Mój szef jest gnojem!
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuTemat dotyczy wielu z nas. Rzetelnie wykonywana praca to jedno, ale jak ważna jest w pracy również zdrowa atmosfera, przekonało się kilku moich rozmówców – dziś już byłych pracowników opisywanych firm. Uważaj dla kogo pracujesz... Chamski szef może cię doprowadzić do bezsenności i spowodować nerwowe bóle żołądka!
Temat dotyczy wielu z nas. Rzetelnie wykonywana praca to jedno, ale jak bardzo ważna jest w pracy również atmosfera, przekonało się kilku moich rozmówców – dziś już byłych pracowników opisywanych firm.
Marta (28 lat, przedstawicielka medyczna w koncernie farmaceutycznym w Poznaniu):
— To, co przeżyłam w poprzedniej firmie, to horror. Wcale nie dlatego, że trzeba było dużo pracować, że trzeba było ciągle podkręcać wyniki sprzedaży, bo wciąż było mało. Mam na myśli atmosferę, jaka tam panowała. Moją szefową była kobieta ponad czterdziestoletnia, mężatka i matka dwójki prawie dorosłych dzieci. Na co dzień zgrywała surową szefową, nie uśmiechała się i ciągle nas wszystkich upominała; zdarzało się jej krzyczeć bez powodu. Bywała niesprawiedliwa i na początku wszyscy się jej baliśmy. Do czasu. Szybko okazało się, że podczas nie tak rzadkich imprez firmowych zmienia się nie do poznania. Upijała się do nieprzytomności i zaczynało się: opowiadała o swoim małżeństwie, dzieciach, nie szczędząc nam żadnych szczegółów. Wkrótce wszyscy wiedzieliśmy, że mąż nie zaspokaja jej seksualnie, nie chce z nią sypiać i ma kłopoty z potencją, a jej dzieci nie chcą się uczyć i są nieposłuszne. I że ona ma wszystkiego dość, że nienawidzi męża, i tak dalej, i tak dalej. Z czasem do tych jej narzekań zaczęły dochodzić przechwałki, z kim się przespała. Często byli to moi koledzy z równoległych stanowisk…
Łatwo przewidzieć, jaki był ciąg dalszy. Szybko przestaliśmy ją szanować. Część zespołu zaczęła się z nią spoufalać. Zwłaszcza koledzy pytali ją często, jak tam ostatnia noc z mężem i takie tam… Nie była głupia i szybko zorientowała się, że nie ma już nad nami władzy. I wtedy dopiero się zaczęło. Była coraz bardziej sfrustrowana, a swoją frustrację wyładowywała na nas. Zwłaszcza na najmłodszych i najmniej doświadczonych. Zaliczałam się do tej grupy. Musiałam wykonywać jej absurdalne i w gruncie rzeczy poniżające polecenia, które służyły tylko i wyłącznie manifestowaniu jej władzy przed tymi, którzy w wyniku jej pijackich zachowań przestali okazywać jej szacunek, należny szefowi.
Nie wytrzymałam. Po pół roku musiałam się zwolnić, bo czułam, że wysiada mi żołądek. Ze stresu. Koszmarnie pracuje się z kimś tak rozchwianym emocjonalnie. Cieszę się, że podjęłam taką decyzję. Współczuję tym, którzy tam zostali. Wiem, że ta kobieta wciąż zajmuje swoje stanowisko.
Krzysiek (26 lat, dziennikarz z Warszawy):
— Pracowałem w wielu gazetach. Prawie zawsze trafiałem na ludzi, którzy zachowywali się tak, że czasami nie chciało mi się wierzyć, że można być aż tak chamskim. Szef potrafił cofnąć mi planowany od pół roku urlop, kiedy już jechałem na lotnisko, na samolot, który miał mnie zawieźć do Maroka. Dlaczego? Bo ktoś się rozchorował i on nie miał ludzi do pracy.
Dwa dni później zwolnił w mojej obecności koleżankę (tak, wtedy właśnie, kiedy rzekomo nie było ludzi do pracy). Podszedł do jej biurka, kiedy pracowała, i zapytał czy ma karton. Powiedziała, że ma. — To świetnie, zapakuj w niego swoje rzeczy, już tu nie pracujesz.
Miał też w zwyczaju zapraszanie na dywanik dwóch pracowników naraz: jednego doświadczonego, z kilkunastoletnim stażem, drugiego – mnie lub jakiegoś innego początkującego dziennikarza. Mówił do tego doświadczonego: — Zobacz, jak pracuje Krzysiek. Jest młody, ambitny, ma pomysły i plany. A ty? Ty zdziadziałeś, osiadłeś na laurach, pracujesz byle jak. Wstydziłem się wtedy okropnie, a człowiek, który stał obok, czuł się skrajnie upokorzony. Wiedziałem dobrze, że to nieprawda, że się stara i naprawdę dobrze pracuje.
O, albo inny przykład. Pracował w naszej redakcji koleś, który miał nadwagę. Szef przychodził i mówił: — Znowu jesz! Na twoim miejscu robiłbym sobie krótsze przerwy śniadaniowe. Ja wiem, że pracujemy tu zadaniowo, ale dobrze ci radzę, jedz mniej i rzadziej, bo zobacz, jak ty wyglądasz!. To był mobbing w najczystszej postaci. Nikt jednak nie reagował, bo wszyscy się baliśmy utraty pracy.
Mogę powiedzieć, że mój szef był gnojem.
Ewelina (30 lat, specjalistka od projektów unijnych z Wrocławia):
— Ostatni projekt, w którym uczestniczyłam, trwał trzy miesiące. Naszą szefową była dwudziestotrzyletnia panna z doświadczeniem znacznie mniejszym, niż reszta zespołu. Dodatkowo po dwóch tygodniach pracy wyjechała na miesiąc na wakacje, zostawiając nas zupełnie samych z całą pracą. Mówiła, że będzie nami sterować zdalnie, via mail, że przyśle nam wszystkie wytyczne, że nam powie, wyjaśni, napisze…
Nie odzywała się, a jeśli już, to tylko po to, żeby zmieszać nas z błotem za jakieś wyimaginowane przewinienia, o których nie mieliśmy pojęcia. Kiedy wróciła, zaczęło się piekło. Nie potrafiła zaakceptować faktu, że wszystkie ważne decyzje zostały już podjęte, że jesteśmy tak zorganizowani, że nie jest nam już do niczego potrzebna. Skoro przez miesiąc sami się organizowaliśmy i wszystkie powierzone nam zadania wykonywaliśmy dobrze, terminowo, to dlaczego nagle mielibyśmy pytać, czy możemy wyjść na obiad?
Zaczął się terror. Miała do nas pretensje o wszystko i ciągle mieszała nas z błotem. Pewnie jakoś byśmy się dogadali, gdyby nie była taka chamska. Potrafiła powiedzieć: — Spier… do domu, bo wam autobus ucieknie, już, sio, sio!, albo ciągle dogadywać koledze na temat jego rzekomego homoseksualizmu. Pewnie uważała, że się tak z nami zbrata i że to jest śmieszne. Jej brak kultury osobistej przechodził ludzkie pojęcie. Czasami aż mnie zatykało… Straszyła nas, że „poleci nam po kasie”, wypytywała jednych pracowników na temat innych, zmuszając nas albo do kłamstwa, albo do donoszenia.
Kiedy minęły te trzy miesiące, odetchnęłam z ulgą. Skończyły się też moje kłopoty z bezsennością. Dopiero po jakimś czasie skojarzyłam, że nie mogłam spać przez moją szefową, której reakcji nikt z nas nie był w stanie przewidzieć. Do dziś nie rozumiem, kto i dlaczego mianował ją na stanowisko szefa, który przecież powinien świecić przykładem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze