Polityk ważniejszy od stewardesy?
CEGŁA • dawno temuMam 30 lat, właśnie skończyłam, ale bez fety. Odmówiono mi sprzedaży alkoholu w pubie, z powodu żałoby narodowej. Nie to mnie martwi najbardziej. Rozpada się gwałtownie moja przyjaźń z koleżanką od przedszkolnej ławy i jej mężem, poszło o medialny szum. Zbrzydziło nas to całe publiczne odprawianie smutków i żalów. Dla mnie polityk ma tak samo ważne życie jak stewardesa. Nasi przyjaciele nie śpią, nie jedzą, tylko czuwają w newralgicznych punktach miasta i wzruszają się atmosferą, pożal się Boże, pojednania. Nie rozumieją, że nie chcemy w tym uczestniczyć.
Droga Cegło!
Mam 30 lat, właśnie skończyłam, ale bez fety. Nie to mnie martwi najbardziej. Rozpada się gwałtownie moja przyjaźń z koleżanką od przedszkolnej ławy i jej mężem, poszło na ostre z powodu medialnego szumu.
Jesteśmy z mężem spokojnymi ludźmi, niestety, trochę odszczepieńcami, bo na większość spraw mamy własne zdanie i rzadko boimy się je wypowiadać. Od polityki trzymamy się z daleka, podobno nie jesteśmy dobrymi obywatelami. Trudno. Raczej się już nie zmienimy.
Zbrzydziło nas to całe publiczne odprawianie smutków i żalów, podczas gdy dla mnie polityk ma tak samo ważne życie jak stewardesa. Chyba część z nas o tym nie pamięta.
Nasi przyjaciele nie śpią, nie jedzą, tylko czuwają w newralgicznych punktach miasta i wzruszają się atmosferą, pożal się Boże, pojednania. Ja z mężem próbowałam pójść na piwo w swoje urodziny. Nie ma wprawdzie prohibicji, ale w kilku lokalach półki były zasłonięte papierem i sprzedaży alkoholu nam odmówiono, na dodatek z pełną potępienia miną… Trochę się poawanturowaliśmy, dla zasady, ale daliśmy spokój. Kupiliśmy sobie rozweselacza w sklepie, zamknęliśmy się w mieszkaniu, zapaliliśmy świece, włączyliśmy stary dobry jazz… Przecież różnie można uczcić śmierć ludzi, wśród Cyganów czy w Ameryce Południowej nie wygląda to tak posępnie jak w naszej kulturze. Oczywiście, chcąc nie chcąc, należę do niej, ale czemu ktoś ma mi narzucać sposób przeżywania wydarzeń? A największe zdumienie – czemu robią to najbliżsi przyjaciele, znający mnie i mój stosunek do życia, śmierci, nawet do religii od wielu, wielu lat? Ileż było rozmów na wszystkie ważne tematy tego ziemskiego padołu? Nie zliczę.
Przyjaciele obrazili się na nas, że odżegnaliśmy się od pomysłu m.in. wspólnej modlitwy. Zarzucili nam nieczułość, niestosowny sarkazm, wisielczy humor w "takiej" chwili i kilka innych zbrodni. Podobno nie ma w nas poszanowania ani zrozumienia… Chcemy do kina chodzić, wypożyczyć sobie jakiś horror czy komedię! Fuj!
Nie poznaję ich. Nie wiem, jak się wobec nich zachować, wcale się na nich nie gniewam, tylko oni na mnie. Nagle stali się jedynymi osobami na świecie, z którymi nie mogę porozmawiać szczerze o wszystkim (pomijając fakt, że teraz w ogóle nie chcą ze mną rozmawiać, na żaden temat). Nigdy nie przypuszczałam, że podzieli nas stosunek do bohaterstwa, religii czy Wawelu. To dla mnie jakiś surrealizm, bolesny sprawdzian nie tylko dla ludzi dotkniętych bezpośrednio tymi wydarzeniami, ale dla wszystkich, nagle jakby zahipnotyzowanych… Jakby dali się omotać czarnym garniturom i garsonkom pań i panów z telewizji.
Dla mnie i męża niedopuszczalne jest np., by znany dziennikarz rozmawiał na ulicy tendencyjnie tylko z ludźmi wierzącymi, którzy twierdzą przed kamerami, że oni są lepsi, bo wierzą w Boga i mogą się modlić… Ale jeszcze gorszym jest chyba usłyszeć coś takiego z ust wieloletnich przyjaciół – słowa wypowiadanie z odcieniem takiej pogardy i wyższości… Jestem zniesmaczona, nawet z lekka przerażona takim obrotem spraw.
Coś, co rzekomo łączy ludzi, moim zdaniem właśnie ich dzieli. Zaczynają patrzeć na siebie wilkiem, oceniać, kto lepiej, prawdziwiej przeżywa tragedię, na dodatek nie do końca swoją – w wymiarze osobistym. Zaczyna się rozliczanie z sumienia, okazuje się nawet, że są sumienia lepsze i gorsze! Nie godzę się na to. To wielki smutek stracić przyjaciół, którzy nadal żyją, ale nagle stali się obcy… Chyba się ze mną zgodzisz?
Nika
***
Droga Niko!
Nie musisz nic robić, w szczególności – walczyć z otaczającą Cię w tej chwili rzeczywistością. Według mnie masz prawo przeżywać ją po swojemu, i na tym koniec. Dlatego, rezerwując sobie prawo do własnego zdania i własnych odczuć, na to samo zezwól innym! Niech chodzą, dokąd chcą, i robią to, co im dyktuje ich natura czy potrzeba serca. Nie podejrzewaj wszystkich o fałsz, robienie rzeczy na pokaz czy uleganie presji mediów, bo nie jesteś w stanie stwierdzić, co czuje każdy pojedynczy człowiek, ani kto oraz na ile jest szczery w swoich zachowaniach. Próbując to oceniać, wiele osób możesz skrzywdzić niesprawiedliwym osądem – tak jak to czynią dobrani z klucza przechodnie w telewizji czy nawet Twoi przyjaciele, którym zapewne szok zaćmił nieco umiejętność racjonalnego myślenia. W traumatycznych momentach bardzo trudno oddzielić prawdziwy ból od egzaltacji czy instynktu stadnego. Czasem nawet sami uczestnicy nie są do końca pewni, co nimi kieruje – po prostu, instynktownie lgną do siebie, mechanicznie odprawiają pewne rytuały, by odgonić cierpienie lub zgrozę.
Ta konkretna, tragiczna sytuacja jest wyjątkowa i normalna zarazem. Nie mogę się z Tobą zgodzić, że jedni są lekceważeni, inni wywyższani ponad miarę. Nie dostrzegłam w mediach, by pomijano "prostych" ludzi, żałowano im szacunku, wspomnień czy oceny. W ogóle, w kontekście rangi ludzkiej i historycznej tego, co się stało, nie zauważam szczególnie drażniącej aktywności mediów, o której piszesz. Czego byś właściwie oczekiwała? Milczenia? Ignorowania? Równie dobrze nie ma może powodu pokazywać Olimpiad, wojen, huraganów czy wielkich festiwali, a jednak się to robi. I przypomnij sobie dwie Wieże w Nowym Jorku – jakoś nie pamiętam, by ktokolwiek utyskiwał, że za dużo się o tym mówi, albo że to nie nasza sprawa… Gdy umiera nagle wielu ludzi, zawsze jest to jakaś "sprawa". Trzeba ją przetrawić, zrozumieć, czasami rozwikłać. Naturalnie, nie muszą zajmować się tym ci, których to nie dotyka ani nie obchodzi, ani np. w ogóle nie martwi.
Podobnie, nikt nie musi uzewnętrzniać ani tym bardziej upubliczniać swoich uczuć czy przemyśleń na ten temat, jeśli nie chce. I w tym momencie może trudno mi zrozumieć nietolerancyjną postawę Waszych przyjaciół, którym przecież nikt nie zabrania czuwania czy modlitwy… niewykluczone, że ujawniła się w nich bardzo silna potrzeba duchowości i nie pojmują, czemu coś analogicznego nie wyzwoliło się w Was…
Dałabym temu spokój i poczekałabym na rozwój wypadków. Prawem natury emocje za jakiś czas opadną – także w Waszej przyjacielskiej grupie. Każdy mały światek będzie musiał toczyć się dalej. A wówczas wrócicie do tego świeżą refleksją i z pewnością się okaże, że wiele reakcji było przesadzonych – zbyt krytycznych, zbyt histerycznych, zbyt protekcjonalnych i zbyt przekornych. Jakoś nie wydaje mi się, by na drodze wieloletniej, głębokiej przyjaźni mogła stanąć, mówiąc wprost, czyjaś niechęć do wspólnej modlitwy. Choć, z drugiej strony, w sytuacjach granicznych wykluwają się i umacniają w ludziach światopoglądy niemożliwe do pogodzenia w codziennym życiu.
Życzę Wam, by sprawy tak osobiste nie zaburzyły Waszej więzi, i mam nadzieję, że za jakiś czas usiądziecie do spokojnej uczciwej rozmowy na temat tych kilku trudnych dni.
Pozdrawiam mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze