Rekonstrukcja zdarzeń walentynkowych
MAGDALENA SZWARC • dawno temuPoniedziałek. 14 lutego 2005 roku. Godz. 14.30. Dzwoni telefon mojej koleżanki Fiony. Numer się wyświetlił, ale obcy, nie kojarzy go. - Dzień dobry – mówi kobieta w słuchawce. - Dzień dobry – grzecznie odpowiada Fiona. - Ja dzwonię z kwiaciarni. Mamy dla Pani kwiaty. Gdzie Pani będzie przez najbliższe dwie godziny? I potem, po dwudziestej? Zleceniodawca podał nam tylko telefon.
Poniedziałek. 14 lutego 2005 roku. Godz. 14.30. Dzwoni telefon mojej koleżanki Fiony. Numer się wyświetlił, ale obcy, nie kojarzy go.
— Dzień dobry – mówi kobieta w słuchawce.
— Dzień dobry – grzecznie odpowiada Fiona.
Głos obcej pani zawiesza się. W tle jakiś mężczyzna przez inny telefon klaruje dziecku, co ma zrobić po powrocie ze szkoły.
— Ja dzwonię z kwiaciarni. Mamy dla Pani kwiaty. Gdzie Pani będzie przez najbliższe dwie godziny? I potem, po dwudziestej? Zleceniodawca podał nam tylko telefon.
Ach, która kobieta nie marzy o takiej niespodziance. Ja marzę. Ale Fiona pozostaje niewzruszona.
— A od kogo te kwiaty? – pyta. Zrobiła się podejrzliwa, bo a nuż to seryjny morderca, co chce ją zamordować.
— Ja… nie wiem – pani w słuchawce się waha. Ale po chwili dzielnie brnie dalej — Jest tu jakiś liścik, ale ja go przecież nie czytałam – zarzeka się.
Fiona, nie wiedzieć czemu, nie dowierza. Próżność kobieca wzięła górę nad rozsądkiem, bo adres podała. Nie minęło 10 minut i zaczęła się zastanawiać:
14.39: - Ciekawe od kogo te kwiaty? Pewnie od Włodka. Tak, pewnie od niego. Rozmawialiśmy ostatnio i było coś o kwiatach.
14.50: - Nie, raczej nie od Włodka. Nie chciałabym dostać kwiatów od niego. Przecież się tylko lubimy. Byłby kłopot, co z tym fantem zrobić.
15.07: - To może od Mirka? Poznałam go tydzień temu… Wprawdzie nie wziął telefonu, ale może się dowiedzieć, mamy wspólnych znajomych. Ach, to byłoby piękne, dostać kwiaty od Mirka. On taki fajny jest. Inteligentny.
15.15: - A co, jeśli kwiaty są od Grzesia? Z przeprosinami? Nie, no co ty, głupia jesteś? Chyba nie w tym życiu. Zapomnij.
15.30: - Który z tych facetów może nie znać mojego adresu?
16.00: - One na pewno są od Włodka. Niestety.
16.12: - Ciekawe jakie to kwiaty… Surowy pęczek, tak jak lubię, czy raczej wiązanka z przybraniem? Zresztą, jakie to ma znaczenie. Z celofanem też jest fajna.
16.32: - Ale może jednak od Mirka?
Przesiadka się nie powiodła. Fiona przeoczyła przystanek.
17.03: - Och, jakie ładne. Żółto- fioletowe. Ciekawe od kogo dostała? – rozmyśla na widok cudzych kwiatów w autobusie.
17.17: - Czemu ten św. Walenty każe mi tyle czekać? Nie mógł zrobić tego jakoś… Ja wiem? Bardziej starannie?
17.32: - Ciekawe co jest w liściku napisane?
18.00: - A może się spóźniłam, przez ten autobus? Może kurier przyszedł chwile wcześniej i nie zaczekał?
18.11: - Kurcze, zaczyna mnie to już denerwować. Na niczym skupić się nie można, tylko ciągle te natrętne kwiaty: od kogo? Jakie?
18.27: - Ale miłe takie kwiaty przez kuriera.
19.00: - Święty się rozmyślił, czy co? Po cholerę w takim razie dzwonił?
19.22: - Oczywiście, że lipa. Która kwiaciarnia dzwoni i mówi: dzień dobry, tu kwiaciarnia? Gdyby to był prawdziwy dostarczyciel, to by powiedział: Tu Kwiaciarnia „Pod Tulipanami”. Dostarczamy kwiaty w każde miejsce Warszawy w 20 minut.
19.55: - Gdyby mu naprawdę zależało na niespodziance, to sprawdziłby mój adres. To nie jest trudne.
20.00: - Może przyjedzie osobiście? Dobra, zrobię sobie świeży makijaż. Może zdążę głowę umyć? A co będzie jak zadzwoni? Nie, to nie myję.
20.17: - Mam dość. Koniec tych Walentynek na ten rok! Do cholery.
20.34: Dzwonek domofonu.
— Kto tam?
— Kurier.
Starszy mężczyzna w szarym swetrze stanął przed drzwiami Fiony. Wręczył różę. Jedną. Czerwoną. Bez sreberka, za to z czerwonym „woalem”. Bez pokwitowania.
— Nie wiem od kogo. Do widzenia – powiedział.
I długa na schody. Ale w pół kroku się zatrzymał i zawrócił, ostukując sobie czoło otwartą dłonią.
— A, jeszcze liścik – wyciągnął kartonik z kieszeni. Bez koperty.
Kartonik Fionie nic nie wyjaśnił, gdyż nie zawierał podpisu nadawcy. Tylko poetycki limeryk o tym, w co Fiona ma się zmienić, żeby być wieczna. Na pewno dobra rada od serca. Popadła w depresję (no, melancholię, precyzyjnie mówiąc).
— Fionka, ty chyba raczej z tych bardziej stukniętych jesteś. Ciesz się, że kwiaty dostałaś – pocieszam ją jak umiem.
— Co ja poradzę, że jestem rozczarowana?
— Ale czym?
— No… tym czekaniem, tym swetrem, tym liścikiem. Jak można kobiecie w liście napisać, że ma się zmienić w coś innego niż jest?! I tym, że to nie od tego Walentego co trzeba. Od Włodka to ja nie chce. I co ja mam z tym zrobić? Cieszyć się?
— Daj spokój, ale ty nawet nie wiesz od jakiego, bo się nie podpisał.
— Ale jak to, myślisz, że to od Mirka? – otarła łzy, podniosła głowę i nuta nadziei zadźwięczała w jej głosie. Życie błysnęło w oku. Ja oczywiście też nie wiem od kogo, bo skąd.
— A co to za różnica od kogo? Kwiaty to kwiaty – staram się podsumować rzeczowo.
— Nie, no nie żartuj. Na prawdę myślisz, że to od Mirka? Jak od Mirka, to piękna. I czerwona! Poczekaj, zaraz znajdę jakiś wazon. W wysokim i szczupłym będzie jej ładnie. Może ten? – szczebiocze z zachwytem. Przymyka oczy. Wącha. — I jak ładnie pachnie… – uśmiecha się rozmarzona.
I bądź tu mądry człowieku. Chcesz sprawić przyjemność kobiecie, to przynieś jej kwiaty. Tylko nie każ jej się domyślać od kogo.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze