Jaki jest twój szef?
ALEKSANDRA POWIERSKA • dawno temuZe świeczką można szukać osoby, której chociaż raz nie zdarzyło się narzekać na swojego przełożonego. W końcu nawet najwspanialszy szef na świecie ma swoje wady. Ale są wśród nas tacy, którzy mają ewidentnego pecha i podejmując pracę trafiają na kierowników, z którymi naprawdę ciężko wytrzymać. Co sprawia, że na samą myśl o szefie chcemy ciskać piorunami?
Zuza, Agata, Magda i Julia – cztery młode i ambitne kobiety opowiedziały mi, a właściwie stworzyły „portrety psychologiczne” swoich szefów. Na tej podstawie wyróżniłyśmy typy kierowników, od których lepiej trzymać się z daleka. W końcu dobrze prosperująca firma to taka, w której szanowane są prawa pracownika, a ludzie odnoszą się do siebie z należytym szacunkiem. Jak widać to jedno z większych wyzwań współczesnych pracodawców.
Typ I pseudo profesjonalista
Zuza (27 lat, branża: marketing, Poznań):
— Jest wiele rzeczy, które denerwują mnie w przełożonych, ale jedna szczególnie – brak profesjonalizmu. Szef zatrudnił mnie mając świadomość, że nie mam wiedzy dotyczącej moich nowych obowiązków. Miał mnie wszystkiego nauczyć – to był warunek. Skończyło się na tym, że dawał mi zadania do wykonania, kazał samej zdobywać wiedzę i wymagał perfekcji. Wyszło mi to na dobre, bo wszystkiego nauczyłam się samodzielnie, ale od niego nie dowiedziałam się zbyt wiele.
Nieciekawa była również atmosfera, jaką wprowadzał w pracy. Oczekiwał od zespołu wiecznego entuzjazmu, niezbyt szczerego niestety. Bo jak tu znaleźć w sobie entuzjazm, skoro krytykował każdy projekt, ale nie mówił, jak go poprawić? Wszystko sprowadzało się do tego, że generalnie nie potrafił zarządzać własną firmą. To młody mężczyzna, któremu wydawało się, że o świecie biznesu wie wszystko. Niestety tak nie było. Niezbyt duża wiedza na temat zarządzania zespołem sprawiła, że nie umiał motywować ludzi do pracy. Nie potrafił ich ani docenić, ani odpowiednio przywołać do porządku. Efekt był taki, że jedni pracowali za dwóch, a inni nie dotrzymywali terminów. A klient widział tylko tyle, że firma jest nieprofesjonalna i nie wywiązuje się z założonych celów.
TYP II Najlepszy przyjaciel
Agata (25 lat, branża: IT, Toruń):
— To, czego po prostu nie toleruję u przełożonych, to zwroty typu: misiu, jak tam dzień mija?, cześć lalka, zrób mi kawusię. Tak właśnie mówił do mnie mój szef. Podobno to ma budować luźne i partnerskie stosunki, ale dla mnie jest po prostu uwłaczające!
Druga sprawa to gra w dobrego policjanta, gdy tak naprawdę jest się tym złym. Przy rozpoczęciu pracy, umawiałam się, że będę w biurze dorywczo raz w tygodniu – ostatecznie za te same pieniądze siedziałam 15 dni w miesiącu i jeszcze ciągle były pretensje. A dodam, że praca miała charakter zadaniowy. Do tego dochodziła jeszcze kompletna dezorganizacja. Szef przynajmniej raz dziennie przychodził i mówił: nie, nie, tym dziś się nie zajmuj, szkoda czasu — mamy ważniejsze rzeczy. Tylko przez kolejne dwie godziny nie potrafił wyjaśnić jakie. W efekcie z nowym zadaniem przychodził na tyle późno, by ludzie zostawali po godzinach. Bo przecież projekt był na wczoraj! Jednocześnie zawsze powtarzał, że można do niego przyjść z każdym problemem, że zawsze pomoże, bo on jest dla nas… Na szczęście już nie muszę z nim pracować.
TYP III Matrix
Magda (35 lat, branża: reklama, Gdańsk):
— Mnie najbardziej irytował brak możliwości skontaktowania się z szefem, kiedy każdy projekt zależał od jego decyzji. Był wiecznie nieuchwytny. Wpadał do biura na dziesięć minut tylko po to, aby poinformować, że nie ma czasu ze mną porozmawiać. Na maile nie odpowiadał wcale, albo po tygodniu. Najgorsze było to, że umawiał się ze mną na konkretny dzień i godzinę, specjalnie w tym celu przychodziłam do biura (teoretycznie miałam zdalny system pracy), a on przychodził bądź – co gorsza – tylko dzwonił z informacją, że go nie będzie i nie ma dla mnie czasu. Oczywiście spotkanie miało być bardzo pilne. Oczekiwał ode mnie, abym wszystko przesyłała do jego akceptacji. Nigdy nie miał czasu tego przejrzeć, a potem dziwił się, że klienci nie dostają projektów na czas. Wszystkie bowiem czekały na jego akceptację. On miał swoje dwa światy – w jednym mnóstwo czasu i kontrolę nad każdym projektem, a w drugim – niestety tym rzeczywistym, panował wieczny chaos.
TYP IV Kolega Freuda
Julia (29 lat, branża: hotelarstwo, Warszawa):
— Dwa lata temu zostałam przyjęta do pracy jako sekretarka i tak się złożyło, że dzieliłam biuro z szefem! Miałam zajmować się pracami czysto administracyjnymi: wystawianie faktur, wypisywanie umów, kontakt z partnerami biznesowymi, etc. Tymczasem po sześciu miesiącach zastanawiałam się, czy nie powinnam zacząć studiować psychologii. Mój były szef codziennie opowiadał mi historie ze swojego życia, dzielił się problemami. Po pół roku wiedziałam wszystko – jakie miał dzieciństwo, kiedy pokłócił się z żoną, jakie ma problemy z dziećmi, ile wydał na nowy telefon i co sądzi o każdym z pracowników. Szczególnie ten ostatni aspekt był uciążliwy, bo ja naprawdę lubiłam koleżanki i kolegów z pracy. Ktoś mógłby zapytać się, dlaczego nie powiedziałam wprost, że nie jestem psychologiem i nie chcę tego słuchać. Otóż mówiłam, ale to nie działało. Zresztą szef nigdy nie wymagał ode mnie żadnej rady, czy odpowiedzi, miałam po prostu słuchać. To był taki psychoanalityk sam dla siebie.
Zuza, Agata, Magda i Julia zmieniły pracę. Dwie z nich prowadzą własne firmy i są szefem same dla siebie, jak twierdzą całkiem znośnym. Magda trafiła do korporacji, gdzie ma bardzo ściśle określone obowiązki, a swojego szefa widzi raz w miesiącu albo i rzadziej. Julia z kolei założyła rodzinę i obecnie opiekuje się swoją półroczną córeczką. Cały czas zastanawia się, czy nie za późno już na studia z psychologii…
A Wy z jakimi szefami miałyście do czynienia? Może któryś z nich wpisuje się w jeden z opisanych powyżej typów?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze