Dobre rady wujka Google, czyli internet dba o nasze zdrowie...
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuCo łykać, żeby być wciąż młodym, szczupłym i seksownym. Jakiej maści używać na problemy z cerą i co robić, jeśli ma się kaca, przeziębienie albo depresję. Internet staje się popularniejszy niż lekarz rodzinny, do którego trzeba pójść na wizytę.
W internecie możemy znaleźć wszystko. Rzeczy zakazane i dozwolone. Jeśli chcemy zbudować bombę, wystarczy tylko odszukać odpowiednie strony. Chcemy włamać się do czyjegoś komputera? – nie ma sprawy: w necie jest mnóstwo podręczników dla hackerów. A jeśli chcemy upewnić się, że świetnie wyglądamy, na forach dyskusyjnych znajdzie się mnóstwo przyjaznych dusz, które będą nam prawić komplementy (drugie tyle będzie mieszać nas z błotem, porównując do słynnego dzwonnika z katedry Notre Dame).
Co ciekawe, w sieci internetowej znajdziemy miliony rad dotyczących naszego zdrowia. Co łykać, żeby być wciąż młodym, szczupłym i seksownym. Jakiej maści używać na problemy z cerą i co robić, jeśli ma się kaca, przeziębienie albo depresję. Internet staje się popularniejszy niż lekarz rodzinny, do którego trzeba pójść na wizytę, a potem realizować niebotycznie drogie recepty. Takich problemów nie mamy w przypadku sieci, która – niczym dobry przyjaciel – zrozumie, przytuli i powie nam to, co chcemy usłyszeć.
Specjaliści z firmy Google sprawdzili, jakie zapytania kierujemy do wyszukiwarki w poniedziałek z rana, tuż przed wyjściem do pracy albo siedząc już wygodnie z biurze. Jak podaje portal Medme.pl, cytując prestiżowe pismo medyczne „American Journal of Preventive Medicine”, w poniedziałki i wtorki Amerykanie najczęściej szukają w internecie rad i tekstów dotyczących zdrowia: zdrowej diety czy stylu życia. […] Według badaczy liczba wyszukiwań "zdrowych tematów" w poniedziałki i wtorki była o 3 proc. większa, niż w środy, o 15 proc. większa niż w czwartki, o 49 proc. większa niż w piątki, o 80 proc. większa niż w soboty i o 29 proc. większa niż w niedziele. Szkoda, że takich badań nie przeprowadzono w Polsce i u innych narodów słowiańskich, bo może okazałoby się, że we Wschodniej Europie wpisujemy najczęściej słowa „kac”, „alkoholizm” i „niestrawność”. Swojego czasu program śniadaniowy „Dzień Dobry TVN” pokazał materiał o tym, jaką rolę w życiu polskiego pacjenta pełni Wikipedia i jej zawartość dotycząca medycyny. Lekarze, pytani o fachowość publikowanych tam artykułów, stwierdzili, że chociaż większość tekstów jest napisana poprawnie, ok. 30% informacji albo jest błędnych, albo nieprecyzyjnych. Cóż, kiedy szukamy właściwej diagnozy lub metody leczenia, te 30% może okazać się najważniejsze.
Z drugiej strony czasami warto sięgać do nieformalnych źródeł wiedzy medycznej. Tak właśnie zrobił Jack Andraka – amerykański nastolatek, który opracował metodę diagnozowania raka trzustki. Podstawową wiedzę na temat tego nowotworu znalazł w artykułach z Google i w Wikipedii. I jeszcze jeden ciekawy fakt. Niemiecki lekarz dzięki jednemu z odcinków serialu „Doktor House” znalazł przyczynę choroby swojego pacjenta. 55-letni mężczyzna od roku miał niewydolność serca, gorączkę, refluks, powiększone węzły chłonne, tracił słuch i wzrok – pisze Sylwia Sałwacka w artykule "„Dr House” - serial, który uratował życie". — Specjaliści z Centrum analizują historię pacjenta, robią kosztowne badania i — jak detektywi — szukają przyczyn choroby. Wszystko to trwa przynajmniej kilka dni. Tym razem jednak chory usłyszał diagnozę natychmiast. Stało się tak za sprawą doktora Jurgena Schafera z Marburga, który doskonale zapamiętał objawy choroby pacjentki Doktora House'a, występującej w jedenastym odcinku siódmego sezonu. Ale słowa uznania należą się nie tylko dla doktora Schafera, ale i dla scenarzystów serialu, którzy — tworząc fabułę kolejnego odcinka – musieli sięgnąć do sprawdzonych źródeł. Nie znaczy to jednak, że wykładowcy na uczelniach medycznych powinni zalecać swoim studentom wyłącznie oglądanie „Doktora House'a”. Na początku student powinien zajrzeć do książek, a potem dla rozrywki oglądać przygody słynnego amerykańskiego diagnosty.
Bez wątpienia internet, radio i telewizja będą coraz popularniejszymi źródłami informacji medycznej. Nie potrafimy już bezgranicznie ufać lekarzom (szczególnie tym od pierwszego kontaktu). Straciliśmy również szacunek do Narodowego Funduszu Zdrowia, a i Minister Bartosz Arłukowicz nie ma u pacjentów dobrego PR-u. No i co powinniśmy myśleć o sporze między lekarzami stosującymi homeopatię i jej przeciwnikami? Trudno rozstrzygnąć, kto ma tu rację. Ważne jest jednak to, że pacjenci są zdezorientowani i myślą, że w tym konflikcie (może i merytorycznym) pewnie i tak chodzi o pieniądze. Dlatego, zamiast korzystać z rady specjalistów, coraz częściej zaglądamy na fora dyskusyjne, tam szukając wyjaśnienia swoich problemów. Albo ufamy znachorom, przepisującym cudowne diety i pigułki z kosmosu. Wróćmy więc po rozum do głowy i zacznijmy dbać o zdrowie. Wtedy ani lekarz, ani Wikipedia nie będą nam potrzebne.
Źródło informacji: medme.pl, wyborcza.pl, dziendobry.tvn.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze