Starzeje się tylko ciało...
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuNikt nie chce być stary, ale wszyscy podlegają tym samym prawom fizyki i chemii. Ze swoją starością każdy musi zmierzyć się sam. Im dłużej żyję i im częściej patrzę na starych ludzi, tym częściej myślę, że starzeje się tylko ciało. W pomarszczonych, zawodnych powłokach babć i dziadków wciąż mieszkają dziewczyny i chłopaki. Są – tak samo jak wtedy, gdy mieli po dwadzieścia lat – spragnieni miłości, czułości i troski. Chcą uwodzić i być uwodzeni, pieszczeni i podziwiani. Łakną wrażeń, mają marzenia, pragnienia i żądze.
Nikt nie chce być stary, ale wszyscy podlegają tym samym prawom fizyki i chemii. Ze swoją starością każdy musi zmierzyć się sam. Im dłużej żyję i im częściej patrzę na starych ludzi, tym częściej myślę, że starzeje się tylko ciało.
Starszy pan, staruszek, starzec, staruch, dziad. Dziadek. W tramwaju ustępuje się im miejsca, pomaga wnieść siatki z zakupami. Niechętnie siadają, zawsze jadą blisko, jeden przystanek, dwa. Tak mówią, unosząc się honorem.
Kobiety – podobnie. Staruchy, baby, babony, posądzane ciągle o to, że po przychodniach chodzą i zawracają doktorom głowę. Zastęp moherowych babć, zainteresowanych tylko mszą świętą i żylakami, wątrobą i dobrym stolcem. Te w tramwajach siadają chętnie, należy im się przecież.Kiedy zaczęłam o nich myśleć inaczej?
Kilka lat temu, na pewnym podwórku, w słoneczny dzień. Na ławce obok siedziała para staruszków. Widok zwyczajny, powszedni jak chleb, bo co im innego zostało, jak na słońcu się powygrzewać w pierwszych wiosennych promieniach?
Ale coś mi w nich nie pasowało. Jakaś osobliwość nie pozwalała mi traktować ich jak elementu zwykłego miejskiego sztafażu. Chwilę się zastanowiłam, przyjrzałam.
Jej buty.
Kobieta na starych, zużytych, pokrytych siecią niebieskawych żył nogach miała przepiękne, balowe pantofelki. W dodatku machała nimi zalotnie jak dziewczynka, bo malutka była i nie sięgała nogami ziemi.
Był to widok porażający.
Założyłam swoje wielkie, ciemne, szpiegowskie okulary na pół twarzy i pogrążyłam się w obserwacji nieświadomej niczego pary. Już po kilku minutach wiedziałam, że oto oboje grają w znaną całej ludzkości grę miłosną – we flirt. Staruszka uwodziła staruszka, a on poddawał się temu chętnie. Ona machała nóżką, a on wodził za nią wzrokiem pełnym pożądania, jakby nie widział, że to noga starcza, schorowana i nabrzmiała. Kobieta kręciła swoim pięknym pantoflem we wszystkie strony, a mężczyzna łapczywie oblizywał usta gotowe do pocałunku.
I założę się, że nie myślał wtedy o swojej protezie.
W jednej chwili zrozumiałam, że starzeje się tyko ciało. W pomarszczonych, zawodnych powłokach babć i dziadków wciąż mieszkają dziewczyny i chłopaki. Są – tak samo jak wtedy, gdy mieli po dwadzieścia lat – spragnieni miłości, czułości i troski. Chcą uwodzić i być uwodzeni, pieszczeni i podziwiani. Łakną wrażeń, mają marzenia, pragnienia i żądze.
Potem trafiłam na wiersz Miłosza, który jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że starość jest tylko odchodzeniem i degrengoladą ciała, nie umysłu i duszy. Wieszcz w wierszu siedzi na lotnisku i karci się za to, że mimo sędziwego wieku wciąż ogląda się za młodymi dziewczętami. Nazywa siebie samego „starym dziadem”. Smutne i piękne zarazem.
Od tamtego czasu czuję, że mam misję. Niczym siostra miłosierdzia wędruję czasem po parkach, a kiedy starszego mężczyznę spotkam, który mi się przygląda, uśmiecham się do niego szeroko, zalotnie. Patrzą na mnie zawsze z wielkim zdumieniem. (Pewnie myślą, że jestem nienormalna. Co mi tam). Chciałabym, żeby znów choć na chwilę mogli wrócić do czasów, kiedy na froncie uśmiechały się do nich sanitariuszki (tak, tak, jestem skażona Czterema pancernymi), a świat był obietnicą i potencjalnością. Bo za młodu do wyboru jest wiele dróg; potem, z czasem ich ilość maleje. Na końcu zostaje tylko jedna – droga na cmentarz. Tak mawiała moja babcia. Wierzę jej, była mądrą kobietą.
Więc chodzę czasem po parkach i staję na środku drogi na cmentarz starych mężczyzn z ratlerami. Uśmiecham się do nich, mając nadzieję, że choć na chwilę znów poczują się widzialni, męscy, że wrośnie im poziom życiodajnego testosteronu.
Wiem, że i stare kobiety są młodymi kobietami w młodych ciałach. Kiedyś zapytałam pewną osiemdziesięciolatkę, czy może mi dać jakąś jedną dobrą radę? Bez chwili namysłu odpowiedziała: Zawsze dawaj mężowi – czy cię boli głowa, czy jesteś zmęczona – dawaj mu. Wtedy nie będzie miał siły na żadne skoki w bok.
Cóż, szczerze mówiąc, spodziewałam się zupełnie innej rady.
Po tej rozmowie pogrążyłam się w obserwacji kobiety od złotej myśli o dawaniu mężowi. Siedziałyśmy u kosmetyczki, czasu było dość. Miała wypielęgnowane paznokcie, udekorowana była złotą biżuterią, ubrana elegancko, pomalowana. Znów pomyślałam, że starzeje się tylko ciało. Ta kobieta wciąż była istotą seksualną, chciała się podobać, uwodzić. Tak samo jak ta z początku tekstu, ta od bucików i żylaków. Wiek czyni nas tylko bardziej starymi, napisał Michael Mead.
Zdaje się, że miał rację.
Szacuje się, że w Polsce w roku 2050 odsetek ludzi starych wyniesie 35% populacji. Tymczasem tylko 4% Polaków nie obawia się swojej starości. Pocieszam się, że jeśli w 2050 będzie nas tyle – staruszek i staruszków, będziemy mieli w czym wybierać. Będziemy siadywać sobie na ławkach w parkach (jeśli jeszcze parki będą istniały!) i będziemy się uwodzić, ile wlezie. (Co potem, się zobaczy).
A na lotniskach sędziwi wieszcze będą ze zdziwieniem obserwowali swoje erekcje.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze