Jak zakończyć przyjaźń?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPrzyjaźnie wydają się wieczne i nieśmiertelne. Oczywiście życie nanosi swoje korekty, większość przyjaźni kruszeje, utrzymują się nieliczne, a niektóre ciągnięte są ponad miarę, wbrew rozsądkowi. Wszystko co dobre ma swój koniec. Przyjaźń także. Nie ma zbyt wielu recept jak zakończyć przyjaźń i wszyscy niesłusznie uważają, że sprawa rozwiąże się sama.
Wszystko co dobre ma swój koniec. Przyjaźń także.
Gdy człowiek jest młody, lubi żyć złudzeniami. Zakochani uważają, że spędzą ze sobą całe życie i zawsze będzie tak jak na początku, tymczasem mija kwartał i już jest po sprawie. Przyjaźnie wydają się wieczne i nieśmiertelne, mało tego, niewiele rzeczy jawi się równie istotnymi, jak właśnie przyjaźń. Oczywiście życie nanosi swoje korekty, większość przyjaźni kruszeje, utrzymują się nieliczne, a niektóre ciągnięte są ponad miarę, wbrew rozsądkowi.
Istnieją rozliczne metody w zakresie zakończenia związku miłosnego między dwojgiem, a spisane sposoby na rozstanie się kochanków zapełniłyby całą bibliotekę. Tymczasem w wypadku przyjaźni nie ma zbyt wielu recept w tym zakresie i wszyscy zupełnie niesłusznie uważają, że sprawa rozwiąże się sama.
Wynika to z błędnego założenia, że przyjaźń, zjawisko rodzące się spontanicznie, ujedzie do końca na rzeczonym spontanie. O przyjaźń trzeba dbać, pielęgnować ją i chuchać jak na chorowite dziecię. Dokonuje się to w drodze utrzymywania stałych kontaktów, troski o przyjaciela i pełnej otwartości. Banalne, ale o tych banałach bardzo łatwo zapomnieć, tak samo jak łatwo przeoczyć moment, kiedy przyjaźń zmienia się w swojego trupa.
W jaki sposób to poznać? Nie ma prostego rozwiązania. Najczęściej po prostu czujemy, że towarzystwo przyjaciela przestaje sprawiać przyjemność, co jeszcze nie powinno przesądzać sprawy. Nie przyjaźnimy się przecież po to, żeby było przyjemnie. Dodajmy do tego rozjechanie się światów: dla jednego życie to motocykl, drugi kocha tylko książki. O czym wówczas gadać? Jakie są punkty wspólne? Nie znajdziemy ich za wiele.
Różnica poziomów jest jeszcze gorsza. Wyobraźmy sobie dwóch kumpli na zabój, którzy poświęcili się muzyce. Jeden uzyskał status gwiazdy i gra na stadionach, drugi klepie biedę w jakiejś dziurze i występuje w knajpie dla piętnastu osób. Czy przyjaźń między nimi się utrzyma? Otóż może, choć szansa na to jest mniej więcej taka jak na to, że Nergal zostanie królem Szkocji. Naprawdę, przyjaźń żebraka z bogaczem zdarza się jednie w bajkach. Nasi muzycy niezawodnie się pokłócą. Biedny wypomni gwiazdorowi muchy w nosie, ten zrewanżuje mu się oskarżeniami o zawiść i gotowe.
A czasem jest tak, że przyjaźń sobie zdechła, każda strona to czuje, a nikt nie wie co z tym zrobić.
Najprostszym rozwiązaniem wydaje się kłótnia kończąca znajomość. Uprzytomnijmy sobie, że żadna nawet najbardziej wybuchowa para nie kłóci się tak widowiskowo, jak zwykli kłócić się przyjaciele. Więc czemu nie urządzić ostatecznej awantury i przyjaźń pogrzebać? Na pewno zadziała. Tylko nie o to chodzi, gdyż przyjaźń to cholernie ważna sprawa i nie zasługuje na to, aby traktować ją po macoszemu. Przyjaźnie się wspomina, a kłótnia zwykła fałszować prawdziwy obraz rzeczy.
Rozwiązanie najuczciwsze znajduje się dla odmiany na granicy wykonalności. Mam tu na myśli szczerość. Cóż by szkodziło, by dwaj faceci, którym przyjaźń nie wyszła, usiedli i po prostu powiedzieli jeden drugiemu, co leży im na wątrobie? Albo gdyby zgasłe przyjaciółki poszły sobie na kawę i porozmawiały w ten deseń: wiesz, kiedyś było fajnie. Twoja przyjaźń miała dla mnie ogromne znaczenie, ale teraz już tego nie czuję. Zmieniłyśmy się obie, być może na lepsze i podążamy w dwóch odmiennych kierunkach. Było świetnie, jest do kitu. A więc, adios amiga, nie martw się i dzięki za wszystko.
Cholernie szczere. I bardzo przykre, prawda?
Nie każdy zdobędzie się na taki gest, zwłaszcza że może zostać opacznie zrozumiany. Ludzie lubią drążyć w sobie takie wydarzenia i szukają przyczyn tam, gdzie szukać nie powinni. Zadają sobie pytanie: co ona naprawdę chciała przez to powiedzieć? co zrobiłam źle? Wspomnienie po przyjaźni zmienia się w zadrę, która długo nie chce ustąpić.
Najprościej jest po prostu zniknąć. Drzemie w tym jakieś tchórzostwo. No bo jak to tak, po prostu pójść? Nie odbierać telefonów? Ignorować wiadomości i komentarze na portalach społecznościowych? Niemniej jest to możliwe, zwłaszcza że druga strona poczuje ulgę związaną z tymże zniknięciem. Przecież także się męczy w sytuacji postprzyjacielskiej i szuka rozwiązania tego szczególnego kłopotu.
Zniknięcie nie może być nagłe, gdyż sugeruje urazę i kłopot. Najlepiej wycofywać się powoli: dzwońmy coraz rzadziej i ochoczo odwołujmy umówione spotkania. Jeśli już do takowego dojdzie, zmywajmy się wcześniej, unikając wylewności. A pewnego dnia po prostu zamilknijmy, powiedzmy sobie uczciwie: wystarczy. Fajna przyjaźń była.
Tak postępują przyjaciele. Szanują się i są uczciwi wobec siebie nawet wówczas, gdy sama przyjaźń zdechła.
Przekorna i zabawowa strona mojej natury podsuwa jeszcze jedno rozwiązanie, a mianowicie balangę rozstaniową. Niech przyjaciółki bądź przyjaciele, których czas przeminął, zejdą się raz jeszcze, chlapną wódeczki, pójdą na koncert, do knajpy, czy co tam lubią, powspominają to, co było dobre, podziękują sobie jak najserdeczniej i każde pójdzie w swoją stronę. Wspominkowy charakter takiego rozwiązania ma dla mnie zniewalający urok. Oto gawędzimy sobie po raz ostatni, bez żalu czy złości, rozumiejąc nieodwołalność tego kroku. Opowiadamy sobie historie z przeszłości, śmiejemy się z tego, co niegdyś wydawało się smutne, a nawet opowiadamy świńskie żarty. Ważne jedynie, aby taki wieczór nie przyniósł fałszywej nadziei.
Przyjaźń naprawdę się skończyła.
Co z tego, że teraz jest miło?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze