Będę płakać po Ryśku z Klanu
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuTragiczna passa serialowych śmierci trwa. Po Hance z M jak miłość, ofierze zdradzieckich kartonów, przyszła kolej na postać jeszcze ważniejszą. Ryszard Umyjcie Rączki Lubicz odejdzie z tego świata. Tabloidy pełne są spekulacji na temat terminu i sposobu uśmiercenia – i to słowo jest całkowicie uzasadnione – kultowego bohatera Klanu. Nie ma co się oszukiwać: to jest koniec pewnej epoki.
Tragiczna passa serialowych śmierci trwa. Po Hance z M jak miłość, ofierze zdradzieckich kartonów, przyszła kolej na postać jeszcze ważniejszą. Ryszard Umyjcie Rączki Lubicz odejdzie z tego świata. Tabloidy pełne są spekulacji na temat terminu i sposobu uśmiercenia – i to słowo jest całkowicie uzasadnione – kultowego bohatera Klanu. Nie ma co się oszukiwać: to jest koniec pewnej epoki.
Dobra, teraz możecie powiedzieć: A co mnie to obchodzi, nie oglądam przecież seriali. Bardziej wyrafinowani: nie mam telewizora, najwyżej idę do cioci Halinki na poniedziałkowy teatr telewizji albo na orędzie pana prezydenta. Jest to oczywiście nieprawda. Nawet jeśli rzeczywiście należycie do promila Polaków bez telewizora (a nie jesteście tylko snobami, którzy udają, że kultura masowa napawa ich obrzydzeniem, po kryjomu wysyłając SMS-y na jakichś Szpaków czy inne topmodelki ), Ryśka znacie.
Wszyscy znamy Ryśka, facet jest rozpoznawalny jak Donald Tusk i Maryla Rodowicz. Nie trzeba w tym celu oglądać Klanu. Rysiek jest na Facebooku, viralach, Demotywatorach. A jego niezapomniana wizyta w domu publicznym (tak, tak!) to jedna z tych scen, które krążą w sieci budząc zrozumiały zachwyt (dramaturgia godna Szekspira wzbogacona muzyką w stylu Twin Peaks i dialogami jak z Mrożka).
Bo Rysiek to swój chłop. Powiecie, że safanduła i pantoflarz? Że niezbyt bystry? A ja powiem: prosty, porządny facet pracujący ciężko na rodzinę. Jest taki znany amerykański test na popularność i zaufanie: badacze pytają, od którego kandydata kupilibyśmy używany samochód. Czyli: który naszym zdaniem nie grzebał przy liczniku i nie prosił szwagra lakiernika o lifting karoserii. Rysiek to właśnie taki facet, od którego kupilibyśmy samochód. A co, może wolelibyście brykę od House'a?
Pewnie, że Ryszard Lubicz nie wygra w rankingu najbardziej seksownych bohaterów serialowych. Ale w konkursie na porządnego męża i dobrego ojca rodziny miałby już szanse. Wiemy, że nie oszuka i nie zdradzi, że zrobi wszystko dla rodziny i przyjaciół. W czym problem? Chyba właśnie w tych cnotach. Bo one już są niemodne. Rysiek jest z jakiejś innej epoki. I dlatego się z niego wyśmiewamy. Facet jest niedzisiejszy, jego zalety wpędzają w kompleksy i budzą nieokreślone poczucie winy.
Bo Ryszard Lubicz sam w sobie nie jest wcale taki śmieszny – owszem, niektóre rozwiązania fabularne w odniesieniu do jego osoby budzą zażenowanie lub politowanie (pamiętacie cudowne uzdrowienie po udarze?). Ale sama postać? Nie jąka się, nie potyka o własne nogi, nie jest karykaturalnie gruby czy wysoki. Wygląd całkiem przyzwoity – ilu znacie polskich pięćdziesięciolatków, którzy lepiej się prezentują?
A charakter? Wręcz doskonały. Śmieszne wydają się nam nie wady, ale zalety Ryśka. Twarde zasady moralne, wciąż jedna żona, ciężka praca? Do licha, w tym nie ma nic złego. Pytanie kontrolne: czy wasza babcia śmiałaby się z Ryszarda Lubicza? Starsi z nas byli jeszcze wychowywani zgodnie z takim rysiowym kanonem. Że rodzina, przyjaciele, ciężka praca. Młodsi już wiedzą, że to naiwność. Rysiek kilkanaście lat temu, kiedy Klan się zaczynał, nie był wcale traktowany jak postać komiczna. A dziś jest. Czy to tylko wina scenarzystów, czy może my sami się zmieniliśmy?
Napiszę jeszcze coś, o czym internetowi prześmiewcy często zapominają: to jest naprawdę dobrze zagrana postać. Taka Hanka z M jak miłość to była po prostu Małgorzata Kożuchowska w roli Hanki. Aktor Piotr Cyrwus (nazwiska pewnie nie znacie, bo twarz tego pana zrosła się w jedno z Ryszardem) stworzył za to bohatera kultowego. Ma to dobrą i złą stronę: stał się najbardziej rozpoznawaną postacią Klanu, ale przeszkadza mu to w pozaserialowej egzystencji. Lubicz zabrał mu życie – gdzie pójdzie, jest Rysiem. Złośliwi pytają, czy umył dziś rączki. Inni chcą z nim iść na piwo, bo przecież to taki swój chłop.
Jeśli wierzyć tabloidom, gdy postanowił odejść, zaproponowano mu jedenaście tysięcy za dzień zdjęciowy. Ilu z nas za taką sumę – choćby na miesiąc – zgodziłoby się grać nawet uschnięty krzak bzu smagany styczniową wichurą? Właśnie, większość, i to z pocałowaniem ręki. Rzecz w tym, że Piotr Cyrwus chce mieć więcej czasu na grę w teatrze i – modne słowo – rozwijać się zawodowo. A tego mu etat w Klanie, nie oszukujmy się, już nie zapewnia. To naprawdę dobry aktor teatralny – widziałam przedstawienie z jego udziałem. W pierwszym momencie po widowni przeszedł szum: Rysiek idzie, ale już po chwili uwierzyliśmy, że to żaden tam Lubicz, ale zupełnie inna postać. Dlatego życzę mu powodzenia.
Będę jednak płakać po Lubiczu, choć Klan oglądam jakoś raz w miesiącu. Powtórzę: tu chodzi o więcej niż tylko serialowe perypetie. Ryszardowi należy się odejście w chwale. Mam nadzieję, że scenarzyści wymyślą dla niego coś lepszego niż kartony. Śmierć w obronie kogoś słabszego, albo atak serca ze wzruszenia jakimś rodzinnym wydarzeniem. Coś, co podsumuje ten żywot człowieka poczciwego. W chwili jego śmierci powinna grać wzniosła muzyka, a w oddali może nawet łopotać flaga. Należy mu się.
Bo żegnając Rysia, żegnamy też jakąś cząstkę siebie i wszystkich tych naiwnych porządnych ludzi, których coraz mniej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze