Dobre rady na kurzy móżdżek
SONIA LIPSCHITZ • dawno temuAmbicją wielu kobiet jest posiadanie domu idealnego. Ładne wnętrza, smaczne i pięknie podane jedzenie, żadnych plam na obrusie. Są takie osoby, którym tę wiedzę przekazują mamy, ciocie i babcie. Jeśli jednak babci nigdy nie udało się ciasto bez zakalca a mamusia jest zdeklarowaną abnegatką, córka wiedzy musi zasięgać skądinąd. I tu w sukurs przychodzi jej na przykład pismo o wyjaśniającej wszystko nazwie „Dobre Rady”...
Ambicją wielu kobiet jest posiadanie domu idealnego. Ładne wnętrza, smaczne i pięknie podane jedzenie, żadnych plam na obrusie. Są takie osoby, którym tę wiedzę przekazują mamy, ciocie i babcie. Jeśli jednak babci nigdy nie udało się ciasto bez zakalca a mamusia jest zdeklarowaną abnegatką, córka wiedzy musi zasięgać skądinąd. I tu w sukurs przychodzi jej na przykład pismo o wyjaśniającej wszystko nazwie „Dobre Rady”. W ciągu kilku lat ukazywania się magazynu na rynku do tematów okołodomowych doszły także te związane z partnerstwem w związku oraz pracą zawodową – najwyraźniej okazało się, że tzw. panie domu oddane wyłącznie jego prowadzeniu to wymierający gatunek w dobie recesji.
Do numeru majowego przyciągnęła mnie okładka, którą zdobi zdjęcie Anny Marii Jopek przyodzianej w obcisłe dżinsy oraz gustowną bieliźnianą koszulkę z koronkami. Seksowny image Anny Marii podkręca japoński tatuaż pyszniący się na jej ramieniu. Redakcja zachęca dodatkowo do lektury wywiadu z naszą etatową „ambitną” piosenkarką hasłem: „Anna Maria Jopek: jaką jest mamą synków kydrynków”. Wobec takiej "obfitości" powabów, nie mogłam przejść obojętnie. Dodatkowym bodźcem były kolejne zajawione na okładce artykuły, ale o tym za chwilę. Najpierw pochylmy się nad szczęściem pani Jopek-Kydryńskiej.
Córka słynnego śpiewaka z Mazowsza zaczyna od wyznania, że bez męża nadal byłaby panienką z chórków – to on ją wspiera, rozumie, wygrzebuje z kosza na śmieci jej piosenki. Anna Maria robi karierę, żeby mężowi nie było przykro – tak w każdym razie wynika z jej słów. W rewanżu bohaterka wywiadu zajęła się pilnowaniem finansów domu, chociaż – jak sama przyznaje – jest roztrzepana i zdarza się jej zgubić rachunek za telefon albo prąd. Jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi, to jest niania i gosposia w jednym, bo przygotowuje także kotlety na obiad. W weekendy za wyżywienie odpowiadają dwie babcie, które także czasem zabierają do siebie potomstwo pięknej pary. Ogólnie, wygląda na to, że pani Jopek nie ma zbyt wielu problemów życiowych – każdy odsuwa jej z drogi kłody. Zapewne bierze się to z artystycznej natury oraz zawodu – pani Jopek przyznaje, że dom wielopokoleniowy nie byłby najlepszym wyjściem w odniesieniu do jej rodziny, bowiem każde z artystów przed występem bywa, eufemistycznie rzecz określając, trudne w kontaktach. Chwała Bogu, że nie same sławy zaludniają rodzinę – trudno byłoby im funkcjonować bez członków nieobdarzonych talentem wokalno-muzyczno-estradowym.
Anna Maria opowiada też prawdziwą historię swojej rodziny. Otóż jej prababcia utonęła na Titaniku, a babcia przehulała fortunę w Monte Carlo. Pociągana za język przez dziennikarkę, pani Jopek opowiada także o przymuszaniu synków do grania na fortepianie, bo to albo pozwoli odkryć w nich talent, albo w najgorszym przypadku uwrażliwi ich na piękno i wykształci potrzebę harmonii. Sama jednak wspomina wczesne lata swojego dzieciństwa z niechęcią, bo znany ojciec w każdej chwili mógł przerwać zabawę i zmusić ją do nauki gry. Czy tylko ja mam wrażenie, że chęć wyhodowania sobie następcy bierze tu górę nad rozsądkiem?
Od takiej ilości piękna i blasku aż bolą oczy. Przydałyby się okulary przeciwsłoneczne. „Dobre Rady” radzą, jakie okulary warto kupić – niestety, jedynym kryterium wyboru jest dopasowanie szkieł i oprawek do kształtu twarzy. Informacja o tym, że okulary przeciwsłoneczne mają za zadanie nie tylko dodawać uroku, ale też chronić przed szkodliwymi promieniami słonecznymi, jakoś umknęła redakcji – zapewne dlatego polecają okulary oferowane na stojakach w sklepach odzieżowych w cenach od 20 zł.
Jak pisałam powyżej, nie tylko mama synków kydrynków przyciągnęła moją uwagę na okładce. Drugim takim artykułem był ten zajawiony słowami „bądź piękna dla swojego dziecka”. Gdzie się podziało bycie piękną i zadbaną dla siebie? Czy, idąc tym tokiem rozumowania, mamy zaskarbiać sobie urodą nie tylko miłość mężczyzn, ale i własnych dzieci?
Artykuł podzielony jest na trzy części – przeznaczone dla kobiet w okolicach trzydziestki, czterdziestki i pięćdziesiątki. Z racji wieku szczególnie wnikliwie przeczytałam dział przeznaczony dla trzydziestek. I co się okazuje? Redakcja poleca kilka kremów na dzień, a na koniec napomyka, że warto stosować kremy z filtrem z uwagi na konieczność chronienia skóry przed promieniami słonecznymi. Niestety jednak, żaden z polecanych kremów nie ma nawet pół grama filtra w sobie – więc rady nie będą szczególnie pomocne. Wrażenie surrealizmu wzmagają dwa sąsiadujące ze sobą zdania – jedno mówi o tym, że im wcześniej zacznie się stosować silnie działające kremy, tym lepiej. Drugie, dla pewności pogrubioną czcionką, informuje czytelniczki, że po 35. roku życia należy sięgnąć po kosmetyk przeciwzmarszczkowy. Co prawda wiele autorytetów kosmetycznych oraz znanych dermatologów zdążyło już wielokrotnie powiedzieć, że nie ma żelaznej, sztywnej granicy stosowania kremów i skóra skórze nierówna, ale redakcja „Dobrych Rad” postawiła sobie widocznie za punkt honoru lansowanie przekonań sprzed 20 lat, że kremów przeciwzmarszczkowych używa się, gdy te zmarszczki są już mocno widoczne. Czekam na artykuł o zaletach smarowania się naftą przed opalaniem.
Pewnych rzeczy robić nie wypada. Źle widziane jest zmienianie poglądów co sezon, ludzie patrzą też krzywo na zatrudnianie bliskiej rodziny w charakterze ekspertów i doradców. Odnoszę też wrażenie, że redakcja czasopisma niekoniecznie powinna brać udział w sprzedaży wycieczek. Nawet, jeśli jest to wycieczka do Rzymu i Watykanu. Co więcej, cena czterech dni z przelotem wynosi jakieś 40% więcej niż w normalnych ofertach biur podróży. Czyżby tyle kosztowała możliwość kontaktu z przedstawicielem redakcji, który także weźmie udział w wycieczce?
Ostatnim mocnym akordem jest historia „prosto z życia” – tym razem opowiadająca o tym, jak rodzice się rozwodzą, a dziecko cierpi. Nigdy nie potrafiłam odgadnąć, czemu służą takie serceszczypatielne opowieści o perypetiach wymyślonych bohaterów, zawsze opowiadane w pierwszej osobie przez jedną z dramatis personae. Tutaj mąż kocha synka, ale prowadzi podwójne życie (w tym samym miasteczku ma kochankę i dziecko), więc dochodzi do rozwodu – a potem robi się tylko gorzej. Oczywiście, następuje połowiczny happy end, a czytelniczki mogą po tej lekturze dojść do wniosku, że co prawda faceci to świnie, ale kobiety i tak są górą. Wsadzanie ludziom do głów takich uproszczeń jest co najmniej ryzykowne.
Czasopismo „Dobre Rady” przeprowadza na klęczkach wywiady z polskimi celebrities, wygłasza niezgodne z prawdą porady w części poświęconej urodzie oraz partycypuje w sprzedaży horrendalnie drogich wycieczek. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że rady dotyczące usuwania plam, wychowywania dzieci oraz pieczenia pierników są na wyższym poziomie. Jeśli nie – biada zapatrzonym w pismo gospodyniom domowym. I nie, obecny w tytule kurzy móżdżek nie jest aluzją do szczególnie interesującego przepisu kulinarnego zawartego w tym numerze periodyku.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze