Przyjaźń jest najważniejsza
KASIA KOSIK • dawno temuTo górnolotne, wiem, ale do takiego właśnie wniosku doszłam przy okazji ostatniego babskiego spotkania z psiapsiułą. Los nas rozdzielił, mimo to pozostałyśmy razem. Byłam z nią, gdy rodziła syna i gdy się rozwodziła. Była ze mną, gdy błądziłam i gdy brakowało mi na chleb. Chcemy być razem na...
To górnolotne, wiem, ale do takiego właśnie wniosku doszłam przy okazji ostatniego babskiego spotkania z psiapsiułą. Znamy się od zerówki, a przyjaźnimy od liceum. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, pokłóciłyśmy się tylko raz, dawno temu. Nie widzimy się codziennie i nie wisimy na telefonie non stop, ale bez względu na to, jak daleko nam do siebie, zawsze możemy na siebie liczyć.
W liceum byłyśmy nierozłączne, wszystko robiłyśmy razem. Nie umiałam się cieszyć z dobrej oceny, gdy jej poszło gorzej na sprawdzianie. Uczyłyśmy się razem, razem spędzałyśmy wakacje. Marzyłyśmy o wspólnym mieszkaniu i studiach w jednym mieście, oczywiście na tym samym kierunku. Nie udało się. Los nas rozdzielił, mimo to pozostałyśmy razem. Byłam z nią, gdy rodziła syna i gdy się rozwodziła. Była ze mną, gdy błądziłam i gdy brakowało mi na chleb. Ona się rozwiodła, ja nigdy z nikim nie związałam się na stałe. Mamy nasze małe mieszkania bez kredytów, wspólne pasje i opowieści. Dobrze nam ze sobą, gdybym chciała mieć kiedyś żonę, ona mogłaby nią być, bo znamy się jak łyse konie.:)
Każde nasze spotkanie przyprawia nas o ból brzucha i głowy. Gdy nie widzimy się dwa miesiące, wino jest obowiązkowe, a śmiech ćwiczy mięśnie i stąd te bóle.:). Nie mamy przed sobą tajemnic. Potrafimy też śmiać się siebie, głównie z przemijającego czasu, który widocznie odciska się na naszym ciele. Dogadujemy więc sobie w kwestii zmarszczek, tłuszczyku i wszelkich obwisłości. Jesteśmy bliskie 40.
Przy okazji naszego ostatniego spotkania wspominałyśmy stare dobre czasy, ale też myślami biegłyśmy w przyszłość. Aż do emerytury, która przecież kiedyś nadejdzie. Nie wierzymy w ZUS. Ona – nauczycielka ma opłacane składki, ja z powodu działalności gospodarczej opłacam je sama, zmusza mnie do tego kontrakt z pracodawcą, choć wolałabym te pieniądze, których moim zdaniem nigdy nie odzyskam, spożytkować inaczej. Prawie nie mamy oszczędności, bo trudno coś składać przy naszych zarobkach i w sumie dwójce dzieci.:) Ja też mam syna. Obśmiałyśmy więc nasze hipotetyczne emerytury, o których co jakiś czas informuje nas ZUS w prywatnej korespondencji. Też pewnie ją dostajecie. Zarabiając więc tyle ile zarabiamy teraz, na zasłużonej emeryturze dostaniemy w sumie ponad 1500 zł. Ja 470, a ona ponad 1000. Nie wiadomo śmiać się czy złościć.:) I choć brzmi to przerażająco, uświadomiłyśmy sobie wtedy, na czym polega nasza wyższość.
Mamy siebie. To przyjaźń daje nam moc, to poczucie, że gdzieś jes choć jeden człowiek, który nigdy cię nie zawiedzie. Gdy nasi synowie pójdą już swoją drogą, ze swoimi żonami, możemy zamieszkać razem, wynająć jedno mieszkanie, a w drugim zrealizować swój plan z liceum, gdy chciałyśmy razem studiować i razem mieszkać. Brzmi dziwnie, zbyt szalenie jak na emerytki? Moim zdaniem to świetny pomysł, który powinny powielać w przyszłości inne samotne panie na emeryturze, jeśli tylko czują taką potrzebę, również finansową. Warunkiem jest jednak sprawdzony przyjaciel, by jesień życia nie okazała się koszmarem pod jednym dachem. Nie emerytura, nie wymiana mieszkań za lichą umowę z bankiem, która nie jest korzysta i nie daje żadnych gwarancji, ale przyjaźń i łączenie rodzin może uratować przyszłych emerytów. Ciekawe, co wy na to?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze