Muszę utrzymywać moich rodziców?
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWielu młodych ludzi boryka się z kłopotliwym problemem – przymusem utrzymywania niezaradnych rodziców albo spłacania zaciągniętych przez nich długów. Niewiele się o tym mówi, bo to temat tabu. Czy każdy z nas ma przymus finansowego wspierania rodziców? Gdzie są granice pomagania? Na ile można zrezygnować z siebie?
Kasia (27 lat, urzędniczka z Warszawy):
— Jestem wściekła na moją matkę. Gdyby była tu przy mnie, na pewno trudno byłoby mi się powstrzymać przed rękoczynami. Dlaczego? Nie jestem agresywna i nigdy nikogo nie uderzyłam – żeby nie było, że jestem jakaś patologiczna, czy coś takiego. Ale numer, który wycięła mi moja matka… brak mi słów!
Mój tato nie żyje od kilku lat. Mam młodszego brata, który parę lat temu wyjechał za granicę do pracy. Długo mieszkałyśmy z matką same. Miałyśmy poprawny kontakt i nigdy nie wchodziłyśmy sobie w drogę. Każda z nas zajmowała się swoimi sprawami. Kiedy poszłam do pracy, dzieliłyśmy wszystkie rachunki równo na pół.
Kilka miesięcy temu moja mamusia oświadczyła, że wyjeżdża do brata, do Francji. Nie zdziwiło mnie to, przecież jest na emeryturze, była zresztą u niego wiele razy, bo Kuba mieszka w pięknym miejscu nad oceanem. W zachowaniu mojej rodzicielki nie zauważyłam niczego dziwnego, niepokojącego, niczego, co mogłoby wzbudzić moje podejrzenia… I jak wielkie było moje zdumienie, kiedy kilka tygodni temu do drzwi zapukali dwaj panowie oświadczając, że właśnie przyszli odciąć mi gaz za niepłacenie rachunków! Dług był gigantyczny. Na początku myślałam, że to jakaś pomyłka, ale kiedy inni przyszli odciąć prąd, zrozumiałam, że nie ma mowy o pomyłce.
Matka nie odbierała moich telefonów. Brat też.
Myślałam, że to koniec moich kłopotów. Ale kilka dni temu pod bramą kamienicy, w której mieszkam, drogę zagrodziło mi dwóch drabów. Wysyczeli mi do ucha, że jeśli nie ureguluję długów, które zaciągnęła moja matka, powyrywają mi wszystkie paznokcie, poobcinają palce, zgwałcą, a potem wrzucą do Wisły w betonowych bucikach. Tak powiedzieli! Przez chwilę miałam poczucie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, że jestem w jakimś filmie… Wydukałam jeszcze – ile? Dziesięć tysięcy, i pamiętaj, laluniu, że każdego dnia rosną odsetki! - powiedzieli i jakby nigdy nic wsiedli do auta. Na odchodnym przez otwartą szybę samochodu powiedzieli jeszcze, że mam czas do jutra.
Zadzwoniłam na policję. Zaproszono mnie na komendę. Nie mogłam złożyć żadnych wyczerpujących wyjaśnień, bo nie miałam pojęcia, o co może chodzić. Matka wciąż nie odbierała telefonów, brat też milczał. Byłam pewna, że stało się im coś złego. Policjanci doradzili mi, żebym się wyprowadziła gdzieś, gdzie będę bezpieczna. Że oni nic nie mogą zrobić… nic mi się przecież nie stało.
Wyprowadziłam się do znajomych. Dwa dni później zadzwoniła sąsiadka mówiąc, że ktoś podpalił drzwi od naszego mieszkania i powybijał szyby.
Matka w końcu odebrała telefon. Wyjaśniła mi z płaczem, że narobiła długów, żeby pomóc bratu, który za granicą zadał się z niewłaściwymi ludźmi. W jednej chwili ją znienawidziłam. Zrozumiałam, że chroniła jego, narażając mnie na śmiertelne niebezpieczeństwo. I ani słowem nie powiedziała mi o swoich kłopotach, ani o tym, że może mnie spotkać coś złego. Zwyczajnie uciekła, zostawiając mnie z tym wszystkim.
Mieszkam teraz u różnych znajomych, żyję w ciągłym strachu. Boję się wszystkiego. Nie mam swojego miejsca. Nie wrócę tam. Nie mam pieniędzy, żeby spłacać jej długi, zresztą – nawet gdybym miała, dlaczego miałabym to robić? Czy tylko dlatego, że jestem jej córką, powinnam płacić długi, które zaciągnęła?
Nienawidzę jej.
Kamil (24 lata, informatyk z Krakowa):
— Od dwóch lat nieźle zarabiam. Udało mi się trafić do firmy, która mimo mojego młodego wieku postanowiła dać mi szansę. Doceniono moje umiejętności i wynagrodzono je sowicie. Byłem pewien, że moi rodzice ucieszą się z tego, że będą dumni z syna. Jednak nie – stało się zupełnie inaczej.
Moi rodzice nigdy nie byli specjalnie zaradni. Całe życie pracowali na swoich ciepłych, wygodnych posadach, kurczowo przez długie lata trzymając się swoich miejsc pracy. Nie oceniam ich. Rozumiem, że wychowali się w zupełnie innych czasach i nigdy nie uświadomili sobie, że tak naprawdę tylko od nas zależy, jak pokierujemy swoim życiem. Całe życie ledwie wiązali koniec z końcem, bo ile może zarobić nauczycielka nauczania początkowego i urzędnik?
Moja pierwsza pensja była dwukrotnie wyższa niż obie pensje obojga rodziców. Pochwaliłem się im tym. To był błąd. Zaczęli dzielić moje pieniądze, jakby były ich: tyle pójdzie na remont, tyle na wakacje. Nie wierzyłem w to, co widzę. Nawet mnie o nic nie zapytali, po prostu uznali, że to ich kasa!
Poddałem się temu. Nie jestem w końcu jakimś wyrodnym synem, mam dla nich ogromną wdzięczność za to, że mnie wychowali, wykształcili, karmili i utrzymywali przez tyle lat. Dałem im pieniądze na remont, odłożyliśmy trochę na wakacje. Sobie zostawiłem tylko trochę, żeby mieć na papierosy i inne drobne wydatki. Remont zrobiliśmy razem, malując i tynkując z ojcem ściany po pracy.
Byłem pewien, że to tylko jednorazowa akcja. Któregoś wieczora zrobiłem rodzicom kolację (bardzo lubię gotować) i zaproponowałem im, że będę płacił z nimi wszystkie rachunki na pół, bo jestem dorosły, pracuję i nie chcę, żeby mnie utrzymywali. Pomyśleć, że głupi spodziewałem się, że okażą mi jakąś wdzięczność, że proponuję taki nierówny układ – w końcu ja jeden, a ich dwoje… Mama się rozpłakała. Ojciec obraził. Mama mówiła, że nie myślała, że wychowa syna na takiego egoistę, że nie po to mnie całe życie utrzymywali, żebym teraz im wyliczał… że teraz moja kolej na to, żeby im pomóc. Zdębiałem!
Nie mam pojęcia, jak wybrnąć z tej sytuacji. Boję się sobie cokolwiek kupić, bo wszystko, co mam nowego, zaraz podlega szczegółowemu śledztwu: za ile, gdzie i właściwie po co to kupiłem? Jestem ciągle rozliczany z własnych pieniędzy. Usiłowałem wyjaśnić rodzicom, że jestem dorosły i mam prawo do decydowania o swoich pieniądzach, ale znów był płacz i wielka obraza.
Coraz częściej myślę o tym, żeby się od nich wyprowadzić, to najrozsądniejsze wyjście. Ale wiem, co będzie – jeszcze gorzej. Mama zapłacze się na śmierć, a ojciec nie odezwie do końca życia. To by dopiero była manifestacja mojego egoizmu! Kocham moich rodziców i naprawdę czuję wielką wdzięczność za to, że mnie wychowali i za nic na świecie nie chcę ich ranić, ale nie mam też najmniejszej ochoty płacić im za to do końca życia…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze