Dlaczego tu tak brzydko?
NATALIA STOJAK • dawno temuOpatulone ciepłymi płaszczami i zakutane w szale przeskakujemy ze złością nad kałużami, zmieniającymi chodniki w mokre tory przeszkód. Pod zdemolowanym przystankiem, oblepionym grubą warstwą przemokłych ogłoszeń, czekamy na spóźniony autobus, klnąc pod nosem na zimno i szarość. Omiatając wzrokiem mokre bloki i półłyse drzewa, wspominamy wakacje - słoneczne ulice europejskich miast, tak różnych od tego, co przychodzi nam teraz oglądać.
Nadeszła jesień.
Przez szyby aut i autobusów patrzymy na szare kamienice, które starają się odwrócić uwagę od swojej brzydoty bannerami reklamowymi i neonami. Na ocieplane bloki, malowane w jakieś dziwne geometryczne kształty i ogródki działkowe, z biednymi ogrodzeniami i dyktowymi domkami. I choć przyroda w naszym kraju jest naprawdę piękna, to jadąc przez miasto nie sposób zadać sobie tego pytania: Dlaczego tu tak brzydko?!
Kinga (28 lat, architekt, Warka):
— Na ten temat można by napisać niejedną książkę. Generalizując, jest kilka głównych powodów: pierwszy to niewydolność administracji i brak planów zagospodarowania przestrzeni — ale o tym można mówić bez końca. Nawet jak takowy jest, to wszyscy starają się go obejść szerokim łukiem i zbudować swój wymarzony domek, który dla sąsiada wygląda jak z najgorszego koszmaru. I to jest właśnie drugi problem — brak dobrego smaku. Ja wiem, że o gustach się nie dyskutuje, ale gdy czasem przychodzi do mnie klient i pokazuje mi, co chce — to aż ręce opadają. Trzecim powodem jest oczywiście bieda. Generalnie każdy na jak najmniejszej działce chce postawić jak najwięcej, więc wychodzi wszystko ciasne, ciemne i z sąsiadem zaglądającym do ogródka. Można by pomyśleć, że pisma typu Murator wyrobią jakąś świadomość w ludziach, że będą wiedzieli, co mogą zbudować i jak budynek może ładnie wyglądać. Ale gdzie tam: przynosi taki kserówkę i mówi: tu proszę wyrównać, tu usunąć lukarny a tam większy garaż i wychodzi szopa. Ja wiem, że my architekci powinniśmy umieć tak rozmawiać z klientem, żeby mu wytłumaczyć, że tak się nie buduje, a tak z kolei niewygodnie, ale co ja mam zrobić z człowiekiem, który od dziesięciu lat na papierze milimetrowym ołówkiem rysował sobie plany wymarzonego domu i za nic nie ustąpi, bo mu się taki podoba?
Czasami jak jadę czwórką przez podkarpackie i patrzę co się tam na poboczach dzieje, to niemal słyszę jak mój profesor od architektury drewnianej się w grobie przewraca. Ludzie mają jeszcze na działkach drewniane chaty często sprzed wojny. Mieszkają w nich i je rozbudowują. Efektem tego są mutanty: pół chaty ze sczerniałego drewna, a pół willi z nieotynkowanego pustaka z tarasem. I pseudojońskie kolumny, przed wejściem. Robię takim zdjęcia i pokazuję kolegom w pracy.
Agnieszka (20 lat, studentka, Gdynia):
— Myślę, że brzydota miast wynika głównie z braku komunikacji. Od wyjazdu na studia mieszkam w takim typowym kostkowatym blokowisku. Na szczęście wszystko ocieplone i pomalowane, może nie ładnie ale przynajmniej kolorowo. Z resztą, z takim blokiem z lat siedemdziesiątych niedużo da się zrobić. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego nie można tych fasad bloków potraktować jak wielkich płócien malarskich i nie oddać ich do dyspozycji artystom. To byłby ewenement: całe miasto jak jedna wielka galeria…
Ale wracając do braku komunikacji: codziennie, kiedy idę na uczelnię, mijam grupę młodych mam z dzieciakami. Siedzą na rozkładalnych działkowych krzesełkach na całej szerokości chodnika, palą papierosy, a dzieci łażą po trawniku koło śmietnika, z którego smród leci na pranie, wiszące dziesięć metrów dalej. Gdyby miedzy ludźmi mojej spółdzielni była jakaś komunikacja, to dzieciakom zrobiliby piaskownicę, a zamiast wybebeszonych przez bezdomnych śmietników byłby eleganckie dzwony. Na pranie byłoby wydzielone miejsce i nie musiałabym oglądać barchanów osiemdziesięcioletniej sąsiadki. I mamusie nie siedziałyby na chodniku, tylko na ławeczce, nie tarasując mi przejścia, a pety wrzucałby do zainstalowanej obok popielniczki, a nie na chodnik, między gołębie kupy.
Marzena (35 lat, manager w restauracji, Kraków):
— Czyż to nie jest oczywiste? Wszystkie kamienice należą do ludzi, którzy je odziedziczyli, a teraz siedzą na tłustych dupach i tylko zbierają kasę za wynajem mieszkań i lokali. Po co cokolwiek remontować, skoro i tak się wynajmie? Jak już coś wyremontują, to tylko dlatego, że albo się sypie, albo już posypało. Jedyne co ich interesuje, to czy przypadkiem wujek Mietek nie ma pół metra kwadratowego więcej, niż mu przypada z procentowego udziału. Pomijając te kwestie, fasadę remontuje się zawsze na końcu. Jako pierwsze do wymiany idą zawsze media: w kamienicy w dobrym miejscu nikt lokalu nie wynajmie, jeśli będzie bez ogrzewania, z wodą w kolorze kawy zbożowej i watowanymi korkami. Coś takiego można co najwyżej studentom wynająć.
A że wieś brzydka? Największe paskudztwa stawiają nowobogaccy miastowi, którzy uciekli przed cenami mieszkań i nie mają pojęcia o życiu w małych społecznościach. Grodzą się tacy na osiedlach jednorodzinnych domków dwumetrowym murem i tworzą mini getta. Natomiast, jak ludzie ze wsi budują dom, to zwykle bez projektu, metodą gospodarczą i to z wujkiem Mietkiem — bo tak najtaniej. Ledwo okna wstawią, a już się wprowadzają — i prędzej kryształowy żyrandol kupią, niż otynkują dom.
Wioletta (31 lat, muzealnik, Poznań):
— Polska wygląda jak wygląda przez zawiść. Ludzie nie mogą się dogadać, bo nikt nie chce. Nie chcą być aktywistami, bo nikt im za to nie podziękuje, a jak popełnią jakiś błąd, to zostaną wdeptani w ziemię, opluci i będą mieli zniszczoną reputację do końca życia. A popełnią błąd na pewno — mnóstwo „życzliwych ludzi” będzie patrzeć im na ręce. Wszyscy są nieufni. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: na jakimś zebraniu jeden z uczestników ma jakiś pomysł, dotyczący czegokolwiek: upiększania wsi, zbiórki na głodującą Ugandę, cokolwiek — od razu połowa ludzi zaczyna się zastanawiać, jaki proponujący ma w tym interes. A jeśli nie ma, to po co się odzywa, po co się w to pakuje, nie ma nic innego do roboty? A druga połowa sobie pomyśli: przecież inicjatywy upiększania miasta czy wsi powinny wychodzić od urzędników, za to im płacimy. Tylko, że większość pracowników budżetówki dostaje grosze i całe życie prowadzi strajk włoski.
Poza tym ludzie są podli. Jestem wrażliwym człowiekiem, nie mogłam wytrzymać na osiedlu, bo awantury i krzyki, cały czas gniew… Jak w takich warunkach można dbać choćby o wewnętrzne piękno i porządek? Wzięliśmy kredyt z mężem, postawiliśmy dom, żeby mieć przynajmniej ten nasz uporządkowany kawałek świata i co? Trzeciego dnia włamali się nam na posesję i napisali niezmywalnym sprayem na oknie Witamy. Brzydocie winna jest zawiść.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze