Ambona, Kuria i Popielec
CEGŁA • dawno temuZnam się z Piotrem dwa lata, na maj zaplanowaliśmy ślub. Będzie w kościele, zgodnie z moim pragnieniem – Piotr oświadczył, że to jego symboliczny dowód miłości wobec mnie. Ostatnimi czasy zastanawiam się, czy może nie było w tym kpiny. Jego rodzina jest jawnie ateistyczna, a ja jestem wierząca. Mam wrażenie, że drwią ze mnie.
Kochana Cegło!
Znam się z Piotrem dwa lata, na maj zaplanowaliśmy ślub. Będzie w kościele, zgodnie z moim pragnieniem – Piotr oświadczył, że to jego symboliczny dowód miłości wobec mnie. Ostatnimi czasy zastanawiam się, czy może nie było w tym kpiny.
Z racji tego, że od kilku miesięcy jesteśmy narzeczonymi, często bywam w domu Piotra i vice versa. Moi rodzice lubią go i akceptują pomimo innego światopoglądu, co bardzo mnie cieszy, nigdy nie było żadnych niezręcznych incydentów, które mogłoby urazić czyjeś uczucia. Inaczej trochę rzecz się ma w rodzinie Piotrka, która jest bardzo jawnie ateistyczna, aż to przechodzi w rozbrykanie, jeśli mogę się tak wyrazić.
Jest to rodzina dość liczna: rodzice, rodzeństwo, dziadkowie, nie zaprzeczę, że bardzo inteligentna, wykształcona, otrzaskana po świecie. Mieszkają w ślicznym domu, „na kupie”, nikt się na razie nie pali do pójścia na swoje poza Piotrem. Widać, że dobrze im razem ze sobą, na kolacji przy stole zbiera się zawsze co najmniej 10 osób i to akurat ogromnie mi się podoba, sama marzę o stworzeniu dużej, zgranej rodziny. Jednak rodzaj żartów, dobór tematów rozmów mocno mnie razi, u nich jest to prawie zawsze pod hasłem „huzia na katolików!”.
Pamiętam, jak byłam u nich po raz pierwszy na oficjalnym proszonym obiedzie, był to piątek, a ja poszczę, więc nałożyłam sobie małą porcję sałaty z ziemniakami. Mama Piotra zatroskała się i powiedziała, że nikt jej nie uprzedził, że jestem wegetarianką. Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, o co chodzi, czemu nie nakładam mięsa. Ona na to wielkie oczy i mówi, że przecież mięso wolno NAM jeść nawet w Wigilię. „Co kto lubi” – odpowiedziałam, no bo co tu tłumaczyć na taką głupotę? To kwestia wrażliwości lub jej braku.
Oczywiście, zdarzają się fajne rozmowy o książkach, filmach, teatrze, ale najwięcej, choćby ostatnio, o związkach partnerskich – że o co chodzi z tą adopcją, przecież kobiety mogłyby adoptować dziewczynki, a mężczyźni – chłopców, i w ten sposób byłyby to normalne, zdrowe rodziny „bez mamusi” lub „bez tatusia”. Uszy mi więdną od takich pomysłów, powiem szczerze.
Gdy poszłam z siostrami Piotra na zakupy ciuchowe, przez parę godzin wypytywały mnie, jaką planuję suknię ślubną. Powiedziałam co nieco, ale bez szczegółów. Wierciły mi dziurę w brzuchu, przez resztę wyprawy podśpiewywały do mnie „Z wiankiem czy bez wianka?” i tak w kółko, ze śmiechem, oczywiście, zrozumiałam aluzję, ale nic ze mnie nie wydusiły, to chyba moja prywatna sprawa – to znaczy moja i Piotra?
Ostatni „najlepszy” dowcip, na jaki się zdobyli rodzice Piotra, to drwiące nawoływanie w Internecie, żeby wykazać się postawą obywatelską i koniecznie iść na wybory… nowego Papieża. Piotr wyraził również w rozmowie ze mną opinię całego swojego klanu, jak sadzę, że „Benek” miał więcej rozsądku i szacunku dla wiernych, niż „JP”, rezygnując w odpowiednim momencie, a nie trzymając się kurczowo władzy! Przyznam, że mocno się o to posprzeczaliśmy i mamy teraz chwilowe ochłodzenie.
Aha, byłabym zapomniała. Żeby obrazek był już kompletny, w zeszłym tygodniu rodzice Piotra przywieźli ze schroniska kolejnego psiaka (mają już dwie suczki, Ambonkę i Kurię). To jest piesek, mały, ciemnoszary, podobny do szopa, i oznajmili, że będzie się wabił… Popielec. Ja nie żartuję!
Bardzo kocham narzeczonego i właściwie dopiero ostatnie tygodnie dają mi poważnie do myślenia, czy różnice między nami nie są jednak zbyt wielkie? Jak wychowam dzieci przy „życzliwej” ingerencji takich klerożerców? Czy będę mogła bezkonfliktowo je ochrzcić, posłać do Komunii Świętej – czy już do końca moja religia będzie przedmiotem uciechy i żartów? A może i zarzewiem poważniejszych konfliktów w rodzinie? Przecież nie tego chcę dosłownie, żeby Piotr, poprzez małżeństwo ze mną, porzucił swoich rodziców i poszedł za mną – jako za tą biblijną żoną…
Agata
***
Kochana Agatko!
Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. Czy na bazie „dramatu”, jaki mi nakreśliłaś, mam Ci doradzić lub odradzić zerwanie zaręczyn? Traktujesz wszystko bardzo serio, nie na tym zatem ma chyba polegać moja rola. To by było skrajnie niepoważne.
Wydaje mi się, że wiele odpowiedzi na swoje wątpliwości mogłabyś uzyskać, rozmawiając z własnymi rodzicami, którzy sprzyjają Piotrowi, jak również ze swoim zaufanym kapłanem. Martwisz się bowiem o sprawy ceremonialne, z punktu widzenia ateisty drugo- lub nawet trzeciorzędne, taka jest prawda.
W każdym szczerym, niehołdującym konwencji związku ludzi wierzących czy nie, liczą się: wspólny system wartości, cele, marzenia, stosunek do siebie nawzajem. A poglądy etyczne i romantyczne nie dzielą aż tak bardzo chrześcijan od ateistów. U jednych i drugich ważna jest wyrozumiałość, tolerancja, dobro drugiego człowieka, szacunek, lojalność, odpowiedzialność. Tzw. przykazania są dość uniwersalne, czujemy to intuicyjnie. Choć nie dla wszystkich wszystkie są możliwe do przestrzegania, na przykład z powodu słabej woli, to jednak każdy mniej więcej się zgodzi, że złem jest oszukiwanie, krzywdzenie, zabijanie czy kradzież.
Istota każdej relacji stanowi sumę kompromisów po obu stronach – i rozmiar wynikającej z tego rachunku satysfakcji. Tu chciałam zwrócić Ci uwagę na fakt, że silniej (i na zapas) martwisz się wyrzeczeniami, które rzekomo zagrażają Tobie, nie cenisz natomiast otwartości Piotra wobec dzielących Was różnic, a jest On zapewne gotów na wiele jeszcze innych, istotnych gestów/ukłonów w stronę Twojego światopoglądu, byś była szczęśliwa i mogła żyć w godny według siebie sposób.
Nie dostrzegam również zagrożenia ze strony Jego rodziców. Przyjęli Cię do stołu i do życia jako narzeczoną syna, nie wyczuwam prześladowania, nie słyszę o stawianiu warunków. Jedyne, czego nie robią – a pewnie byś tego chciała? – to nie zmieniają się dla Ciebie i „pod” Ciebie, nie podlizują się, nie udają w Twojej obecności kogoś, kim nie są. Zamiast obłudy i upragnionego, a mocno przereklamowanego „taktu”, otrzymujesz szczerość, naturalność, może raz czy dwa zbytnią rubaszność, lecz spróbuj wykrzesać z siebie cnotę tolerancji:). Ci ludzie we własnym domu, otoczeniu, wieku – mają pełne prawo pozostać sobą, nie zmieniać się i nie grać. Zwłaszcza, że na mnie sprawiają wrażenie bardzo fajnych i wartościowych (podobnie zresztą, jak Twoi, dla odmiany wierzący rodzice). Cieszyłabym się, wchodząc do takiej rodziny. Przykro, że Ty owych plusów nie widzisz.
Pamiętaj, że Twoja wiara jest rzeczą intymną i wewnętrzną. A rodzina Piotra nie naśmiewa się z Twojej wiary, a jedynie podkpiwa z instytucji i osób kościelnych. W jaki więc sposób ich prywatne opinie o decyzji tego czy innego papieża mogą obrazić Ciebie? Mogłyby co najwyżej – w co głęboko wątpię – urazić papieża. Powinnaś koniecznie przemyśleć te sprawy i nauczyć się rozdzielać to, co powierzchowne, od tego, co istotne. Nie utożsamiaj się ze wszystkimi katolikami, nie bierz wszystkiego do siebie, krocz indywidualną ścieżką. Nie zapominając nigdy o filarach własnej wiary: wolnej woli i miłości bliźniego.
Jeśli mimo wszystko doszłabyś do wniosku, że Twoje instytucjonalne, aktywne uczestnictwo w życiu Kościoła na każdym etapie jest rzeczą fundamentalną, wówczas kwestię małżeństwa – zawsze poważnego zobowiązania — trzeba koniecznie przedyskutować raz jeszcze. Chodzi o to, byście z Piotrem nie cierpieli oboje, kiedy okaże się z czasem, że Wasze drogi i priorytety kompletnie się rozjeżdżają. Owszem, wiele rzeczy da się pogodzić, ale nie wszystko. Nie żyjemy wyłącznie miłością, czystą, abstrakcyjną — czasem inny zew, rodzaj powołania czy uduchowienia, okazuje się silniejszy.
No i przydałaby się odrobina luzu. Założę się, że za rzadko się uśmiechasz. Mnie na przykład imiona czule przygarniętych (!) zwierzaków ubawiły do łez. Ty usztywniasz się i we wszystkim węszysz potwarz. Będziesz miała własne psy – nazwiesz je, jeśli zechcesz, imionami proroków i wielu ludzi tym rozśmieszysz, zapewniam. Ale czy jest się czym oburzać?
Z nadzieją wiele szczęścia Ci życia, z wiankiem czy bez.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze