Autostrada pod oknami
MARIANNA KAMIŃSKA • dawno temuBarbara i Tomasz zaciągnęli kredyt na całe życie, by kupić ten dom. Chcieli ciszy, poczucia bezpieczeństwa i kontaktu z przyrodą, zamiast tego mają: smród, hałas, wypadki. Monika i jej rodzice od lat patrzyli na piękny las na horyzoncie i myśleli, że już zawsze będzie tu taka sielanka. Niestety. Co czują ludzie, którym pod oknem zbudowano ubojnię drobiu, poprawczak, autostradę czy żyją w sąsiedztwie lupanaru?
Maria (29 lat, wieś pod Warszawą):
— Kiedyś kilka domów ode mnie była podstawówka. Jak ją po reformie szkolnictwa zlikwidowano, budynek został. Najpierw stał pusty, młodzi pili tam piwo i sikali. Niszczał. Potem przechodził z rąk do rąk i gmina nie miała pojęcia, co z nim zrobić.
W końcu najpierw zrobili tam dom spokojnej starości. Nie było to przyjemne, bo po wsi ciągle jeździła trupiarka, znaczy się – karawan do przewożenia zwłok. Podopieczni marli tam jak muchy, przynajmniej dwóch w tygodniu.
Po dwóch latach, nie wiedzieć czemu dom spokojnej starości wyniósł się i budynek znów stał opustoszały. Wszyscy się zastanawialiśmy – co teraz będzie w takim budynku, w miejscu, w którym tylu ludzi umarło? Przedszkola pewnie nikt by tam nie zrobił. I gmina zrobiła tam coś, czego nikt się nie spodziewał: poprawczak.
Nie jesteśmy zadowoleni. Nikt nas o nic nie pytał. Niektórzy boją się we wsi o swoje dzieci. Na razie nic się złego nikomu nie stało, ale wiadomo, co może strzelić do głowy takim młodym, zwyrodniałym wykolejeńcom?
Barbara (26 lat i Tomasz 32 lata, Mazowsze):
Tomasz:
— Nam koło domu zbudowano autostradę. Kiedy zaczęliśmy się budować kilka lat temu, bardzo starannie wybieraliśmy działkę. Chcieliśmy spokoju, ciszy, zieleni, zdrowych warzyw ze swojego ogrodu, świeżego powietrza. Tego, czego chce większość ludzi, którzy wyprowadzają się z miasta na wieś. Wcześniej oboje mieszkaliśmy w centrum Łodzi.
Barbara:
— Pamiętam, jak wybieraliśmy widok za oknem.
Tomasz:
— Po roku od naszej przeprowadzki do wymarzonego domu, na który wzięliśmy kredyt na trzydzieści lat, zbudowano nam autostradę. Sto metrów od domu. Zamiast lasu na horyzoncie mamy sznur samochodów, nieprzerwanie dzień i noc. Hałas i stała emisja spalin.
Barbara:
— Oczywiście, że protestowaliśmy. Tak poszkodowanych przez los, jak my, było znacznie więcej. Raz przez kilka godzin blokowaliśmy ulice w miasteczku. Spacerowaliśmy po pasach. Nawet policja była zdziwiona, że jesteśmy tak wspaniale zorganizowani. Co z tego? Na niczym nie stanęło. Autostrada powstała i wszyscy się cieszą. Wszyscy, oprócz nas.
Tomasz:
— Nikt się nami nie przejął. Władze olały nasze zdrowie i nasze poczucie bezpieczeństwa. To nikogo nie obchodzi. A jak nikogo nie obchodzi zdrowie i bezpieczeństwo obywateli, to kogo będą obchodziły sprawy przyrody i ładu przestrzennego?
Monika (22 lata, wieś pod B.):
— Zawsze uważałam, że mieszkam w najpiękniejszym miejscu na Ziemi. Całe życie oglądałam z okna jezioro i las.
Kilka lat temu ziemię pod lasem wykupił jakiś biznesmen. Ludzie się cieszyli, że zbuduje elegancki hotel, chodziły nawet plotki, że budynek będzie połączony z elegancką stajnią. Wielu myślało, że będą miejsca prac. U nas z pracą bardzo krucho.
Ku naszemu wielkiemu zdumieniu biznesmen zbudował tu ubojnię drobiu. Smród, który się stamtąd dobywał, był na początku nie do wytrzymania. Nawet w największe upały musieliśmy zamykać okna. Nie umiem opisać, co to zapach. Nigdy nie czułam niczego gorszego. Zaczęłam się wstydzić zapraszać do siebie znajomych. Wydawało mi się chwilami, że cała już przesiąkłam tym zapachem. Koszmar.
Od kiedy jesteśmy w Unii, już stamtąd tak nie śmierdzi, ale i tak czuć. Turyści omijają nas szerokim łukiem i wcale się nie dziwię – kto by chciał siedzieć nad jeziorem, gdzie z plaży widać ubojnię drobiu?
Kiedyś myślałam, że będę mieszkać w moim rodzinnym domu do końca życia. Teraz sobie myślę, że nie chciałabym tu wychowywać swoich dzieci. Mam je dopiero w planach, ale już myślę o tych sprawach.
Kasia (25 lat, Wrocław):
— Kiedy rok temu dostałam mieszkanie po ciotce w starej kamienicy w samym centrum, prawie skakałam z radości pod sufit. A teraz to miejsce jest moim przekleństwem.
Piętro wyżej jest agencja towarzyska. Panie pracują w nocy: ich łóżka trzeszczą niemiłosiernie, słyszę ich miłosne jęki, krzyki pijanych mężczyzn i głośną muzykę. Nie wspomnę o zasikanej klatce schodowej i moim lęku, ilekroć przemykam schodami. Wszyscy mijani na schodach mężczyźni myślą, że jestem prostytutką. Często mnie zaczepiają. Kilka razy zdarzyło się, że jacyś nawaleni chłopcy pukali do mnie w nocy, bo mylili piętra.
Kiedyś nocowała u mnie babcia. O trzeciej w nocy ktoś ostro walił w nasze drzwi. Niewiele się namyślając babcia otworzyła. Była wściekła. Pijany żołnierz zaczął całować ją po rękach. Mówił, że od roku nie miał kobiety. Do dziś się śmiejemy z tej historii, że babcia ma takie powodzenie u młodzików. Na co dzień jednak takie historie przestają być anegdotami. Stają się uciążliwe i bardzo utrudniają życie.
Kilka razy z sąsiadami powiadomiliśmy policję. Spokój w agencji trwał kilka dni, tygodni, raz nawet – miesięcy. Ale potem znów pojawiał się w tym mieszkaniu nowy właściciel, otwierał nową agencję. Jeden alfons był nawet tak bezczelny, że zaczepił mnie na schodach i powiedział, że powiadamianie policji nie ma sensu, bo policjanci korzystają z usług agencji. A potem zapytał, czy nie chciałabym dla niego pracować, bo jestem młoda i ładna, a on dobrze płaci! W życiu nie widziałam nikogo równie bezczelnego. Czuję się kompletnie bezsilna. I boję się we własnym mieszkaniu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze