Zwrot do nadawcy
MARGOLA&KAZA • dawno temuW tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz, mawiają. Z której strony by na to nie patrzeć, mają rację. Począwszy od nieodwzajemnionych miłości, gdy jedno pragnie, a drugiemu nie w smak, skończywszy na związkach, w których nie tylko dwojgu naraz się nie chce, ale w ogóle nikomu się nie chce.
Czasem myślę sobie, że życie we dwójkę przypomina trochę grę w ping-ponga. Tak długo piłka jest w grze, jak długo obydwoje graczy przykłada się do tego, by w nią trafiać i odsyłać do drugiej strony. I – niestety – wiąże się z całkiem niemądrym traktowaniem współgracza jako przeciwnika. Gdy miast na przyjemności samej gry, rozrywce – skupiamy się na tym, by wygrać za wszelką cenę – sytuacja traci na normalności.
A kiedy przychodzi taka chwila, gdy chce się jeszcze i wciąż jednemu, a drugi już myślami buja po nowym, lepszym życiu – bądź starym utraconym – a jest to na kilkanaście kroków przed tym, kiedy nie chce się już nikomu – to chwila taka jest szczególnie trudna. Kiedy każdy uśmiech, dobry gest wraca samoczynnie z napisem „zwrot do nadawcy”, kiedy serdeczne słowa zawisają w ciężkiej próżni, gdy pytanie długo brzmi echem w chłodnych ścianach, a zza gazety próżno doczekać odpowiedzi… Cóż wtedy?
Być może to ostatni dzwonek. Czas, by jeszcze wstrząsnąć sobą, partnerem, życiem. Wykrzesać to, co jeszcze wykrzesać można. Może wskrzesić, może zatrzymać na progu. W takiej wzajemnej obcości robi się za dużo pustego miejsca. Za dużo osobności. Człowiek jest istotą raczej stadną, jeśli poszukuje partnera, to nie po to, by na nowo zyskać samotność, pogłębioną o rozczarowania życiem we dwójkę.
Ludzkości kochana, ludzkości z prądem płynąca, stańże Ty na chwilę trochę i przyjrzyjże Ty się sobie. Gdzieś Ty się tak zabiegała, coś sobie egoizmem i roszczeniami zyskała. Czemuś się dała w piętkę sobie samej zagonić, ludzkich uczuć się wyzbyła, fundament sobie podkopała… Erotycznie rozwinięta, zmieniająca partnerów jak rękawiczki i kompletnie w budowaniu relacji nieporadna. Umiesz w Kosmos latać, z komputerem za pan brat, a jak przyjdzie dojrzale razem współdziałać, rodzinę tworzyć, dzieci wychowywać, gdzie posiałaś swoje umiejętności? Dziadków i babcie odsunęłaś na cudzy garnuszek, pracujesz całymi dniami, nierzadko i nocą, a dzieci chowają ci wynajęte piastunki (Żeby piastunki! Guwernantki raczej, co uczą, a serca nie wolno im okazać, bo matki zazdrosne). Dokąd zmierzasz, ludzkości cherlawa, ludzkości pogubiona, jakiż prąd Cię z sobą niesie i dokąd Cię rzuci…
Tak to mi się, Kazo, myśli. Duma mi się nad wykorzenieniem, nad rozchwianiem, nad tym naszym w kozi róg zapędzeniem. Ducha wspólnoty mi brak. Rytuałów. Kolein przez pokolenia żłobionych. Wysyłam sygnał pełen oczekiwania w przestrzeń, w międzyludzką przestrzeń… Mieszka jeszcze jakiś adresat pod wskazanym adresem?
Margola
***
Margolu,
Tradycją, i to wcale nie taką znowu nową, wydaje się być zaduma nad tym, do czego zmierza świat, a ludzkość w szczególności. Wniosek z tych rozmyślań tak samo tradycją uświęcony jest pełen pesymizmu. Świat się stacza. Udowodnione przez setki pokoleń, w tym i nasze. Zwłaszcza nasze.
Przecież pamiętamy jeszcze listy pisane odręcznie, na papierze. Na poczcie brudnym z kleju paluchem przyklejaliśmy znaczek w prawym górnym rogu i pisaliśmy adres zwrotny z tyłu koperty, potem skwapliwie ozdabialiśmy ten przyklejony brzeg z tyłu, na wypadek gdyby ktoś chciał otworzyć go nad parą. Pamiętasz ten słodki kleju smak? Fuj, przed świętami dostawałam mdłości od przyklejania tych wszystkich znaczków. Czasem jeszcze ustawialiśmy je w tajnym kodzie – wiem, że przyklejenie do góry nogami oznaczało jakieś gwałtowne uczucie, nie pamiętam tylko, czy z gatunku dobrych, czy złych. Wyobrażasz sobie, że te szczegóły kiedyś zanikną całkiem, jak umiejętność obsługi patefonu?
Tymczasem tu na Wyspie kultura Słowa Napisanego na papierze jest wysoka. Powinnam raczej powiedzieć — terror słowa napisanego. Szukałam ostatnio kartki okolicznościowej, w celu wysłania jej własnoręcznie napisanych w języku tubylczym słów podzięki za troskę i trud włożony w nauczanie mojego dziecka języków obcych, matematyki i sztuk artystycznych, dla pani nauczycielki. Normalnie, jak to przy końcu roku bywa. Świecka tradycja, kartki, kwiaty na ostatni dzień szkoły. Kartka, bo nie mogłam osobiście podziękować.
Stoiska z kartkami można tu znaleźć w prawie każdym sklepie. Są specjalne kartki na 1., 2., 3., 4.,… 100. urodziny, na wszystkie miedzy nimi upchane życiowe uroczystości. Na nową drogę życia, z nowym mężem, żoną, dzieckiem płci obojga, nową pracą, prawem jazdy, nowym samochodem, domem. Gratulacje z okazji zakończenia kursu (sprytnie ominięto, o jaki kurs chodzi, więc pasuje do kursu szydełkowania i do kursu pilotażu dżambodżeta w rozrzedzonym powietrzu dla leworęcznych), szkoły, kariery zawodowej, małżeństwa i życia w ogóle. Na wszystkie miłe i mniej miłe kościelne, państwowe, publiczne i osobiste uroczystości, jakie mogą człowieka spotkać, wszystkie możliwe i niemożliwe święta. Laurki dla mamy od córki, od wnuczki dla babci, od siostrzenicy dla bratanicy, od ojca kuzyna matki dla córki siostry teściowej z pierwszego małżeństwa… Są bileciki z podziękowaniami, przeprosinami i prośbami. Dla nauczyciela, szefa, podwładnego. Cale życie możnaby z tych kartek ułożyć, i to nie byle jakie życie, ale barwne, jak się patrzy!
Słowa w nich napisane są złotą czcionką, pełne fikuśnych wykrętasów, czasem dostojne czarno na białym sunące, rymowane frywolnie i z poetyckim zadęciem poważne. Wszystko tam ma miejsce na tych kartkach, oprócz miejsca na własny tekst, bo słowo napisane ma to do siebie, że nie cierpi konkurencji. Tak jest tam pięknie na tej trzeciej stronie wszystko skomponowane, że nawet sam podpis jakoś nieszczególnie wygląda. Nie mówiąc już o całym rzędzie literek ustawionych w postscriptum. Postscriptum wyślij w esemesie (też już tradycja). Toteż na święta, żeby już było wszystko zapięte jak trzeba na ostatni guzik, możesz kupić kartki z podpisem. Twoja pamiętająca córka z rodziną, kochający syn, ciocia z wujkiem i dziećmi, bez dzieci… do koperty, zaadresować i wiuuu, tradycję mamy z głowy.Tak to teraz wyglądają rozjeżdżone koleiny tradycji, nowych świeckich zresztą.
Pomyśleć, że nasze wnuki będą z łezką w oku wspominały esemesy, ktoś o starożytnej sztuce pisania listów może wspomni, a absolutnie nikt z towarzystwie nie będzie wiedział, co to do diabla był ten patefon?? O ile będą jeszcze wtedy jakieś towarzystwa. I o ile będą jeszcze jakieś wnuki, bo świat kochana idzie w takim kierunku, że kto wie….?
Twoja Kaza
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze