chodzi o to, aby najdłużej jak to jest możliwe pozostawać niewidzialnym dla wszystkich, którzy mogą utrudnić życie, i by nie zwracać uwagi na to, czym pasjonują się inni. Nazwijmy to metodą na niebieskiego ptaka.
Po pierwsze konieczne jest odcięcie się od głównego źródła nerwic, czyli telewizora, a także większości masowych przekaźników. Sam nie posiadam telewizora już od dłuższego czasu i muszę powiedzieć, że osiąga się w ten sposób niesamowity spokój. Żyjąc bez tego dobrodziejstwa, człowiek nie podnosi sobie codziennie ciśnienia. Po prostu nie dowiaduje się o kolejnych reformach, postępujących naruszeniach demokracji, debatach publicznych, kampaniach wyborczych, globalnym ociepleniu i wszystkim, co wiąże się ze sferą polityczno- publiczną. Nie musimy oglądać meczów polskiej reprezentacji w piłce nożnej, co umożliwia nam uniknięcie stanów przedzawałowych, gdy na przykład przegrywamy z Andorą czy ledwie remisujemy z Wyspami Owczymi. Nie interesują nas kolejne wzloty i upadki Adama Małysza, doping w tak pasjonującej dyscyplinie jak biegi narciarskie czy wyniki naszej reprezentacji na kolejnych olimpiadach. O tym, że trwa olimpiada zimowa, dowiedziałem się przypadkiem i muszę powiedzieć, że spokojnie przeżyłbym bez tej informacji. A co w ten sposób zyskałem? Nie denerwowałem się klasyfikacją medalową ani tym że „polski orzeł” doleciał jednak drugi.
Kolejny ważny zabieg – nie czytać gazet! Prawdopodobieństwo, że to co tam wyczytamy będzie przejawem manipulacji, jest czasem nawet większe niż w przypadku telewizji czy radia. Jednym słowem: nie należy interesować się tym, co się dzieje. Gdyby poważnie traktować to, co pisze się w gazetach codziennych, to człowiek powinien dostać już dawno udaru mózgu. Czy zatem całkowicie odciąć się od informacji? W żadnym wypadku! Pozostaje Internet, który daje nam niesamowitą możliwość wybierania informacji, które nas interesują, a ustawienia przeglądarek pozwolą nam ominąć agresywne reklamy. W telewizji w ogóle nie można już uciec od tego inaczej niż zmieniając kanał na inny, na którym prawdopodobnie również lecą podobne uwłaczające rozumowi spoty.
Trzecim sposobem jest praca nieetatowa. Wiem, że nie jest dostępna dla wszystkich, ale pracując w ten sposób, nie oddajemy lwiej części zarobionych pieniędzy na hydrę ubezpieczeń społecznych. Już słyszę te pytania: A co będzie jak się zestarzejesz? Będziesz żebrał pod płotem? Bez emerytury? – jeśli nie przeczytaliście tego pomiędzy linijkami wypowiedzi ekspertów, członków rządu czy rzeczników ZUS-u, to osoby, które w tym momencie mają około 30 lat prawdopodobnie emerytury po prostu nie otrzymają, a jeśli tak, to będzie ona miała raczej postać głodowego, bo taka jest ostatnia propozycja Business Center Club, która niewątpliwie nasze żyjące na potężnym kredycie państwo w końcu zaakceptuje. A jeśli ktoś nie wierzy, że cała ta impreza polega tylko na tym, aby nas okraść, to proszę zapoznać się z wysokością emerytur drugiego filaru i obliczyć, ile w ciągu całego życia wpłaca pieniędzy i ile zdąży ich odebrać na emeryturze, kiedy oczywiście uda mu się szczęśliwie dożyć wieku emerytalnego. Co może być trudne w związku z jakością publicznej służby zdrowia. Prawda?
Kolejnym krokiem jest odcięcie się od powszechnie dostępnych produktów spożywczych. Proszę przeprowadzić mały test – nabyć kilka plasterków średnio drogiej krojonej szynki i ścisnąć ją mocno w ręce – widzą Państwo ten wypływający z mięsa płyn? Tym jesteśmy karmieni, chemikaliami, konserwantami i solanką. A cel jest jeden – wcisnąć nam coś, od czego można się pochorować i to za cenę prawdziwego mięsa. Z restauracjami jest podobnie, płaci się jak za zboże po to, aby dostać coś, co nie jest ani świeże, ani smaczne, ani zdrowe. Jakie rozwiązanie? Rękodzieło, rękodzieło… Warto odkurzyć stare metody robienia pasztetów, pieczenia schabów, zakumplować się z jakimś działkowcem i kupować produkty od niego. Używać jak najwięcej żywności nieprzetworzonej – kiedy dojdziecie do wprawy, zobaczycie, że jest nie tylko zdecydowanie smaczniej i zdrowiej, ale również taniej – wiem, bo sam tak robię. A kolejne zakupy w piekarniach skłaniają mnie do tego, aby samodzielnie piec chleb. Bo tych nakropionych konserwantami, nadmuchanych buł powoli również się nie da jeść (cytując pewnego bohatera filmu Psy).
Oczywiście czasem trzeba się również w coś ubrać. Tu zachęcam do pozyskiwania garderoby z dwóch źródeł: szmateksów i zagranicy. Ubrania sprzedawane w sklepach mają jakość bazarowych, chińskich podkoszulków i to często bez względu na cenę. Człowiek wywala więc duże pieniądze na ubrania, które po dwóch praniach przypominają szmatę, tyle że czasem z logo jakiejś znanej firmy. Nie wiem, czy Polska służy jako miejsce upychania najgorszego barachła, ale po prostu tak jest. I tu z bólem serca muszę powiedzieć, że od czasów komunizmu niewiele się w tym względzie zmieniło – byle lumpeksowa szmata trzyma się nieraz lepiej niż najnowsza kolekcja dostępna w sieciówkach. Rozwiązaniem jest również prywatny import. W związku z wyjazdem sporej części młodego pokolenia do roboty na Zachód, właściwie każdy ma kogoś w Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Niemczech. A że tamtejsze sklepy na swych stronach internetowych zamieszczają informacje o produktach i, przede wszystkim, przecenach, to można wybrać to, co nas interesuje i ubrać się porządnie od stóp do głów za ułamek ceny, którą zapłacilibyśmy w Polsce. A jeśli ktoś naprawdę lubi ciuchy – to opłaca się wykupić bilet tanich linii lotniczych. Bilet zwróci się, a i ubrania będą lepsze jakościowo. Wiem, że to trochę rumuńskie zachowanie, ale po pierwsze tak się gra, jak przeciwnik pozwala, a po drugie skoro Monika Olejnik szeroko opowiada o swoich zagranicznych shoppingach, to znaczy, że "wieśniactwo" dotarło już dość wysoko, warto więc spróbować samemu. Zapewniam, że będziecie wyglądać lepiej niż ona. Chociaż to akurat nie jest duża sztuka…
Moje propozycje należy rzecz jasna traktować z przymrużeniem oka, ale z drugiej strony… Czy zauważyliście, że nasz kraj działa tak, jakby jedynym celem jego istnienia było uprzykrzanie życia Polakom? Tak wiec zachęcam – jak w starym dowcipie: Może by rzucić to wszystko i wyjechać w te Bieszczady?, nawet jeśli te „Bieszczady” mają się mieścić w naszej małej kawalerce. Dajmy sobie spokój z „Polską”, ona nas nie kocha… Spróbujmy żyć normalniej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze