Czy to zdrada?
CEGŁA • dawno temuPonad rok temu wyjechałam do pracy do Irlandii. Mój chłopak został w Polsce. Przez pewien czas było dobrze, ale potem zaczęłam „świrować”. Poznałam wielu mężczyzn i z wieloma flirtowałam. Nie chciałam zdradzić mojego mężczyzny. Niestety, to się stało. I to dwa razy. To znaczy, z nikim się nie kochałam, ale było blisko. Wróciłam do kraju i czuję się podle. Bardzo tego żałuję.
Droga Cegło!
Jestem z moim chłopakiem od ponad 4 lat. Bardzo się kochamy i planujemy wspólną przyszłość. Stało się jednak coś, co nie pozwala mi normalnie funkcjonować i być szczerą wobec niego.
Ponad rok temu wyjechałam z siostrą na wakacje do pracy do Irlandii. On w ostatniej chwili zrezygnował, bo dostał bardzo dobrą posadę w Polsce, ale z kolei siostra z powodu choroby musiała szybko wrócić do kraju. Zostałam sama i nikt nie mógł mnie kontrolować. Przez pewien czas było dobrze, ale potem zaczęłam „świrować”. Poznałam wielu mężczyzn i z wieloma flirtowałam. Nie chciałam zdradzić mojego mężczyzny. Niestety, to się stało. I to dwa razy. To znaczy, z nikim się nie kochałam, ale było blisko i tylko myśl o nim mnie przed tym uratowała.
Wróciłam do kraju, czułam się podle. Myślałam, że będzie między namikoniec, bo nie mogłam mu patrzeć w oczy, ale on tak bardzo cieszył się z mojego przyjazdu… Nie mogłam go zranić. Tak długo czekał… Wiele razy pytał, czy go nie zdradziłam, a ja kłamałam. Nawet urządzałam sceny z płaczem, żeby tylko mi wierzył. A to wszystko dlatego, że nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Bardzo żałuję tego, co zrobiłam. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, w ogóle bym nie wyjechała. Wstyd mi za siebie, gdy pomyślę o tym wszystkim. Teraz kłamstwo goni kłamstwo, jedno pociąga za sobą kolejne. Czasem, nawet kiedysię kochamy, potrafi przyjść mi do głowy myśl "co by było, gdybym się w porę nie opanowała?". Myślę o tym, kiedy on pyta, czy go kocham i kiedy mówi, że ufa mi bezgranicznie, bo jest pewien moich uczuć. A ja czuję się wtedy jak podła szmata. Ale wiem, że kiedy powiem mu prawdę, wcale nie będzie lepiej. Nawet jeżeli mnie nie zostawi, to będzie o tym cały czas pamiętał i nigdy nie przebaczy… Nie zaufa…
Były już momenty, że chciałam z tym wszystkim skończyć, zostawić go bezpodawania powodu, przecierpieć i znaleźć kogoś innego, a jemu dać szansę naznalezienie kogoś, kto będzie go wart. Ale nie umiem tego zrobić. Kiedy patrzę na niego, wiem, że jest tym jedynym, wymarzonym.
Niedawno poprosił mnie o rękę, ja się oczywiście zgodziłam. Ale boję się, że po ślubie wciąż będzie mnie to dręczyć i zniszczę przez to nasz związek. Zupełnie nie wiem, co mam robić. Odwołać wszystko i uciec? Zostać i dalej pokutować w milczeniu za swoje czyny?
m.
***
Droga m z kropką!
Sama jestem w kropce, bo nie bardzo rozumiem, za co konkretnie miałabyś pokutować (w milczeniu lub głośno), skoro – wybacz – wedle tego, co piszesz, nic się de facto nie stało…
Jedno jest pewne: Ty pewna nie jesteś. Niczego. Ani swoich uczuć, ani tego, że jesteś warta uczuć swojego faceta. I lubisz się umartwiać. Zaczęłaś tak frapująco… „Nikt nie mógł mnie kontrolować”. A spytam z ciekawości — skąd po 4 latach związku pomysł, że musisz być w ogóle kontrolowana?
Wyjazdy i wyjazdowe rozłąki są od pewnego czasu standardem, były zresztą 20 lat temu, 40 lat temu, nic nowego pod słońcem. Zawsze są czasem pewnej próby. Na pewno słyszysz zewsząd o rozpadających się rodzinach, tragediach… Was, jak sądzę, na razie to nie dotyczy. Bardzo bym chciała – zwłaszcza, że kochasz z wzajemnością swojego chłopaka – byś nie wyolbrzymiała zanadto swoich emigracyjnych przeżyć i nie pozwoliła na to, by kilka trywialnych, ludzkich sytuacji zniszczyło Ci perspektywę ułożenia sobie życia z ukochanym człowiekiem.
„Kłamstwo” to ciężkie słowo – zastanów się nad jego wagą. Co właściwie masz do ukrycia? Kilka „krzywych” myśli po bilardzie? Czy przypadkiem nie przesadzasz? Niewielu z nas dziś sięga wojennego ideału naszych dziadków i pradziadków, wiernych sobie po grób, bez żadnych pokus, nawet w myślach… Tamte czasy były cudowne, pielęgnacja wspomnianego ideału – bezwzględna i na swój sposób naturalna. Być może zostałaś wychowana w takim właśnie duchu – na przekór okrutnemu przyspieszeniu czasów dzisiejszych. To piękne. I w związku z tym każda myśl „w bok” napawa Cię niewyobrażalnymi wyrzutami sumienia…
Może powiem Ci tak od siebie, bardzo osobiście, ale też na bazie obiektywnych obserwacji i doświadczeń – nie kieruję się tutaj żadnym „przeważającym” systemem wartości czy schematem, a jedynie statystyczną powtarzalnością sytuacji… Otóż, wybacz trywialność, dłuższa rozłąka NIGDY nie służy bliskości! Nie mówię o dwutygodniowym wypadzie na wczasy odchudzające z koleżankami czy na wspinaczkę w Tatry z kolegami, lecz o dłuższym wyjeździe, nazwijmy rzecz po imieniu, w celach naukowo-ekonomicznych… Nawet jeśli cel jest słuszny – zapewnienie sobie lepszego startu w życiu, nic w tym złego – trzeba się liczyć z konsekwencjami emocjonalnymi. W Twoim wypadku jednak są one ogromne, niewspółmierne do tego, co się naprawdę stało (zakładam, że napisałaś mi szczerą prawdę). Problemem nie jest zaufanie chłopaka do Ciebie, lecz Twoje zaufanie: wobec niego i wobec samej siebie. Wyluzuj!
Maltretowaniem się możesz łatwiutko zniszczyć ten związek.
Jednak – sama wiesz najlepiej.
Życzę Ci odrobiny obiektywizmu i spokoju.
Cegła.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze