Ryba bez duszy
EWA PAROL • dawno temuPrzynależność ryb do świata zwierząt to kwestia budząca niemałe kontrowersje - kto by pomyślał. Jednak to właśnie wynika z wypowiedzi i poglądów różnych osób. Na przykład kucharz w restauracji (tak się ów przybytek oficjalnie nazywa, chociaż bardziej przypomina luksusową stołówkę) w pewnym centrum handlowym zaproponował mi z uśmiechem, zadowolony z siebie, pieczoną rybę. Wszystko fajnie, tylko ja pytałam o coś bez mięsa.
I tu pojawiła się pierwsza wątpliwość i niezgodność. Zignorowałam ją i udałam się w kierunku sałatek, nie odpowiadając kucharzowi złośliwie, że mnie w szkole na biologii uczono, że ryby są zwierzętami, podobnie jak krowy, świnie czy kury. Nie próbowałam dociekać, czy on sądził, że ryba jest rośliną, a nie mięsem.
Ale nawet wegetarianie nie są co do ryb zgodni. Generalnie dzielą się oni na takich, którzy jedzą ryby, i tych, którzy ich unikają. Pod wpływem naszych tradycji i nakazów religijnych łatwo zresztą pomylić post z wegetarianizmem. Mniejsza o to, co kto je, bo to jego prywatna sprawa, kuriozalne bywają natomiast uzasadnienia wyborów. Spotkałam kiedyś dziewczynę, znajomą znajomego ze studiów, uważającą się za ortodoksyjną i konsekwentną wegetariankę, głoszącą głośno i tonem nieznoszącym sprzeciwu swe poglądy. Okazało się jednak, że akceptowała w swej diecie ryby, gdyż – jak twierdziła – „ryby nie mają duszy”. Ponieważ wygłosiła to zdanie na imprezie, gdzie nastrój nie sprzyjał rozmowom o istocie bytu, nie miałam okazji jej zapytać, skąd czerpała tę wiedzę, jakim sposobem zdołała zgłębić tajniki rybiej duszy lub jej braku, ani po czym można to poznać. Nie była chyba w swoich domysłach odosobniona, skoro jakiś czas później od kogoś innego, w innym gronie, usłyszałam stwierdzenie, jakoby ryby nie czuły bólu.
Myślę o tym, patrząc na billboard, który pojawił się ostatnio w całym mieście, m.in. na ścianie mojego bloku. Jest na nim zdjęcie kilku ryb z wytrzeszczonymi oczami, ułożonych „artystycznie” jedna na drugiej, przystrojonych kawałkami cytryny i o ile pamiętam, natką pietruszki. Podpis głosi: „Pstrąg świeży cały” plus cena. Czy świeży – tego nie widać, ale że cały – to na pewno: głowa, płetwy, ogon. No tak, one z pewnością nie mają duszy, już nie są rybami, tylko ofertą handlową. Taka współczesna martwa natura – upozowana i dekoracyjna, podkolorowana wielkoformatowa fotografia.
I tak najgorzej ryby mają w święta, szczególnie wigilijne karpie. Gdy wybrałam się w zeszłym roku w tym okresie do dużego sklepu po zupełnie nieświąteczne zakupy (kompletnie bez sensu – taki tłum, kolejki do kas, trzeba lawirować między wypełnionymi po brzegi wózkami i ich zaganianymi, zirytowanymi właścicielami), widziałam kolejną rybę “bez duszy” i wręcz chciałam uwierzyć w to, że ona rzeczywiście nie czuje bólu. Karp miotał się konwulsyjnie, rozpaczliwie łapał powietrze, jadąc po „taśmociągu” do kasy, w worku, z przyklejoną ceną, trzepotał w rękach kasjerki, tak że nie była w stanie przyłożyć metki do czytnika. On był już tylko ometkowanym towarem, zapakowanym i po chwili zapłaconym. Miał jeszcze dostać kilka godzin złudnej nadziei na życie w wannie i koniec. Nie był to miły widok, wolałabym na to patrzeć. I dobrze, że do następnych świąt jeszcze daleko. Tradycje bywają okrutne.
Jednak to wcale nie znaczy, że zrobiłam awanturę kobiecie kupującej karpia, że demonstracyjnie przesiadam się do innego stolika albo krzyczę „ty morderco!”, kiedy ktoś przy mnie je kotlety, że obleję czerwoną farbą sklep z futrami. Bo o ile nikt chyba nie ma pewności, czy ryby mają dusze, o tyle raczej nie ma wątpliwości, że mają je ludzie. Więc po co ich obrażać, narzucać swoją ideologię, niech każdy postępuje tak, jak uważa. Chociaż to straszny banał, wbrew pozorom niewielu respektuje ten pogląd.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze