Poklepywanie czy molestowanie?
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuGdzie jest granica - zastanawia się wiele kobiet, które w miejscu pracy są przez swych kolegów i szefa traktowane inaczej, niż chcą. Czy czułe poklepywanie po plecach to już molestowanie? A co z przyjacielskim buziakiem lub gładzeniem po głowie przez szefa? Wiele kobiet ma problem z określeniem, co jest molestowaniem seksualnym, a co przyjacielskim gestem.
Gdzie jest granica — zastanawia się wiele kobiet, które w miejscu pracy są przez swych kolegów i szefa traktowane inaczej, niż chcą. Czy czułe poklepywanie po plecach to już molestowanie? A co z przyjacielskim buziakiem tetryka – przesympatycznego kolegi z pracy lub gładzeniem po głowie przez szefa? Wiele kobiet ma problem z określeniem, co jest molestowaniem seksualnym, a co przyjacielskim gestem. Przeczytajcie, jak o swojej pracy i współpracownikach opowiada bohaterka tego artykułu.
Wioletta (32 lata, sekretarka z Opola):
Pracuję w niedużej firmie kolporterskiej, w sekretariacie. Odbieram telefony, faksuję, przyjmuję zlecenia od klientów. Panuje tu rodzinna atmosfera. Wszyscy są dla siebie ciepli, mili i bardzo koleżeńscy. Jestem jedyną kobietą. Traktują mnie tutaj w specjalny sposób. Nie zawsze mi się to podoba.
Właściwie nie wiem, czy powinnam narzekać. Jest sympatycznie, ale nie do końca i nie dla mnie. Niektórzy moi koledzy biorą mnie na ręce w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Gdy jestem w górze, czuję się idiotycznie. Jestem po trzydziestce i uważam, że takie zaloty są na poziomie szkoły podstawowej i w tym wieku ani mnie, ani im to nie przystoi. Poza tym sukienka mi powiewa, a oni się śmieją. Nie umiem stanowczo powiedzieć, że mi się to nie podoba. Raczej piszczę jak nastolatka ze strachu, że sobie głowę o sufit rozbiję. Brak asertywności z mojej strony jeszcze bardziej mnie dobija. Moi koledzy nie rozumieją moich cichych protestów, tłumaczą, że noszą mnie na rękach za te wyśmienite kawy, które im robię. Nie wiem, jak mam się zachować w takiej sytuacji.
Nic tak nie wytrąca mnie z równowagi jak poklepywanie mnie po plecach, niby tuż przy talii, ale czasem ich dłoń się obsuwa, a ja czuję się jak krowa lub kobyła na pastwisku. Podciągam ich rękę do góry lub przesuwam ciało do przodu, żeby mnie nie dotykali, wtedy słyszę: „co ty taka nerwowa” i śmieją się, że jestem „nietykalska”.
Wśród kolegów prym wiedzie jeden sześćdziesięcioletni pan, którego naprawdę bardzo lubię i ze względu na jego wiek mam dla niego szacunek. On nie tylko najczęściej bierze mnie na ręce, ale i mocno przytula, aż brakuje mi tchu. Dosłownie miażdży mój biust o swoją klatkę. Czasem gdy zrobię mu ksero lub pomogę z paczkami, całuje mnie w policzek lub bierze moją głowę w swoje ręce i daje całusa w usta. Jest to dla mnie obleśne, bo czuć od niego czosnek, ale nie umiem mu okazać, że nie jestem zachwycona jego zachowaniem. Wiele mi pomógł, to dzięki niemu znalazłam pracę. Przepchnął moją kandydaturę i pomógł mi się wdrożyć. Jest bardzo sympatyczny i podchodzę do niego jak do ojca. Tyle że mój ojciec nigdy nie całowałby mnie tak jak on.
Młodsi kolporterzy stosują wobec mnie inne zaloty, opowiadają mi paskudne, szowinistyczne kawały, gapią się w mój dekolt lub komentują mój strój i nogi. Z nimi umiem sobie poradzić. Potrafię fuknąć, odpowiedzieć im tak, aż im w pięty pójdzie, lub po prostu nie odzywam się do nich cały dzień i nie robię im kawy. Mój protest przeciwko takiemu zachowaniu objawia się tym, że przez cały dzień niczego im nie załatwię i nie przychylę się do żadnej ich prośby. W konsekwencji przepraszają mnie, ale za kilka dni robią to samo. Nie znam żadnego sposobu na to, jak mam okazać swoje niezadowolenie z ich zachowania wobec mnie. Czasami myślę, że moi koledzy z pracy są już tak przyzwyczajeni do takiego traktowania mojej osoby, że nic już tego nie zmieni, a moje desperackie ruchy tylko ich rozśmieszą lub zdziwią.
Szef także nie jest gorszy w traktowaniu mnie w taki sposób. Gdy przychodzi do mnie z jakąś sprawą, „po ojcowsku” głaszcze mnie po głowie lub przyciska moją dłoń do biurka, czasem złapie mnie za nos jak dziecko. Czuję do niego respekt i nie umiem mu nic powiedzieć. To mój szef, a ja nie chcę wyjść na idiotkę lub stracić pracy.
Nie wiem, jak mam to wszystko traktować — czy to już molestowanie, czy tylko przyjacielskie, bardziej poufałe gesty. Może powinnam po prostu zmienić pracę i w nowej postawić sprawę jasno. Tutaj do nikogo nic nie dociera lub ja nie umiem pokazać im swojej dezaprobaty. Rozmowa i obrażanie się nie są metodą. Ich zachowanie dodatkowo potęguje fakt, że nie mam jeszcze męża. Czują się bezkarni i pod pretekstem sympatii wciąż mnie dotykają, a ja wolę być na dystans, chociaż bardzo ich wszystkich lubię. A może przesadzam, przecież nikt tu mnie nie obraża, nie proponuje seksu, nie dotyka intymnych części ciała. Wiem, że przy nich włos by mi z głowy nie spadł. Tylko dlatego tak źle się czuję.
Lubię swoją pracę, ale atmosfera, mimo że przyjacielska, źle mnie nastraja. Wracam do domu w złym humorze. Czuję się sfrustrowana i zestresowana. Zamiast wypocząć po obiedzie, rozmyślam o całej tej sytuacji. Nie umiem znaleźć wyjścia.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze