Maleńczuk, czyli nasza szopka narodowa
NINA WUM • dawno temuKilka dni temu Maciej Maleńczuk udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej. Znany z ciętego jak brzytwa usposobienia muzyk wyraził się niezbyt pochlebnie o luźno rozumianych polskich katolikach.
Kiedy się o czymś napisze w gazecie, to to coś staje się ważne twierdził bohater "Prawdy", powieści Terry'ego Pratchetta traktującej o narodzinach prasy. Płodny brytyjski humorysta umieścił akcję swojej książki w wymyślonym fantastycznym świecie. Niemniej, analogia nasuwa mi się z siłą szarżującego czołgu. To, co się od lat już w polskiej prasie (nawet tej z założenia poważnej) wyprawia, zaprawdę wygląda i brzmi jak nie z tego świata. Nie mam tu na myśli niczego pochlebnego.
W wyniku ekspansji internetu i setek atrakcji przezeń oferowanych dla mediów nastał czas pogardy. O przyszłych losach zasłużonych często tytułów decyduje magiczna klikalność. Gazety otwarcie i radośnie szmatławe radzą sobie, okraszając swe strony tytułowe wieściami w rodzaju:
Kredens po dziadku chciał mnie pogryźć!
oraz obowiązkową gołą babą. Wyborcza to jednak nie "SuperExpress". A przynajmniej — jeszcze nie. Jakiś poziom decorum należałoby zachować. I dlatego ta niegłupia przecież gazeta zadrukowuje swe szacowne łamy wytworami umysłów osób w rodzaju Tomasza Terlikowskiego czy profesor Pawłowicz. Czytelnik widzi, że ta "tępa dzida" (cytat z jakiegoś komentującego internauty, pardon my french) znowu coś powiedziała, czytelnik jest zaintrygowany. Zatem klika. Karuzela się kręci.
Zaś człowiek naiwny, który otworzył gazetę (lub częściej — stronę internetową tejże) zamyka ją, tknięty irytującym poczuciem, iż niczego istotnego się nie dowiedział.
Niezawodni Amerykanie mają na taką niby-informacyjną papkę swoją nazwę: infotainment. Czyli rozrywka, podszywająca się pod rzetelne wiadomości z kraju i ze świata. Cóż to jednak za rozrywka, patrzeć na kłapiącą zajadle a nienawistnie fizjonomię pani Pawłowicz? Słuchać, jak publicysta Terlikowski pieni się niczym staromodny peerelowski syfon?
Najwyraźniej jednak kogoś to bawi.
Ostatni tydzień obfitował w pseudowydarzenia w rodzaju "X powiedział Y." Peleton otwiera z pewnością niegdyś pisarz, a dziś już tylko prawicowy harcownik Rafał Ziemkiewicz. Ze swym beztrosko ciśniętym w chłonną przestrzeń internetu pytaniem:
A kto choć raz nie wykorzystał nieprzytomnej kobiety?
(Gromy, jakie się na głowę Ziemkiewicza posypały uważam zresztą za w pełni zasłużone, zaś lekceważącą reakcję samego zainteresowanego na wzburzenie internautów — za znaczącą.)
Tuż za Ziemkiewiczem i jego radosnym niezrozumieniem podstawowych zasad współżycia społecznego plasuje się właściciel Browaru Ciechan. Niejaki Marek Jakubiak, który uznał za stosowne ustnie dać wyraz swej niechęci do osób transseksualnych. Niechęć tę skierował osobiście do boksera Dariusza Michalczewskiego, deklarującego wsparcie dla środowisk LGBT. Browarnik myśl swą ubrał w następujące figlarne słowa:
(…)życzę ci dariuszu Mamusi z fujarką zamiast piersi, będziesz miał co ssać!
Błyskotliwa uwaga Jakubiaka spowodowała (nomen omen) ferment wśród wielbicieli wyrobów z jego browaru. Decyzję o niepiciu piwa Ciechan zadeklarowało publicznie wielu znanych i mniej znanych. Pewna warszawska knajpa zapowiedziała uroczyste wylanie swoich zapasów tego trunku. Decyzja, czy zaprzestać Ciechana czy też odwrotnie: by pić go więcej i zacieklej, codziennie wznosząc toast na pohybel osobom LGBT — należy do ciebie, czytelniku.
Bzdurzenie, o którym ani czytać, ani rozmawiać nie warto? Zapewne. Ale to jeszcze nie koniec.
Kilka dni temu Maciej Maleńczuk udzielił wywiadu "Gazecie Wyborczej". Znany z ciętego jak brzytwa usposobienia muzyk wyraził się niezbyt pochlebnie o luźno rozumianych polskich katolikach.
Polacy są tak naprawdę faszystami… W głębi duszy takiego katolika widzę hitlerowską swastę. Nie staroindyjski znak szczęścia. Ile jest antysemityzmu w przeciętnym Polaku? Mam na myśli religijnego normalsa. Kogoś kogo przyłapie się w końcu na posiadaniu pornografii dziecięcej, a on od 30 lat prowadzi rodzinę zastępczą i wychował nie wiadomo ile pokoleń. Mój Szatan to jest Woland, w zasadzie porządny gość — cyniczny, ale porządny. Ich Szatan to jest jakiś sukinsyn - orzeka artysta.
Można by tę światłą uwagę zwekslować na konto ekscentrycznej natury piosenkarza. Tudzież jego niepohamowanej skłonności, by pleść, co ślina na język giętki przyniesie. Lecz nie z nami takie numery. Na rzuconą z głupia frant uwagę Maleńczuka uaktywnił się niejaki Ryszard Nowak, oficjalny przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą w Szklarskiej Porębie. Ten sam dżentelmen ścigał ongiś metalowego muzyka Nergala za podarcie Biblii na scenie oraz dał się we znaki piosenkarce Dodzie, gdy ta wyraziła się o zawartości świętej księgi chrześcijan z niedostatecznym uszanowaniem. (Z Dodą mu się poszczęściło, natomiast proces z Nergalem przegrał.) Facet niewątpliwie wie, jak zaistnieć. Zaś w dziedzinie pozyskiwania bezcennych kliknięć jest mistrzem. Nowak złożył oficjalne zawiadomienie do prokuratury w sprawie popełnienia przez Maleńczuka przestępstwa…obrażenia Polski i katolików. Biedna ta prokuratura, bo cóż można zrobić z podobnie absurdalnym pozwem?
Mam prawo mieć swoje poglądy
— odgryza się pieniaczowi nieustraszony Maleńczuk. I jakkolwiek chowam dla jego zamaszystej, świadomie kabotyńskiej persony nieco sympatii — takie działanie przypomina mi mocno sytuację, której kiedyś byłam częścią. Zdarzyło mi się kiedyś ufarbować włosy na fioletowo. Szłam sobie spokojnie ulicą, gdy idąca naprzeciw mnie para wykonała zabawną etiudę. Ona wykrzyknęła:
Ale głupie włosy! On zaś wydał z siebie trwożliwie karcące: — Ciiicho!… Na co ekstrawertyczna młoda osoba odparła z odcieniem dumy: — No co, ja mam swoje zdanie!
Abstrahując od wielokrotnie obracanego w mediach na różne strony zagadnienia tzw. uczuć religijnych (czy naprawdę istnieją i czy rzeczywiście można je urazić?) wszystko to trąci odgrzewanym wielokrotnie kotletem. Rybką drugiej świeżości. Niby-autorytety życia publicznego toczą niby-spory na oczach nas wszystkich. Niechętnie, ale jednak patrzymy na to ucieszne podskakiwanie małp w klatce. Gdyż gazeta — jedna, druga, dziesiąta, portal internetowy, gdzie przybyliśmy szukać czczej rozrywki — ciska nam w twarz grubo wyboldowanym tytułem.
Jeśli o mnie chodzi, mam po dziurki w nosie informacji typu: "a ten znowu coś palnął." Czas zmarnowany bezpowrotnie na śledzenie tego rodzaju sensacyjek mogłabym spożytkować, ucząc się chociażby robić na drutach. Pielęgnując kaktusy. Cokolwiek.
A rozrywkę wolę uczciwą i jednowymiarową. Starego, a wciąż jarego "Monty Pythona" chociażby. Stężenie absurdu podobne jak na polskiej scenie publicznej, lecz wykonanie znacznie lepsze.
Źródło: wiadomosci.gazeta, wyborcza, rzeszow.gazeta
Zdjęcia: AKPA
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze