Służące
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuGłośno ostatnio o paniach do sprzątania. Bartosz Węglarczyk palnął w wywiadzie o Ukrainkach, w kinach pojawił się film Służące, a Justyna Polańska, polsko-niemiecka Putzfrau, napisała książkę o swojej pracy. Monika i Magda od wielu lat są sprzątaczkami. Jakie są ich doświadczenia?
Głośno ostatnio o paniach do sprzątania. Bartosz Węglarczyk palnął w wywiadzie o Ukrainkach, w kinach pojawił się film Służące, a Justyna Polańska, polsko-niemiecka Putzfrau, napisała książkę o swojej pracy. Monika i Magda od wielu lat są sprzątaczkami. Jakie są ich doświadczenia?
Monika (29 lat, pani do sprzątania z Warszawy):
— Może pani o mnie pisać sprzątaczka, ja się nie obrażę. Żaden tam konserwator powierzchni płaskich. Pani sprzątająca też mnie w sumie bawi.
Oczywiście nie planowałam, że zostanę sprzątaczką. Nikt chyba nie planuje i chyba wszyscy w szkole słyszeliśmy, że jak się nie będziemy uczyć, będziemy sprzątać. Ale tak mi wyszło w życiu – choć uczyłam się dobrze i zdałam maturę na samych piątkach, zaraz po szkole zaszłam w ciążę i skończyły się marzenia o studiach i byciu geologiem. Bo ja od zawsze chciałam nim być.
Ojciec dziecka nie był nim zainteresowany od początku, rodzice nie żyli od kilku lat, wychowywała mnie starsza siostra. Musiałam poszukać sobie pracy i to takiej, którą będę mogła pogodzić z opieką nad małym dzieckiem. Sąsiadka wyjeżdżała za granicę i powiedziała, że może mi odstąpić sprzątanie u pewnych bogatych państwa w Konstancinie. Cztery godziny dziennie. Dla mnie to było wybawienie.
Przepych tamtego domu zrobił na mnie potężne wrażenie. Jeszcze czegoś podobnego nie widziałam, jak żyję. Myślałam, że sobie nie poradzę z tymi wszystkimi bibelotami, dziesiątkami pomieszczeń, setkami metrów kwadratowych podłóg, wielkimi oknami, łazienkami, które miały pozłacaną armaturę… Przez długi czas bałam się, że coś uszkodzę, stłukę, a potem nie wypłacę się do końca życia. Poza tym wstydziłam się państwa, wydawali mi się tacy światowi, tacy doskonali – czułam się przy nich jak kocmołuch.
Na szczęście byli mili i wyrozumiali. Pani cierpliwie mi wszystko wyjaśniała, pokazywała i nie robiła mi awantur, jak Adaś chorował i nie mogłam przyjść do pracy. Kilka razy zdarzyło się nawet, że nie miałam z kim zostawić małego – wtedy pani zapraszała mnie do pracy z dzieckiem. Ja sprzątałam, a ona zajmowała się małym.
Jej męża prawie nigdy nie było w domu. Ciągle gdzieś jeździł po świecie w interesach. Przez ten czas, kiedy u nich pracowałam – czyli przez trzy lata, widziałam go może z dziesięć razy. Po pewnym czasie zauważyłam, że pani jest tak samo samotna, jak ja. Widziałam jej smutek, widziałam, że pije – z czasem coraz więcej.
Kiedyś, jak przyszłam, była już dość wstawiona i zebrało się jej na zwierzenia (jak bardzo trzeba być samotnym, by zwierzać się sprzątaczce!). Powiedziała, że czuje się w tym domu jak w złotej klatce, że jest bardzo nieszczęśliwa, że przegrała swoje życie. Wtedy bardzo wyraźnie uświadomiłam sobie, że prawdą jest stwierdzenie, że pieniądze nie dają szczęścia. Być może to głupie, ale zniknęło wtedy moje poczucie niższości wobec ludzi, dla których pracuję. Zniknęło i nigdy nie wróciło.
Pani zapiła się na śmierć. Szybko poszło. Wszystko w białych rękawiczkach, w samotności, drogimi alkoholami… Na jej pogrzebie szczerze płakałam. I wcale nie dlatego, że straciłam pracę, tylko ze współczucia. Do dziś, jak sobie o niej myślę, widzę martwego kanarka w wielkiej, złotej klatce. Co roku we Wszystkich Świętych palę jej na grobie świeczkę.
Do dziś sprzątam w Konstancinie. O swoich pracodawcach mogę opowiadać godzinami. Znam ich życie od podszewki. Czasem się zastanawiam, czy wiedzą, że wiem o ich najintymniejszych szczegółach życia prywatnego? Czy się nie wstydzą?
Magda (26 lat, pani sprzątająca z Łodzi):
— Trochę się wstydzę tego, że sprzątam po domach. Znajomym mówię, że jestem nianią, to jakoś lepiej brzmi. Wiadomo, ludzie zawsze myślą, że jak ktoś jest sprzątaczką, to nie uczył się w szkole i nie ma ambicji. A ja sprzątam od liceum.W moim domu nigdy się nie przelewało. Od kiedy pamiętam, zawsze chciałam pomagać rodzicom, wspierać ich – wykonują nisko płatne prace, choć pracują ciężko i uczciwie. Od kiedy skończyłam 15 lat, nie wzięłam od nich ani złotówki. Mam swój honor.
Pierwsza praca wpadła mi przez przypadek. Babcia koleżanki z klasy była nianią w domu jakichś bogaczy; szukali sprzątaczki. Dobrze płacili, mogłam pracować popołudniami.
Byli lekarzami, prowadzili jakąś klinikę i wyglądało na to, że zarabiają kokosy. Raz żeby nie płacić podatku kupili na firmę takiego mercedesa, że mózg staje. Mercedes stał cały czas na parkingu strzeżonym i nikt nim nie jeździł – moi pracodawcy ukrywali przed światem swój status materialny, na co dzień jeździli starymi polonezami. Mieszkali w odrapanej, zasikanej kamienicy i ukrywali nawet przed sąsiadami, że przebili się do drugiego mieszkania i zajmują teraz całe piętro. Umierali ze strachu, że ktoś im porwie córeczkę, więc dziewczynka siedziała całymi dniami w domu przed ekranem komputera i jadła. I tyła na potęgę, ale jej rodzice jakby tego nie widzieli. Dziwiło mnie to, byli w końcu lekarzami. Koleżanki też nie mogły do niej przychodzić – żeby nikt się nie dowiedział, że Kasia jest z bogatego domu.
Im dłużej u nich sprzątałam, tym bardziej byłam zdziwiona wszystkim, co widzę. Wcześniej wyobrażałam sobie, że lekarze mają jakąś klasę. Ale okazało się, że jest inaczej. Przynajmniej z tymi moimi coś było nie tak.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że takich brudasów nigdy nie widziałam. Normalnie wkładali swoje brudne majtki pod poduszki. (Raz znalazłam tam zużytą podpaskę!) A przecież wiedzieli, że ja to wszystko znajdę i zobaczę. Jak, za przeproszeniem, zasrali ubikację, nie przyszło im do głowy, żeby wziąć szczotkę i po sobie posprzątać. Jak zjedli, tak zostawiali po sobie talerze i okruszki i po prostu wstawali od stołu i nie przeszkadzało im, że brudne naczynia będą stały na stole przez cały dzień, dopóki nie przyjdę.
Pani była strasznie roztargniona i ciągle coś gubiła, a potem podejrzewała mnie, że coś ukradłam – a to kredkę do oczu, a to płyn do prania. Nie mówiła tego wprost, ale ja wiedziałam, co sobie myśli.
Kiedyś w wakacje zadzwoniła do mnie (a miałam wolne) i powiedziała, żebym natychmiast przyszła. Nie interesowało ją, że mam inne plany. Zagroziła zwolnieniem. Przyszłam. I mnie zatkało. Pani powiedziała, że oni z mężem nie mają już ani jednego czystego kubka, ani jednej szklanki i muszę to wszystko pozmywać, bo jak nie, to oni tu poumierają z głodu… W zlewie i na półkach w kuchni piętrzyły się naczynia: śmierdzące, zaschnięte. Zmywałam cztery godziny.
Odeszłam od nich, kiedy raz pan klepnął mnie w pupę, gdy odkurzałam. Śmiał się przy tym obleśnie i puszczał oczka. Powiedziałam, że zaraz wszystko powiem jego żonie. Kupię ci, mała, francuskie perfumy i o wszystkim zapomnimy, co?, nie przestawał się śmiać.
Żonie nie powiedziałam, ale zwolniłam się. Nie lubiłam ich już bardzo. Szkoda mi tylko było Kasi, zaprzyjaźniłyśmy się, ufała mi.
Dziś zajmuję się głównie domami i mieszkaniami, czasem sprzątam jakieś biura. Nieźle zarabiam i wiem, że naprawdę dobrze robię to, co robię. Staram się odcinać od swoich pracodawców, nie widzieć ich życia, ale to trudne. Kiedy po kimś sprzątasz, widzisz całe jego życie: plamy na prześcieradle, ilość wypijanego alkoholu, wiesz, co kto je i ile je, ile gubi włosów…
Ostatnio wpadłam na pomysł, żeby założyć swoją firmę sprzątającą. Zobaczę jeszcze. Na razie to tylko plany. Właściwie co innego umiem robić tak dobrze, jak sprzątać?
Jedno jest pewne – żebym nie wiem, ile miała kasy, nigdy nie wpuszczę do swojego domu żadnej sprzątaczki. Sprzątanie to sprawa zbyt intymna.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze