PSY – koreański kac
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temu„Hangover”, najnowszy teledysk koreańskiego artysty znanego jako PSY osiągnął wynik pięciu milionów odtworzeń w ciągu pierwszej godziny od upublicznienia. W chwili gdy piszę te słowa, liczba ta wzrosła pięciokrotnie. Co sprawiło, że prościutki, chwytliwy kawałek okazał się najpopularniejszą piosenką naszego wieku? Przyczyny są pozamuzyczne.
„Hangover”, najnowszy teledysk koreańskiego artysty znanego jako PSY osiągnął wynik pięciu milionów odtworzeń w ciągu pierwszej godziny od upublicznienia. W chwili gdy piszę te słowa, liczba ta wzrosła pięciokrotnie. Pułap znajduje się na wysokości pięciu miliardów i wyznaczył go sam PSY swoją wstrząsającą kompozycją „Gangnam style”. Z tego co słyszałem, serwis youtube płaci około sześćdziesięciu centów za jedno wyświetlenie powyżej pewnego wyniku. Kalkulator podpowie, o jakich kwotach tutaj rozmawiamy.
[Wrzuta]http://wolnapolska2.wrzuta.pl/film/1HpeO8Ry9Su/psy_-_hangover_feat._snoop_dogg[/Wrzuta]
Z grupy artystów intensywnie obecnych w mediach, takich jak Justin Bieber, Rihanna, czy One Direction właśnie PSY lubię najbardziej, nie tylko dlatego, że jego najnowszy utwór porusza bliski mi temat konsekwencji nadużycia wódki. Podczas gdy inni wypuszczają piosenkę za piosenką, on nagrywa raczej niewiele, jakby trafnie rozpoznał własne zdolności twórcze i pragnął oszczędzić słuchacza. „Hangover” jest bodaj trzecim singlem w jego dorobku pod obecnym szyldem. Gdyby nic nie nagrywał – byłoby jeszcze piękniej.
Niedługo wszyscy poznają tę piosenkę. Ujmuje raczej konsekwencją zamysłu niż rytmem czy melodią. Snoop Dog, zaangażowany w to przedsięwzięcie, słynie z tego, że wklei wokal nawet w łoskot pralki lub odgłosy przemocy domowej i będzie fajnie brzmiało. „Hangover” oznacza kaca. Zapewne dlatego na motyw przewodni utworu wybrano wyjątkowo głośny, drażniący zestaw dźwięków saksofonu, ułożonych w prościutką melodię. Mamy więc do czynienia z piosenką o kacu niemożliwą do słuchania podczas kaca. Zresztą, PSY zalewa pałę od rana do wieczora i zapewne nigdy nie dopuścił do cierpień dnia poprzedniego. Nie wie, o czym śpiewa.
Dekadę temu miał swój okres burzy i naporu. Występując w zespole NEXT złorzeczył Amerykanom z okazji interwencji na Bliskim Wschodzie używając słów, które trudno uznać za parlamentarne:
Zabij jebanych Jankesów, którzy torturują więźniów w Iraku
Zabij jebanych Jankesów, którzy kazali ich torturować
Zabij ich córki, matki, teściowe i ojców
Zabijaj wolno i boleśnie.
Nagrywając to nie przewidział swojego późniejszego sukcesu. Był tylko synem milionera, który bawił się w muzykę. Gdy przyszło co do czego, odszczekał swoje słowa, przeprosił i powiedział, że wyrzuty sumienia będą męczyć go do końca życia. Biorąc pod uwagę ile chleje, może to długo nie potrwać.
Nad fenomenem „Gangnam style” łamali sobie głowy mądrzejsi ode mnie. Co sprawiło, że prościutki, chwytliwy kawałek okazał się najpopularniejszą piosenką naszego wieku? Przyczyny są pozamuzyczne. „Gangnam style” mógł wydarzyć się tylko w czasach internetu, wykorzystując skłonność do błyskawicznego dzielenia się muzyką, a także – przetwarzania jej. Ten numer był jak klocki Lego. PSY zbudował utwór i wideoklip zgodnie z instrukcją, zachęcając jednocześnie słuchaczy do twórczej zabawy. Sam taniec, jak i poszczególne elementy klipu rozkładały się z łatwością, podlegając dowolnej rekonfiguracji. W konsekwencji otrzymaliśmy tysiące wersji, skrojonych podług różnych koncepcji. Tańczącego PSY wklejono we fragment „Imperium kontratakuje”. Była wersja weselna, pogrzebowa, dziejąca się w świecie małych kucyków Ponny, „Star Treka” i „Władcy pierścieni”. PSY, niczym skośnooka huba przyklejał się do wszystkiego, co ludzie polubili. Chciwość ustąpiła miejsca mądrości. PSY odmawiał pozywania do sądu domorosłych twórców, którzy parodiowali jego piosenkę bądź wykorzystywali jej fragmenty. Rozumiał, że współtworzą jego chwałę. „Hangover” wręcz zachęca do przetwarzania, kopiowania, wycinania. Kolejne kadry to wielki katalog półproduktów na memy.
„Hangover” zapewne okaże się sukcesem. Mniejszym niż „Gangnam style” ale jakie to ma znaczenie? Liczy się raczej sam PSY, facet który zmusił cały świat do naśladowania własnych ruchów, tyleż prostych co komicznych. W Korei jednocześnie zatańczyło osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Sławoj Żiżek – guru lewicy, filozof i bystry obserwator kultury popularnej – stwierdził, że nie zetknął się z podobnym fenomenem od czasu Beatlesów. Przeszliśmy drogę od „Sierżanta pieprza” do paru taktów i banalnego refrenu.
PSY osiągnął to, czego nie udało się żadnemu współczesnemu artyście. Zmusił do mówienia o sobie, sprawił, że znajomość jego twórczości stanowi obowiązek każdego, kto nie chce zgubić się w gąszczu memów. Mogę odpuścić sobie piosenki Lady Gagi i Justina Biebera. Jakoś pociągnę bez zapoznania się z najnowszym wideoklipem Britney Spears. Po dwóch latach od nagrania, „Gangnam style” wczepiło się w kulturę popularną, infekując ją na podobieństwo komórek rakowych. Namnożyły się trawestacje tańca, odniesienia, memy, diabeł wie co jeszcze. Nieznajomość trzech głupich kawałków – ze wskazaniem na jeden – wyklucza zrozumienie współczesnej popkultury. Tak wcześniej było z „Gwiezdnymi wojnami”, „Matrixem”, tak teraz dzieje się z PSY.
Sprytny, pozbawiony krztyny talentu, pijany Koreańczyk zrobił w konia nas wszystkich. Wypada wypić jego zdrowie. Kac będzie długi i bolesny.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze