W sylwestra się nie bawię
SYLWIA KOWALSKA • dawno temuCzy koniecznie trzeba cieszyć się Nowym Rokiem, mieć szampański humor w sylwestra i tworzyć listę noworocznych postanowień? Niektóre kobiety nie kupują błyszczących sukienek, nie stroją się na imprezę i nie są zachwycone, że nadchodzi 2009. Dlaczego? Bo kończy się stary, niekoniecznie zły, bo nowy może być gorszy... Pojawiają się obawy, tragiczne wspomnienia i refleksja nad przemijaniem. A kolejny rok dodaje lat.
Dorota (17 lat, uczennica z Tarnowa):
— Każdy mówi, że jestem w wieku, kiedy powinnam szalenie cieszyć się na myśl o zabawie sylwestrowej. A co wiek ma do tego? Nie jestem ponurakiem, który siedzi w domu i stroni od towarzystwa. Owszem lubię imprezy, ale wtedy kiedy mam na nie ochotę, a nie kiedy koniecznie trzeba się bawić i cieszyć. Staram się ignorować sylwestrowo – noworoczne szaleństwo, które ogarnia moich znajomych tuż po świętach. I walczę z irytacją.
Czas między Bożym Narodzeniem a sylwestrem jest wkurzający. Presja zabawy i przymusowej radości. Nic i nikt nie funkcjonuje normalnie. Rok temu chciałam pójść do fitness klubu, w którym wykupiłam karnet. Takie przednoworoczne postanowienie zrzucenia paru kilo, nie koniecznie od nowego roku, ale już od tego. Niestety przez cały dzień bezskutecznie próbowałam się dodzwonić, żeby dowiedzieć się o plan zajęć. Kto by tam przejmował się takimi głupotami jak odbieranie telefonu, przecież trzeba przygotowywać się do sylwestra. No dobra, oby tylko taki rodzaj problemów był przez cały rok, to dam radę.
Nie mam zamiaru ulec presji i bawić się na siłę. Już dziś zacznę odliczać dni do wiosny. Byle do marca!
Blanka (24 lata, studentka z Białegostoku):
— Nie da się ukryć, że sylwestrowa noc nie jest zwykłą nocą. Nawet jeśli nie chcesz świętować, inni nie pozwolą ci o tym święcie zapomnieć, choćby z powodu fajerwerków i głośnych domowych imprez. Jednak ja nie witam nowego roku, ani nie żegnam starego. Przecież to umowna zamiana. Różne daty witania nowego roku w rożnych częściach świata pozwoliły mi przestać zamartwiać się faktem, że już jestem starsza o rok. Dotyka mnie to szczególnie, bowiem urodziłam się w dzień przed sylwestrem. W innym postrzeganiu tego święta pomógł mi mój narzeczony – Chińczyk. W tym roku po raz pierwszy jadę z nim do Chin, świętować tamtejszy Nowy Rok.
Tam jest zupełnie inaczej niż u nas. Świętowanie Nowego Roku w Chinach rozpoczyna się dopiero 26 stycznia. Dla nich to największe święto w roku. Spotkaniom rodzinnym przy stole nie ma końca. Mój narzeczony, mówi że przygotowania rozpoczynają się już miesiąc wcześniej, bowiem Nowy Rok w Chinach to wielkie rodzinne święto. Zapalane są czerwone latarnie i zdobione wejścia do domów, restauracji, sklepów. Huk fajerwerków podobnie jak czerwone lampiony ma odstraszyć bestię, połykającą ludzi, lub jak mawia inna legenda przywitać i wskazać drogę bogu pomyślności, który odwiedza Chińczyków piątego dnia nowego roku. Chińczycy przez co najmniej trzy dni nie wstają od stołu, jedzą głównie potrawy symbolizujące szczęście, dobrobyt, długie życie i obfitość. Podobno najlepiej tam wówczas pojechać właśnie z ukochaną osobą, gdyż pierwsza pełnia księżyca to dla Chińczyków dzień zakochanych. Może zmieni się moje zapatrywanie zarówno na Nowy Rok, jak i walentynki, za którymi w Polsce nie przepadałam.
Monika (38 lat, kosmetyczka z Gdyni):
— To nie przypadek, że na czas świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku statystyki zgonów rosną. Gdy dookoła wszyscy trąbią o szczęściu i rodzinie, są tacy, którym się przypomina ze zdwojoną siłą, że są samotni.
Ja nie lubię świąt, a sylwestra i Nowego Roku wprost nienawidzę. Nie jestem sama, mieszkam z moją jedenastoletnią córeczką. Jestem jednak bardzo samotna. Nie od zawsze. Od 4 lat, kiedy to w sylwestra zginął mój mąż, a tata Basi.
Do tej pory nie umiem sobie darować, że tak bardzo nalegałam, by Robert zdążył przed północą, byśmy spędzili sylwestra we trójkę. Uwielbialiśmy nasze małe domowe bale. Przygotowałam z Basią przyjęcie. Szampan, baloniki, serpentyny, muzyka… Wszystko czekało, my czekałyśmy…
Firma, w której pracował Robert, wysłała go do Warszawy. Miał wrócić w sylwestra po 19. Były korki, a na drogach lód. Po 20 zadzwoniłam, by się pośpieszył. Po 22 byłam zła, że jeszcze go nie ma, że mógł wyjechać wcześniej. Wtedy ostatni raz go słyszałam. Pokłóciliśmy się. Mówił, że nie ma wpływu na warunki na drodze. W okolicach północy już nie odebrał. Sądziłam, że się pogniewał. Położyłam Basię spać. Sama otworzyłam butelkę szampana. Przysnęłam przed telewizorem. Obudził mnie sygnał dzwoniącego telefonu dopiero po 2 w nocy. Myślałam, że to Robert…
Podobno zginął na miejscu. Nie cierpiał. Wjechał w niego TIR, tuż przed wjazdem do Gdyni. Kierowca był po „lampce szampana”. Straciłam sens życia, do tego niszczą mnie wyrzuty sumienia. Nawet nie zdążyłam powiedzieć mu jak mocno go kocham. W pamięci została tylko kłótnia… Gdybym nie dzwoniła, nie pospieszała…
Mam nadzieję, że i tego roku sylwester i Nowy Rok prędko minie. Prześpię go jak zwykle, a małą zawiozę do mojego brata. Przynajmniej nie będzie musiała patrzeć, jak mama płacze.
Olga (29 lat, sekretarka z Warszawy):
— Wszyscy oszaleli na punkcie godziny zero i wyjątkowego Nowego Roku. Na placach, ulicach, balowych salach i domowych imprezach czekają aż zegar wybije magiczną godzinę. Sądzą, że wszystko co złe pójdzie w niepamięć, liczy się tylko przyszłość, oczywiście lepsza. A ja wtedy myślę sobie zawsze – jaka to głupota! Dzień jak co dzień. Dlaczego akurat przełom 31 grudnia i 1 stycznia ma odmienić ludzki los, pomóc zapomnieć i zacząć nowe, lepsze życie. Tak samo można by było się spodziewać takich czarów od – załóżmy – nocy z 30 czerwca na 1 lipca, przynajmniej wtedy jest ciepło.
Nie poddaję się tej presji. Odkąd znam Darka, spędzamy sylwestrową noc wyłącznie razem, w domowym zaciszu. Zawsze tak samo. Oglądamy filmy, jakiś czas wcześniej planujemy sobie, co tym razem będziemy chcieli obejrzeć, co przyrządzimy do jedzenia. Nie pijemy szampana, przytulamy się i jest nam po prostu dobrze. Nie przerywamy naszego maratonu filmowego nawet z powodu wybicia północy i huku fajerwerków. Bo niby czemu mielibyśmy to robić? Szampana pijemy i tańczymy wtedy, kiedy mamy na to ochotę, a nie kiedy robią to wszyscy… Poza tym dla nas ważniejsza jest choćby nasza rocznica poznania, niż rocznica zmiany daty z 31 grudnia na 1 stycznia.
Stefania (40 lat, pracownica banku z Rzeszowa):
— Ja zazwyczaj w sylwestrową noc… śpię. Wreszcie mam sposobność odespać cały rok. Mam spokój, zostaję w domu sama. Dzieci wyruszają na imprezy. Mąż – grafik komputerowy – siedzi przy komputerze nadrabiając pracę. Jest super, dopóki mego spokoju nie naruszą ci, którzy na siłę świętują. Niestety nie mam aż tak mocnego snu, żeby przetrwać pokaz sztucznych ogni.
Bawi mnie, gdy wracam po Nowym Roku do pracy. Tam oczywiście tematem numer jeden jest: jak spędziłem/spędziłam sylwestra. Gdy mówię prawdę – spałam, wszyscy zaczynają współczuć — Pewnie nie miałaś planów, usnęłaś, żeby ci nie było przykro, że się nie bawisz - słyszę. Albo żartują – Pewnie tak się upiłaś, że szybko padłaś. A czy do nikogo nie dociera, że śpię, bo mam na to ochotę? Nie lubię wielkich bali ani imprez na ulicach i nie widzę powodu, by traktować tę noc inaczej niż inne. Niech każdy robi w tę i w każdą inną noc to, na co ma ochotę. Przecież najważniejsze, aby każdy był zadowolony i spędził czas tak, jak lubi. Możliwości jest wiele.
Dominika (19 lat, kelnerka z Krakowa):
— Wszyscy już myślą o sylwestrze. Większość wypytuje mnie - jak plany, dokąd, z kim? Nie mogę tego znieść, bo moje plany poszły do lasu. Zostanę w domu, z mamusią i tatusiem, na „super imprezie” przed telewizorem. Dlaczego taki sylwester? Bo na początku grudnia zostawił mnie chłopak. Mieliśmy iść na imprezę do klubu. Teraz nic z tego.
Nawet już nie mam na to ochoty. Po co tłumaczyć wszystkim wkoło, czemu nie wzięłam Jaśka. Nie chcę, żeby mi współczuli i puszczali szydercze uśmiechy. I nie mam zamiaru już więcej robić listy noworocznych postanowień. Po co, skoro albo silnej woli starczy jedynie do lutego, albo i tak wyjdzie na to, że mój los nie jest bynajmniej w moich rękach, ale jakiegoś durnego faceta.
Stwierdziłam ostatnio, że najlepszy pomysł dla mnie na ten wieczór to upicie się w samotności. Ale przecież nie zrobię tego przy rodzicach… Do niczego te sylwestry i te noworoczne przysięgi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze