Komu łatwiej
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuCzy w „wyścigu szczurów” zdarzyło się wam przegrać z niezbyt inteligentnymi, za to pięknymi dziewczynami? Zazdrościłyście swojej przyjaciółce powodzenia u płci przeciwnej, gdy ta narzekała, że nie może się opędzić od mężczyzn? A może odwrotnie, macie dosyć postrzegania swojej osoby tylko przez pryzmat zgrabnych nóg, wyrazistych oczu i cudownych włosów?
Czy w „wyścigu szczurów” zdarzyło się wam przegrać z niezbyt inteligentnymi, za to pięknymi dziewczynami? Zazdrościłyście swojej przyjaciółce powodzenia u płci przeciwnej, gdy ta narzekała, że nie może się opędzić od mężczyzn? A może odwrotnie, macie dosyć postrzegania swojej osoby tylko przez pryzmat zgrabnych nóg, ponętnej pupy, wyrazistych oczu i cudownych włosów? Jedne z was uważają, że uroda pomaga w karierze zawodowej, a inne, że wręcz przeciwnie, przeszkadza. Kto ma rację? Same oceńcie.
Mariola (26 lat, asystentka, Poznań):
— Jestem wysoką i zgrabną blondynką. Mój wygląd pomaga mi i przeszkadza w pracy, w zależności od tego, czy mam do czynienia z szefem kobietą, czy mężczyzną. Gdy idę na rozmowę kwalifikacyjną i wiem, że będzie przeprowadzać ją kobieta, bardziej się denerwuję. Nie jestem lubiana przez kobiety, zwłaszcza te starsze. One nie chcą mieć w swoich szeregach kogoś ładniejszego. Są zazdrosne o moją młodość, o urodę, o to, że jestem szczupła, a przede wszystkim o to, że mam powodzenie u płci przeciwnej. Nie chcę generalizować, bo oczywiście poznałam również szefowe, które zwracały uwagę na to, co umiem, a nie jak wyglądam. Gdy mam załatwiać jakikolwiek interes z mężczyzną, obojętnie, czy chodzi o zwrot towaru, który nie podlega reklamacji, czy o ekspresowe załatwienie sprawy urzędowej bez kolejki, czy o zwolnienie lekarskie lub negocjowanie ceny jakiejś usługi, z góry wiem, że wygrałam. Sprawdza się to w 90 procentach.
Czasem wykorzystuję swoje wdzięki, ładnie się uśmiecham, seksownie odgarniam włosy, poruszam dłońmi, przewracam oczyma, wstaję od stołu z wdziękiem, z gracją się poruszam i pije kawę jak prawdziwa dama. Mężczyzna wtedy zwykle skupia się na moich gestach, a nie na sednie sprawy, którą z nim załatwiam. Czasem nie muszę niczego uruchamiać, wcale się nie staram, wystarczy, że jestem, już sama moja obecność zmienia obrót sprawy na moją korzyść. Mężczyźni w obecności atrakcyjnej kobiety zupełnie głupieją i dziwacznie się zachowują. Niekiedy jest to nawet zabawne. Gdy szef przyjmuje mnie do pracy, często myśli, że będzie miał ładną asystentkę. Tak naprawdę poznaje mnie dopiero później. Uroda to tylko mój atut, który umiem dobrze wykorzystać. Asem w rękawie jest moja pomysłowość, pracowitość i upór.
Gośka (28 lat, sekretarka, Wrocław):
— Dobrze mi z tym, że nie oceniają mnie po wyglądzie, że nie należę do ligi przysłowiowych blondynek. W pracy jestem rozliczana za to, co umiem, jaka jestem, a nie jak wyglądam. Tak jest teraz, ale kiedyś nie było łatwo. Starając się o stanowisko sekretarki, przegrywałam na rozmowach kwalifikacyjnych z plastikowymi lalami. To jednak mnie nie zniechęcało. Jeśli pracodawca woli miłą aparycję zamiast doskonałych kwalifikacji, to ja nie chcę dla niego pracować. Taką porażkę zawsze traktowałam jak dobrą monetę. Minusem tego, że jestem przeciętnej urody okularnicą, kobietą niską i przy kości, jest traktowanie przez kolegów z pracy. Mam dobry kontakt i z dziewczynami z działu, i z nimi, tylko czasem jest mi smutno, że obchodzą się ze mną jak z kumplem, jakbym była facetem. Wyciągają mnie na piwo i opowiadają sprośne kawały. Nie dostrzegają we mnie ani krzty kobiecości. Pocieszam się tylko tym, że nie mam problemów z molestowaniem w pracy. Mój szef i koledzy z działu prędzej poklepią mnie po ramieniu niż po pupie.
Dagmara (23 lata, dziennikarka, Warszawa):
— Moja uroda przeszkadza mi w pracy. Jestem szczupła, zgrabna, mówią, że mam piękne oczy i ponętne usta. I co z tego? Właśnie przez to, jak wyglądam, ludzie nie potrafią dostrzec, że mam inne walory – intelektualne. Jestem przyjacielską i miłą osobą. Tylko najbliżsi potrafili się przedrzeć przez moją zewnętrzną powłokę. Tylko oni zauważają coś więcej, moje wnętrze, osobowość. Ludzie oceniają mnie powierzchownie. Tak było w jednej redakcji. Niezbyt przyjemna, żeby nie powiedzieć zgryźliwa naczelna, która nie przepadała za ładnymi kobietami i swoją redakcję zapełniała tylko mężczyznami lub szarymi myszkami, przeprowadzając ze mną rozmowę, powiedziała, że kiedy tak patrzy w te moje piękne niebieskie oczy, to jej się zdaje, że nie nadaję się do tej pracy. Poprawiłam ją, że moje oczy są zielone, a nie niebieskie. Dodałam także, że widzę, iż już przypięła mi etykietę blond piękności o dużych niebieskich oczach. Wyszłam. Niech żałuje. Znalazłam pracę w innej redakcji i jak na razie idzie mi nieźle.
Krysia (30 lat, przedstawiciel handlowy, Warszawa):
— Nie jestem ani ładna, ani brzydka. Zwyczajna. Nigdy nie zauważyłam, żeby to miało jakiś wpływ na przebieg mojej kariery zawodowej. Nadrabiam nieziemskim poczuciem humoru, niezwykłą otwartością na ludzi, sprytem i kreatywnością. Jestem też niezła w negocjacjach. Myślę, że to pewność siebie, poczucie własnej wartości i pracowitość otwierają ludziom drogę do sukcesu. Nie zauważyłam, żeby pracodawca, nieważne jakiej płci, odrzucił moją kandydaturę tylko dlatego, że urodą nie grzeszę. Nigdy też nie miałam problemu z poklepywaniem, insynuacjami, namawianiem przez szefa na romans lub niezobowiązujący seks na wyjeździe integracyjnym. Ze mną nie ma żartów i wszyscy to czują, poważają mnie, a niektórzy czują nawet respekt. Cenią mnie za mój wkład w rozwój firmy, a nie za nogi do szyi. Ja także nie oceniam po wyglądzie. Spotkałam piękne dziewczyny, które były bardzo mądre, i brzydkie dziewczyny, które były głupie. Nie wierzę w stereotypy. W mojej branży liczy się operatywność, a nie piękne oczy. Wygląd czasem pomaga, ale tylko powierzchownie. Na dłuższą metę przydaje się przede wszystkim to, co ma się w głowie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze