Rodzice nie akceptują mojego chłopaka!
CEGŁA • dawno temuJestem bardzo późnym dzieckiem, oboje rodzice są po sześćdziesiątce, siedzą w domu na emeryturach, narzekają już tylko na choroby, to ich cała aktywność. Ja mam dopiero 19 lat. Kocham ich, pomagam, wspieram, pomimo że zawsze byli dla mnie surowi. Trzymali mnie krótko z troski. Sprzątam, gotuję, robię zakupy, oni nie robią nic. Mam teraz chłopaka z osiedla, którego oni w ogóle nie akceptują!
Droga Cegło!
Mam taką błahą w sumie sprawę – konflikt pokoleń. Jestem bardzo późnym dzieckiem, oboje rodzice są po sześćdziesiątce, siedzą w domu na rentach i emeryturach, narzekają już tylko na choroby, to ich cała aktywność. Ja mam dopiero 19 lat. Kocham ich, pomagam, wspieram, pomimo że zawsze byli dla mnie surowi. Kilka lat temu podejrzewałam nawet, że jestem adoptowana, ale nie miałam racji. Trzymali mnie krótko z troski. Sprzątam, gotuję, robię zakupy, wszystko załatwiam, oni nie robią nic.
Mam teraz chłopaka z osiedla, a poznaliśmy się w specyficzny sposób. Mieszkam w bloku, pod oknami zawsze gromadzi się młodzież przy pralni, sklepie czy śmietniku, trochę rozrabiają, hałasują, wiadomo. Raz w lecie moja mama strasznie się zdenerwowała plugawym językiem, słychać było przez otwarte okno, a już dochodziła godzina 22.00. Mama kazała mi wezwać policję albo straż, dla mnie to była przesada. Wyszłam na dwór i powiedziałam grzecznie tym chłopakom (znanym z widzenia), że moi rodzice chorują, chcą spać i prosimy o ciszę, a w ogóle to bez takiego „mięcha” na przyszłość. Przeprosili.
Idąc do swojej klatki zobaczyłam maleńkiego piszczącego (niesamowity dźwięk, do niczego innego niepodobny) gołębia z wydziobanym grzbietem. Dorosłe odpędzały go, nie pozwalały dojść do wysypanego jedzenia… Zrobiło mi się żal, chciałam go złapać i zanieść do domu.
Wtedy właśnie podszedł do mnie Bogdan, z tej przeklinającej grupki. Powiedział, że pół godziny temu dzwonił i ma przyjechać jakieś pogotowie dla zwierząt, zabrać ptaszka. Zdziwiłam się – taki menelik w adidaskach i dresiku wzruszył się losem gołębia? Nie wierzyłam do końca, zaproponowałam, że z nim poczekam. Za 20 minut przyjechała straż ze specjalnym transporterkiem, zabrali malucha. Łzy pokazały mi się w oczach, taki był biedny, wyszarpany z piórek. A Bogdan — nie kłamał.
Po jakimś czasie spotkaliśmy się znów na podwórzu, pogadaliśmy. Mamy podobne problemy – po maturze nie stać nas na studia, a nic konkretnie nie umiemy, ciężko znaleźć pracę, gdzie zapłata nie byłaby tematem żartów w kabarecie. Jego kompania to też zbieranina takich chłopaków, można powiedzieć: bez perspektyw. Tu pohandlują, tam pokombinują, rodzice wściekają się i wyzywają od nierobów. Na piwko zawsze się znajdzie, a po piwku narzeka się na świat w niewybrednych słowach.
Chodzę z Bogdanem i nie chcę tego zrywać. Jest fajny, uczuciowy, bardzo spokojny. Zero tej buty okazywanej przy kolegach. Ma marzenia i dużo przy tym pesymizmu, ale to nie jest dołujące, zwyczajnie ludzkie. Niestety, kiedy staje z kumplami pod blokiem, to znów robi swoje: klnie, śmieje się jak nocna hiena. To jakby oddzielny świat. Pracujemy nad tym.
Moi rodzice są maksymalnie wkurzeni, nie pozwolili mi nawet zaprosić Bogdana na herbatę, zdanie mają wyrobione z góry: żul. Ja u niego byłam kilka razy. Też nie ma wesoło, mieszka w pokoiku pięć metrów kw. zrobionym z części korytarza na klatce schodowej – takie chałupnicze przeróbki, jak to w blokach. Jego rodzice mieszkają w pokoju z aneksem kuchennym, a dwoje młodszego rodzeństwa w sypialence. Ale to ludzie raczej „normalni”, przyjaźni, bez pretensji do świata – całkiem inni, niż moi. Bogdan jest jakby w dalszym planie, bo jest już dorosły i teoretycznie powinien sam sobie radzić, a oni koncentrują się na pozostałych dzieciach. Jestem w stanie to zrozumieć jako jedynaczka. Mnie natomiast moi pilnują, jakbym za każdym rogiem miała spotkać diabła.
Wiem, że dwa miesiące spotkań to krótko i nie wiadomo, co z tego wyniknie. Dobrze nam razem, znajomość z Bogdanem nauczyła mnie przede wszystkim, że nie warto sądzić ludzi po pozorach. Nawet jeśli okazałby się pospolitym łobuzem, w co nie wierzę. Tym więcej boli, że mój chłopak nie ma wstępu do mojego domu i w rozmowach moich z rodzicami jest jedynie obrażany, jak „jakiś przestępca czy niedorozwój”. Nie umiem porozumieć się z nimi, to oni narzucili chłodne kontakty w naszym domu, jak wspomniałam Ci wcześniej.
Pola
***
Droga Polu!
Poruszasz dwa równoważne wątki.
Jeśli Wasze uczucie jest prawdziwe, przetrwa bez rodzinnych podwieczorków u Ciebie, do czasu aż – być może — postanowicie się z Bogdanem usamodzielnić i będzie Was na to stać. Nad tym trzeba teraz pracować. Znaleźć sposób na życie, źródło dochodów, i „rozgęścić” domowe zaludnienie. Tworząc niezależny związek, masz większe szanse na zyskanie z czasem akceptacji rodziców – skoro jest to dla Ciebie ważne.
Osobiście uważam jednak, że nie da się rozmawiać konstruktywnie z kimś, kto tego nie chce. Jedyne, co możesz zrobić na początek, to poprosić ich grzecznie, acz stanowczo, by nie stosowali w Twojej obecności epitetów pod adresem Bogdana, bo po prostu sobie tego nie życzysz.
Nie wiem oczywiście, jakie są powody zamkniętej postawy rodziców wobec Ciebie i reszty świata. Czy Ich schorzenia są poważne, powodujące niepełnosprawność? Doświadczyli traum? A może to raczej niska aktywność życiowa spowodowała u Nich stagnację i depresję? Ty jesteś inna, dostrzegasz jasną stronę, to, co niewidoczne dla oczu, dajesz ludziom szansę na pokazanie, kim naprawdę są. Nie zmarnuj tego.
Jakkolwiek by było, nie zmusisz rodziców do rewolucyjnych zmian, jeśli nie otworzą się na perswazję i nie uznają Cię za partnera do dyskusji. W opisanej sytuacji trudno oczekiwać, żeby zmienili poglądy, dietę, wyszli na powietrze i zaczęli spacerować z kijkami… To się udaje głównie w filmach. A szkoda, bo zmieniłoby to pozytywnie Ich samopoczucie, zmniejszyło dystans do rzeczywistości i do Ciebie…
Możesz jednak próbować oszacować, na ile w istocie są od Ciebie zależni. Czy pakiet Twoich pokornych usług Ich przypadkiem nie rozleniwił, nie utrwalił postawy roszczeniowej i egoistycznej?
Z całym szacunkiem dla Nich, masz prawo do własnego życia i samorealizacji, a Twoje inwestycje uczuciowe nie mogą zależeć od Ich aprobaty lub jej braku. Nigdy ich nie zawiodłaś. Byłaś samotna. Nawet gdybyś – czego nie życzę — pomyliła się w ocenie Bogdana, sama będziesz się zmagać z tą pomyłką. To cena wolności i dorosłości, zawsze warta zapłacenia, gdy idzie o miłość. Ewentualne rodzicielskie „a nie mówiłam!” nie jest argumentem – po pierwsze dlatego, że nie masz 13 lat, po drugie, rodzice nie zaofiarowali Ci wzorca, do którego mogliby się kiedykolwiek odwołać. Swoje szczęście kształtujesz samodzielnie i od zera. Oby z sukcesem.
Dlatego mocno trzymam kciuki za to, co osiągniesz.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze