Slow wear
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuPodkoszulki rozpadające się po kilku praniach, swetry o trwałości jednego sezonu i pękające na tyłku dżinsy – to ubraniowa codzienność. Slow wear mówi tej tendencji „nie”. Ubranie powinno być uszyte z naturalnych, pozyskanych w sposób przyjazny dla środowiska, materiałów i w sposób przyjazny dla wykonawców. Ma być porządne i o wytrzymałości dużo większej niż przysłowiowy chiński podkoszulek.
Media nie mogą żyć bez nowych tematów, a moda bez nowych trendów. Czy Lady Gaga byłaby tak interesująca dla mediów, gdyby nie lansowały charakterystycznego, czy przynajmniej głównie z nią kojarzonego, wyglądu? Należy poważnie wątpić. Nieco rzadziej się zdarza, aby jakieś zjawiska społeczne miały wpływ na modę, ale czyż religie nie kształtują mody, by przypomnieć tylko, tak modne we Francji czy Niemczech, muzułmańskie chusty i burki? A wystarczy przyjrzeć się newsom większości mediów elektronicznych, aby zobaczyć, że jedną z najpopularniejszych nowych „religii” jest specyficznie pojmowana ekologia. Bo w końcu we wpływ człowieka na globalne ocieplenie po prostu trzeba wierzyć. A gdzie wiara tam i religia.
Rynek jak zwykle zareagował na nastroje społeczne. Były już puszki tuńczyka oznaczone znaczkami delfin free i sztuczne futra, a że i człowiek, który nijak nie zalicza się do klasy średniej czy wyższej, chce czasem zaangażować się w niesienie dobra, z konieczności na skalę mniejszą niż adoptująca całe wioski Madonna, to trendsetterzy i stojące coraz częściej za nimi firmy PR i reklamy pracują pełną parą. Dla masowego odbiorcy wymyślane są trendy, którym uleganie, mają zapewnić człowiekowi przyjemność zdecydowanie większą w stosunku do tak prostej czynności jak kupowanie ciuchów. Zakup ubrań „moralnych” i ekologicznych.
Oczywiście kupowanie ciuchów może być i często jest czynnością mistyczną, a upolowanie nowego ubrania najważniejszym elementem życia, ale czasem i osoba modna chce pochwalić się swą wrażliwością, a nic nie pomoże jej w tym bardziej niż ciuch o wartościach moralnych. A właśnie taką koncepcję ubierania się reprezentuje zyskujący coraz większą popularność (przynajmniej w mediach) ruch slow wear.
Nazwa w oczywisty sposób nawiązuje do ukochanego przeze mnie ruchu slow food. O ile tam chodzi o wskrzeszanie tradycji kulinarnych, o tyle slow wear ma na celu wykreowanie nowego podejścia do mody, podejścia, w którym aspekt szeroko pojętej ekologiczności wiąże się z etycznym traktowaniem pracownika, cokolwiek by to nie miało oznaczać. Jednym zdaniem — ubranie powinno być uszyte z naturalnych, pozyskanych w sposób przyjazny dla środowiska, materiałów i w sposób przyjazny dla wykonawców. A poza wszystkim – ma być porządne i o wytrzymałości dużo większej niż przysłowiowy chiński podkoszulek.
To zresztą jeden z najbardziej interesujących i pozytywnych elementów tego trendu. Slow wear jest bowiem również odpowiedzią na masowość i co tu dużo mówić, tandetność współczesnej mody. Podkoszulki rozpadające się po kilku praniach, swetry o trwałości jednego sezonu i pękające na tyłku dżinsy – to niestety ubraniowa codzienność. Slow wear mówi tej tendencji zdecydowane „nie”. Ubrania powinny stać się integralną częścią człowieka – nie tylko przez swój ekologiczny charakter, ale również dzięki swemu wychowaniu, bo spójrzmy prawdzie w oczy – czy można potraktować ubranie jak „drugą skórę” (a dla wielu jest to idealny sposób noszenia się), jeśli wiemy, że jego trwałość jest dostosowana do częstotliwości pojawiania się następnych kolekcji, czyli w praktyce 6 – 12 miesięcy?
Kolejnym wyznacznikiem slow wear jest wspomniana już moralność pracy, czyli etyczne podejście do robotników. W prostych słowach - chodzi o to, że firmy zajmujące się slow wear po prostu płacą robotnikowi więcej niż przysłowiowego dolara, a przynajmniej szczycą się tym w mediach, podobnie jak firmy produkujące kosmetyki nigdy nie zapominają podkreślić, że ich kosmetyki nie są testowane na zwierzętach. Etyczne podejście do handlu i produkcji świeci tryumfy, o ile nie na świecie, to przynajmniej wśród dziennikarzy poszukujących jakiegoś nowego tematu do sprzedania szerokiej publiczności. W fair trade (sprawiedliwym handlu) chodzi jak zwykle o daleko idący humanizm i szacunek dla ludzkości, a skutek jest taki, że po prostu ubrania są droższe.
A jak wyglądają te całe ubrania slow wear? Tu obowiązuje już daleko idąca różnorodność, choć można wytyczyć kilka charakterystycznych trendów. Kiedy patrzy się na poszczególne modele firm slow wear trudno oprzeć się wrażeniu, że ich twórcy zapatrzyli się w punkowe lata 80. (biorąc od nich bogactwo dodatków i antykonsumpcyjny przekaz) i czas hippisów z ich rękodziełem i fascynacją wszystkim co etniczne. Niektóre produkty z radykalnego skrzydła slow wear przypominają wypisz wymaluj ubrania widywane w książkach o Piaście Kołodzieju (naturalne „grube” wełny, konopne płótno, dodatki z elementami drewna i surowych metali), ale z pewnością nie zawsze. Firmy takie jak legenda slow wear istniejące już od ponad 20 lat – Komodo, czy amerykański sklep MAC, sprzedają wyroby nie odbiegające wyglądem od innych produktów obecnych w butikach czy sieciówkach. Z drugiej strony wiele firm utożsamiających się z ruchem slow wear wypuszcza na rynek produkty luksusowe, jak choćby znany z etycznego podejścia do problematyki biznesu i arcy ekologicznych technik produkcji kaszmiru - La Fee Parisienne. Inna sprawa, że nawet te super ekskluzywne produkty nawiązują raczej do estetyki wprost wynikającej z gustów tych, którzy chcą płacić za modę ekologiczną. Po prostu ma być tak, aby było widać ten eko – szyk. W ostateczności można do w miarę klasycznego kroju ubrania dodać jakiś fajny napis dotyczący jakiegoś aktualnego politycznego lub ekologicznego tematu, na przykład Free Tybet czy tam Save the whales.
Ale trzeba przyznać że slow wear zaczyna przejawiać cechy realnie istniejącego zjawiska, w przeciwieństwie do na przykład ekologicznych kolekcji pret a porter wykonywanych z materiałów biodegradowalnych lub innej makulatury (a kilka lat temu było to naprawdę modne, oczywiście raczej na wybiegach dla modelek niż w modzie ulicznej). Tak czy inaczej ekologia w mediach ma się dobrze i coraz więcej firm ubraniowych stara się podpiąć pod slow wear. Może i warto się tym zainteresować? W końcu wielu z nas zapłaciłoby więcej za porządnie wykonany oryginalny ciuch, a że z naturalnych składników i wyprodukowany przez zadowolonych z pensji robotników? To już tylko same plusy. Więc jeśli ktoś ma potrzebę bycia eko i chce za to zapłacić trochę więcej – zachęcam. Większość i tak zdecyduje się na produkty Made in China, ale dbajmy o różnorodność. Przynajmniej w ubraniach, jeśli już nie stać nas na oryginalność w innych dziedzinach.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze