Ferie po damsku
URSZULA • dawno temuTak więc po wyjeździe Kamila postanowiłam spędzić ferie po damsku. W sumie to chyba nie będzie nic ciekawego, właściwie nawet nie wiem, czy robię to właściwie. Trochę chodzę po sklepach (ktoś jednak tak ułożył ten świat, że większość wyprzedaży przypada na sesję), do kina i na plotki z koleżankami.
Dzisiaj jednak spotkała mnie rzecz straszna. Z dotkliwej nudy postanowiłamspotkać się z którymś i dowiedzieć się co słychać u moich starych znajomych.Starych to znaczy takich, z którymi byłam blisko kiedyś, ale z którymiprzyjaźnie kończyły się jakoś tak same z siebie, bez dramatycznych wydarzeń.
Wzięłam do ręki notes i zaczęłam wykręcać numery po kolei. Są ferie, małokogo mozna zastać, więc udało się dopiero przy "E". Z Elizą nie widziałam siędobry rok, dziewczyna strasznie się ucieszyła, że mnie słyszy, wymieniłyśmyrozmaite grzeczności, po czym, gdy usłyszała, że mam ochotę się spotkać,pogadać, zaprosiła mnie na urodziny swojego nowego chłopaka, do którychsię szykowała.
I tu zaczął się koszmar. Moja "była" koleżanka przez całą imprezę traktowałamnie jak biedną, zagubioną w życiu istotę (no bo skoro doszło już do tego,że do niej dzwonię, to naprawdę oznacza to, że nie mam faceta, ani żadnychznajomych i jestem ogólnie życiowym "przegrańcem", muszę AŻ dzwonićdo swoich byłych przyjaciół, żeby w ogóle wyjść z domu). I do tego całyczas opowiadała mi, jakie to ona ma wspaniałe życie, kochającego faceta,cudowne przyjaciółki itd., podlewając wszystko to sosem "zawsze możeszdo mnie zadzwonić". Po 2 godzinach opuściłam to miejsce wręcz z bólemgłowy. Eliza ani razu nie spytała się, co u mnie słychać.
---
Sporty zimowe prześladują mnie i kiedyś zniszczą mi życie. Kamil wróciłz uszkodzonym kręgosłupem. Oczywiście nie na stałe, ale musi przez jakiśmiesiąc nosić beznadziejny kołnierz. Kara za to, że postąpił samolubniei mnie nie zabrał.
Poszłam dzisiaj odwiedzić Elę i zastałam ją, jak z Marcinem oglądaliskoki narciarskie. Wspominałam już, że nie lubię uprawiać sportu, teraz jestokazja dodać, że nie lubię go oglądać. No bo co to za radość patrzeć, jak bandafacetów goni za pęcherzem po to, żeby go wbić do bramki (nonsensem do kwadratujest robienie tego w basenie), albo jak to ma miejsce w przypadku skoków narciarskich,przymocowuje sobie do nóg deski i żjeżdża z wielkiej góry, po czym przez chwilę leciw powietrzu, wyglądając — przynajmniej w moich oczach — idiotycznie. Nic na to nie poradzę.
Ale ponieważ chciałam być grzeczna, od progu zapytałam: "No jak — Małyszteż skacze?" Ela i Marcin obrzucili mnie spojrzeniami, w których malowało sięosłupienie pomieszane z potępieniem. Po chwili ciszy Marcin powiedział, że chciałbyzobaczyć scenę, w której podchodzę do tych kibiców polskiej reprezentacji,wymachujących flagami, odzianych w fikuśne czapeczki, którzy przejechali setkikilometrów i stoją teraz na siarczystym mrozie w oczekiwaniu na swojego niepozornegoidola i tym samym tonem pytam: "No jak — Małysz też skacze?"
Długo zastanawialiśmy się, czy nie runąłby przypadkiem ich światopogląd.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze