Zdrowy egoizm
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNie obchodzą mnie protesty rolników, górników czy też nauczycieli. Może ci ludzie mają nawet rację. Ale co mi do tego? Awantura o in vitro również niewiele mnie interesuję, gdyż posiadam zdolności rozpłodowe, co już udowodniłem w praktyce. Zresztą, nie chcę mieć więcej dzieci. Głód i wojny w Afryce owszem, nie powinny mieć miejsca, lecz nie uważam bym był cokolwiek winien temu kontynentowi. Nie mam zdania na temat globalnego ocieplenia, lecz nie życzę sobie by mój rachunek za prąd wzrósł choćby o złotówkę z tytułu walki z tym zjawiskiem. Holandię zaleje? Niech martwią się tym w Amsterdamie. Nie obchodzi mnie walka z aborcją ani walka o prawo do aborcji, uznaję słuszność sprawy mniejszości seksualnych, lecz nie zamierzam kiwnąć nawet palcem. Innymi słowy, mam za nic sprawy wielkiego świata. Uważam, że to postawa zdrowa, mądra i szlachetna. Wszyscy powinni myśleć w ten sposób.
Siedmioletnia dziewczynka wysadziła się przed sklepem w Nigerii. W zamachu zginęło pięć osób, dziewiętnaście zostało rannych. Myślę sobie, że to naprawdę przerażające. Cywilizacja posyłająca na śmierć własne dzieci jest zdegenerowana, zła do szpiku kości. Niewiele jednak mnie to obchodzi, bo nie mieszkam w Nigerii.
Przyjemniaczki z Państwa Islamskiego spaliły żywcem kolejnych czterdzieści pięć osób. Prawdopodobnie ofiary zawiniły wyznając Chrystusa. Pomyślcie tylko: kilka tysięcy kilometrów od naszej granicy płoną ludzie, tacy jak ty czy ja. Bardzo bym chciał, by jakaś Ameryka wysłała wojsko i zrobiła porządek z tymi fanatykami. Na pewno potraktuje ich łaskawiej niż oni swe ofiary. Ale nic z tym nie zrobię. Nie jestem chrześcijaninem, nie mieszkam na Bliskim Wschodzie tylko w Polsce.
Na Ukrainie trwa krwawa wojna, a nominalnie niepodległe państwo jest w tej chwili rozrywane na części przy całkowitej obojętności Zachodu. To draństwo na miarę Monachium i Jałty. Podziwiam Dawida Wildsteina (z którym nie zgadzam się we wszystkich niemal kwestiach światopoglądowych) za to, że pojechał tam, naraża życie pomagając innym. Ja jednak zostanę w domu.
Nie obchodzą mnie protesty rolników, górników czy też nauczycieli. Może ci ludzie mają nawet rację. Ale co mi do tego? Awantura o in vitro również niewiele mnie interesuje, gdyż posiadam zdolności rozpłodowe, co już udowodniłem w praktyce. Zresztą, nie chcę mieć więcej dzieci. Głód i wojny w Afryce owszem, nie powinny mieć miejsca, lecz nie uważam, bym był cokolwiek winien temu kontynentowi. Nie mam zdania na temat globalnego ocieplenia, lecz nie życzę sobie by mój rachunek za prąd wzrósł choćby o złotówkę z tytułu walki z tym zjawiskiem. Holandię zaleje? Niech martwią się tym w Amsterdamie. Nie obchodzi mnie walka z aborcją ani walka o prawo do aborcji, uznaję słuszność sprawy mniejszości seksualnych, lecz nie zamierzam kiwnąć nawet palcem. Innymi słowy, mam za nic sprawy wielkiego świata. Uważam, że to postawa zdrowa, mądra i szlachetna. Wszyscy powinni myśleć w ten sposób.
Co mnie zatem obchodzi? Moje myślenie jest pogańskie. Odpowiadam jedynie za swoje plemię. Im jestem oddany, za nich będę walczył, im pomagał. Plemieniu oddam swój czas, pieniądze, zdrowie, jeśli trzeba także życie.
Plemię jest pojęciem starożytnym, lecz rozumiem je nowocześnie. Kto się do niego zalicza? W pierwszym rzędzie, rodzice oraz dzieci. W moim konkretnym przypadku mama, tato oraz mój syn, czyli ludzie, dzięki którym jestem na tym świecie i człowiek, który znalazł się na świecie za moją sprawą. Im jestem winny najwięcej.
Dalej znajduje się moja kobieta, ewentualnie moje kobiety, lub mój mężczyzna, moi mężczyźni, gdybym był homoseksualistą. Moim obowiązkiem jest pomaganie im, dawanie miłości i szacunku, przy czym, dodajmy, szacunek kończy się na progu sypialni.
Następnie mamy braci i siostry, czyli przyjaciół i przyjaciółki. Nie mówię tutaj o pokrewieństwie, lecz długotrwałej emocjonalnej zażyłości. Rozumiecie o co mi chodzi? Każdy przyjaciel jest mi bratem i tak będę się zwracał do niego. Zawsze pomogę. Oddam pół ostatniej bułki, jeśli będzie trzeba. Rodzice, dzieci, partnerzy, bracia i siostry składają się na rdzeń mojego plemienia.
Dalej mamy krąg zewnętrzny, wobec którego moja odpowiedzialność jest mniejsza, niemniej istnieje. Mowa o partnerach moich braci i sióstr, ich dzieciach, rodzicach, ich braciach i tak dalej. W gruncie rzeczy, ci ludzie muszą radzić sobie sami (korzystając z pomocy kogoś innego). Ale na przykład, gdyby któryś z moich braci zmarł, zająłbym się jego dzieckiem. A przynajmniej je doglądał. Taki mój obowiązek.
Krąg trzeci to najbliższe otoczenie. Sąsiedzi, pani ze sklepu, kelnerka w kawiarni na dole i tak dalej. Powinienem im pomagać, choć niezbyt ofiarnie. Dobrze też, bym raz na jakiś czas zrobił coś dla lokalnej społeczności. Jesienią przekopałem trawnik pod moim blokiem, ogrodziliśmy go i teraz czekam, aż przyjdzie wiosna i pojawią się na nim kwiaty.
Dalsze kręgi rozmywają się we mgle: moje miasto, mój kraj, mój świat, ludzie z którymi łączy mnie podobny wiek, profesja, doświadczenie życiowe. Będę im życzliwy, zawsze okażę szacunek, ale w gruncie rzeczy niewiele mnie obchodzą. I nie powinni. Mają swoje plemiona i powinni tam szukać pomocy w razie jakiś problemów.
Jak to współgra z kwestiami społecznymi? Bardzo prosto. Jeśli moja siostra jest dyskryminowana w pracy ze względu na płeć (dajmy na to), to zrobię wszystko, żeby jej pomóc. Dopilnuję, aby sukinsyn, który ją skrzywdził, został pognębiony. Zapiszę się nawet to jakiegoś antydyskryminacyjnego stowarzyszenia i będę chodził na manifestacje, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ale gdy sprawa mojej siostry zostanie załatwiona, natychmiast opuszczę to stowarzyszenie. Nie obchodzą mnie ludzie dyskryminowani. Obchodzi mnie moja siostra.
Dodam, że od braci i sióstr, od członków mojego plemienia oczekuję tego samego: miłości, oddania i poświęcenia. Wyjątkiem są rodzice i dzieci. Pierwsi już pomogli. Drudzy kiedyś pomogą.
Ta postawa może wydać się egoistyczną. Jeśli tak, to jest to najzdrowszy z możliwych egoizmów. Po prawdzie jednak, myślę, że mamy do czynienia z altruizmem, z głębokim oddaniem drugiemu człowiekowi. Po prostu, nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Pomagajmy więc najbliższym. Tylko porządnie, z sercem i na sto procent.
A gdyby wszyscy myśleli tak jak ja, nikt nie byłby samotny. Straszne wydarzenia, które opisałem na początku, nigdy nie miałyby miejsca. A przynajmniej nie uzyskałyby takiej skali. Każdy człowiek mógłby liczyć na wsparcie swojego plemienia. I byłoby dobrze. A w każdym razie – lepiej niż teraz jest.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze