Najwyższy czas
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuŚmiem twierdzić, że czas jest dziś najbardziej deficytowym towarem świata. Kogo by nie zapytać, nikt nie ma czasu. Na nic. Niektórzy nie mają nawet czasu na sen, na seks, na jedzenie porządnych posiłków, na własną fizjologię. Pędzą, spieszą się, aż wywieszone jęzory wiszą im jak krawaty. Czasem nie mają nawet czasu zastanowić się, gdzie się właściwie tak spieszą.
Im człowiek starszy, tym szybciej płynie czas. Naukowcy tłumaczą to odczucie zmianą w budowie mózgu, wynikającą z faktu starzenia się organizmu. Starzenie mózgu wiąże się z coraz większą ilością połączeń neuronalnych; z czasem zwiększają się też zasoby zgromadzonych w nim informacji. Starsi ludzie słusznie mówią, że im człowiek starszy, w jego życiu już tylko zimy. Za dużo mają neuronów, za dużo synaps. Synapsy szatkują ich czas.
Czy to nie paradoks, że ten sam czas ma właściwości uzdrawiające, bo leczy rany? Kanty wspomnień zacierają się, łagodnieją z czasem, przeszłość pięknieje. W nieskończoność można przeżywać ją na nowo.
Ostatnio rozwija się nowa gałąź psychologii, psychologia prenatalna, zakładająca, że pierwotne struktury mózgu, odpowiedzialne za postrzeganie rzeczywistości u dzieci ludzkich kształtują się już w łonie matki. Naukowcy odkryli, że istnieje zależność między sposobem, w jaki się urodziliśmy, a naszym stosunkiem do czasu. I tak na przykład osoby, które przyszły na świat przez poród oksytocynowy, nie znoszą się spieszyć i być poganiane. Ludzie, którzy urodzili się przez cesarskie cięcie – zwłaszcza to wywoływane sztucznie, niepoprzedzane sygnałami ze strony układu hormonalnego matki, mogą doznawać szoku w sytuacjach, w których są nagle zaskakiwani. W chwili, gdy się rodzili, ich czas stanął. Przykłady można mnożyć. Zdaje się, że od mózgu zależy znacznie więcej, niż nam się wydaje. Nawet poczucie czasu.
Czas ma także konotacje z pieniędzmi. Czas to pieniądz; gadka słyszana tysiące razy. Innymi słowy: bogaci ludzie mają pieniądze, a ludzie naprawdę bogaci mają pieniądze i czas.
A to?
Czas goni nas.
Czas najwyższy.
Za pięć dwunasta.
Ile razy dziennie spoglądamy na zegarek? Ile czasu każdego dnia ścigamy się ze wskazówkami? Czy to u Cortazara było? Opowieść o tym, że kiedy ktoś daruje nam zegarek, tak naprawdę nie daje go nam, ale nas w ofierze okrutnemu czasowi składa?
A gdyby przestać mierzyć czas zegarkiem? Czego używać? Może kartek świątecznych? Miałam kiedyś starą ciotkę, której edukację przerwał Adolf Hitler, rozpętując drugą wojnę światową. Ciocia Jasia dwa razy do roku przysyłała świąteczne kartki, skreślone niewprawną ręką: Wesołych Świąd. Świąd szczęśliwie omijał naszą rodzinę przez wszystkie lata, a kartki od starej ciotki były przez całe dziesięciolecia stałym elementem życia naszej rodziny. Zrozumieliśmy to, kiedy ciotce się zmarło i nikt nam już nie życzył wesołego świądu. Coś umarło razem z nią. Jej czas już się skończył.
Można też mierzyć czas wywozem szamba. Od kiedy nie mam możliwości korzystania z dobrodziejstw kanalizacji miejskiej, w moim kalendarzu stałym elementem zawieszonym w konkretnym punkcie w czasie jest „szambo”: pozycja wpisana na cały rok z góry. Czas szamba, piąty każdego miesiąca.
W sumie ohyda.
Jak płynie czas jętce jednodniówce, żyjącej zaledwie dobę?
Pewien mój znajomy odmierza czas swojego życia samochodami. Miałem wtedy toyotę, zaczyna swoje opowieści, albo mówi: To wydarzyło się, gdy jeździłem volvo. Inna znajoma mierzy czas zapachami i mężczyznami, których przypisuje do perfum. Czasem tak dalece zapędza się w swoich skrótach myślowych, że zdarza się jej powiedzieć: Było to w czasach Allure, Chanel numer pięć był zabójczo przystojnym brunetem.
Lubię jej opowieści.
Ostatnio zachwyciła mnie inna koncepcja. Odkryłam, że każdy dzień jest poświęcony czemuś innemu. Jest Światowy Dzień Pamięci Ofiar Wypadków przy Pracy, Międzynarodowy Dzień Kaszanki, Przyjaciela, Ptaków Wędrownych, Bociana Białego, Rodzicielstwa Zastępczego, BOR-u, Światowy Dzień Osób Starszych, Dziecka Afrykańskiego, Dzień Walki z Pustynnieniem i Suszą, Dzień Deskorolki, Ojca, Pocałunku, Przytulania, Dzień Pomocy Ofiarom Tortur, Dzień Psa, Dziennikarza Sportowego, Dzień UFO, Dzień Bez Telefonu Komórkowego, Bez Torby Foliowej, Bez Papierosa, Dzień Włóczykija, Dzień Policjanta, Dzień Kultu Masy Mięśniowej, Dzień Administratora Sieci Komputerowych, Strażnika Miejskiego, Dzień Chorego, Windy, Wolnej Konkurencji, Metalowca, Nerek, Wędkarza, Światowy Dzień Imprezy, Liczby Pi, Dzień Działań Zapobiegających Minom, Ogólnopolski Dzień Walki z Bezrobociem, Czekolady, Radia, Bezdomnych, Trzeźwości, Dzień Własności Intelektualnej, Dzień Zapobiegania Samobójstwom, Walki z Otyłością, Mycia Rąk, Wolnego Oprogramowania, Międzynarodowy Dzień Łuszczycy, Reumatyzmu… Każdy dzień ma swoją ideę lub patrona.
Już sobie wyobrażam, jak moja znajoma mówi: Samsara poznałam trzy dni po szambie, w dniu Bez Torby Foliowej.
Każdy dzień ma także swojego chrześcijańskiego patrona. W marcu mamy na przykład po kolei Feliksa, Karola, Helenę, Kunegundę, Kazimierza, Jana, Agnieszkę, Różę, Perpetuę, Felicytę, Beatę, Jana, Franciszka, Ludwikę. Ludwika jest też patronką służby socjalnej.
Walczę ostatnio ze swoim czasem. Albo inaczej, bo w słowo walka wpisana jest agresja: staram się go zrozumieć na nowo, poczuć go każdą synapsą, obiema półkulami przygwoździć. Wszystko po to, by przeżyć swoje życie, jak należy. A jak należy? Tego nie wiem jeszcze, choć bardzo się staram dowiedzieć. Jednego jestem pewna. Mój umysł nie potrafi skupić się na tu i teraz. Jest jak małpa, która dostaje do ręki zabawkę. Zabawia się różnymi myślami, a ja nie mam nad tym kontroli. W mojej głowie rozpamiętuje się wciąż jakąś przeszłość, a przeszłości przecież nie ma. Nie ma też przyszłości, choć i w niej też błąkają się i błądzą moje myśli. Eksploruję umysłem coś, czego jeszcze nie ma, albo to, czego już nie ma, co za idiotyzm. Teraźniejszość umyka mojej uwadze. Jakbym nie wiedziała, że oprócz chwili obecnej nie mam nic. Wszystko już było, a przyszłość jeszcze nie nadeszła. Tu i teraz to jedyne, co mamy na pewno, naprawdę.
Głupio trwonię czas: nieświadomie stawiam kroki, bo w drodze do pracy myślę o pracy, a nie o tym, że idę. Podczas jedzenia czytam, zamiast smakować wszystkimi kubkami to, co jem. Planuję, knuję, coś tam czytam, coś oglądam, a moje myśli zawsze zafiksowane są gdzie indziej, tylko nie tu i teraz. Nie mam świadomości swojego ciała. Ciągle przecież jestem gdzie indziej.
Napominam się, czuję swoje istnienie przez chwilę, a potem myśli znów biegną do małpy, do stałej rutyny, kręcić się bez sensu, wzbudzać w powietrze wielką chmurę niczego.
Są jednak miejsca, gdzie czas stoi. Poczta Polska. Niezmienna, taka sama od zawsze (czy dziś ktoś by o nią walczył?). Psie kupy na ulicach też się czasowi nie kłaniają, odporne na zmiany społeczno-obyczajowe. Czy komuna, czy kapitalizm, papieżem Polak czy Niemiec – są.
O, zapędzam się w poszukiwanie straconego czasu. Bez sensu. Znikam, napawać się tu i teraz, kurz biblioteki do końca płuc wdychać, chwilą się rozkoszować.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze