Nightskating. Robicie to źle
NINA WUM • dawno temuPóźnym wieczorem wracałam do domu autobusem. U zbiegu ulic Ćmielowskiej i Myśliborskiej rączo mknący pojazd zajęczał hamulcami i stracił prędkość. Pojawili się munduranci we fluorescencyjnych kamizelkach. A potem autobus zastękał i utknął na dobre. Niekończący się, radosny sznur rolkarzy zalał jezdnię...
Tak się składa, że mieszkam na peryferiach Warszawy. Ma to kilka zalet; na przykład bliskość Wisły, nad którą można sobie pospacerować. Znaczne zazielenienie. Względnie znośne ceny metrażu.
Niemniej, z mojej Białołęki do centrum dojeżdża się ponad godzinę. Nieistotne, czy rozklekotanym autobusem, czy najbardziej wypasioną limuzyną. Właściciele limuzyn są obiektywnie bardziej poszkodowani, gdyż trwając wprasowani w poranny korek broczą cenną benzyną. Każda minuta musi być dla nich wypełniona zgrzytaniem zębów.
Od dawna już nie zrywam się do fabryki na dziewiątą, więc frustracja bezradnego tkwienia w sznurze pojazdów jest mi oszczędzana. Niedawno miałam okazję przypomnieć sobie, jak to jest.
22 maja wracałam do domu autobusem. Późnym wieczorem. Z kina wracałam. U zbiegu ulic Ćmielowskiej i Myśliborskiej rączo mknący pojazd zajęczał hamulcami i stracił prędkość. Pojawili się munduranci we fluorescencyjnych kamizelkach. A potem autobus zastękał i utknął na dobre.
— Co się dzieje? Wypadek? - niepokoili się ludzie.
Niekończący się, radosny sznur rolkarzy zalał jezdnię. Zazwyczaj byli to młodzi, wysportowani ludzie. Ale dlaczego uprawiają sport na jezdni, hurmem i po nocku? Czemu tworzą o najmniej spodziewanej godzinie jeszcze jeden korek?
Przejazd adeptów rolkarstwa trwał co najmniej 30 minut. Mieli wsparcie policji, sprawnie kontrolującej szybko narastające spiętrzenie zablokowanych pojazdów. Ewidentnie wszystko zostało zorganizowane z poszanowaniem prawa.
Tymczasem w autobusie gęstniała atmosfera. Całkiem dosłownie. Był to jeden z tych pojazdów z zablokowanymi na stałe szybami i nieczynną klimatyzacją. Zapach przepoconych (dzień był upalny, a wieczór ciepły) ubrań. Ale nade wszystko — mordercza, kleista duchota. Siedziało się jak w puszce.
Jakaś kobieta straciła cierpliwość i próbowała wbić się swoim cinquecento w sznur sportowców. Kilku w kamizelkach storpedowało jej próby, rzucając się plaskaczem na przednią karoserię. Potem podszedł policjant z notesem gotowym do czynu. Nie popieram bynajmniej przejeżdżania ludzi. Mam jeno nadzieję, iż nie spieszyła się do domu, gdzie czekał na nią np. konieczny do zażycia o konkretnej porze lek albo po prostu, bądźmy szczerzy — gościnna toaleta.
Wzięłam dziarskich rolkarzy za jakąś nową frakcję Masy Krytycznej. Tymczasem ich desant na Białołęce ma jak się okazuje przesłanie czysto rozrywkowe. Impreza nazywa się "Nightskating" i jak można przeczytać na poświęconej jej stronie, jej celem jest: "popularyzowanie wszystkich dyscyplin wrotkarskich, poprzez organizację imprez sportowych oraz działania na rzecz poprawy infrastruktury wrotkarskiej w Polsce." (nightskating.waw.pl)
W przeciwieństwie do znacznej większości omdlewających w smrodzie, stłoczonych, wymęczonych upałem ludzi nie wracałam do domu po całym dniu pracy. Byłam w miarę rześka i w dobrym nastroju. Uważam, iż mi się upiekło.
Propagowanie zdrowego hobby rzecz słuszna, ale na pewno nie metodą "wepchnę ci to do gardła." Terroryzowanie populacji swoim konikiem nikogo doń nie zachęci. Ilekroć widzę człowieka na kółkach, mam ochotę go spytać: czy pan także brał w tej hucpie udział?
Następna impreza już 4 czerwca. Zostaję wtedy w domu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze