Dom Dziecka czy Dom Przemocy? Szokująca sprawa z Lidzbarka Welskiego
EWA ORACZ • dawno temuWróciła sprawa znęcania się nad dziećmi z domu dziecka w Lidzbarku Welskim. - Ja jestem tylko człowiekiem. Ode mnie się tylko wymaga, a nikt mi nie dał dobrych rozwiązań co robić w różnych sytuacjach – powiedziała była już dyrektorka domu dziecka. Znalazła więc sama rozwiązania „pedagogiczne” w postaci wylewania dzieciom na głowę nieczystości? Co naprawdę działo się w domu dziecka?
Wróciła sprawa znęcania się nad dziećmi z domu dziecka w Lidzbarku Welskim. — Ja jestem tylko człowiekiem. Ode mnie się tylko wymaga, a nikt mi nie dał dobrych rozwiązań co robić w różnych sytuacjach – powiedziała była już dyrektorka domu dziecka. Znalazła więc sama rozwiązania „pedagogiczne” w postaci wylewania dzieciom na głowę nieczystości? Co naprawdę działo się w domu dziecka?
W grudniu zeszłego roku olsztyńska policja otrzymała powiadomienie o stosowaniu przemocy wobec wychowanków domu dziecka w Lidzbarku Welskim. Ośrodek, a w zasadzie dwie sąsiadujące ze sobą placówki opiekuńczo-wychowawcze istniejące już od pięciu lat, miały do tej pory bardzo dobrą opinię. Okazuje się jednak, że wychowawcy z Lidzbarka mieli dość nietypowe „sposoby wychowawcze”, które wywołują szok i niedowierzanie. Poniżanie, polewanie głów pomyjami, smarowanie kałem i nakazywanie zakładania na głowę brudnych majtek to według wychowanków była codzienność w lidzbarskim domu dziecka. Opiekunów posądza się również o zamykanie dzieci za karę na kilka godzin w izolatce i wywożenie dziecka w nocy do lasu, z którego musiało samo wrócić. Jedna z podopiecznych przyznała, że pani dyrektor zabrała kiedyś na tydzień sztućce za to, że ginęły, wychowankowie musieli jeść palcami. Najdziwniejsze jest to, że zanim sprawa wyszła na jaw, w placówce dwa tygodnie wcześniej miała miejsce rutynowa kontrola, która nie wykazała żadnych uchybień. Pojawia się pytanie, jak wyglądają takie kontrole, co jest sprawdzane? Czy ktokolwiek w ich trakcie rozmawia z dziećmi? Czy takie kontrole są zapowiadane długo wcześniej?
Olsztyńska Policja wszczęła postępowanie zaraz po doniesieniu o przemocy i poniżaniu. Sprawa jest w prokuraturze. Dyrektorka ośrodka, jej zastępca i jeden z wychowawców zostali zwolnieni. Odsunięcia od kontaktu z dziećmi poprzedniego kierownictwa domagało się również biuro Rzecznika Praw Dziecka, które po skontrolowaniu placówki oceniło, iż mogło dochodzić tam do „naruszenia praw dziecka”. Od tamtej pory dzieci są pod stałą opieką psychologiczno-pedagogiczną. Kolejne kontrole przeprowadziło starostwo powiatowe z Działdowa, które powinno nadzorować lidzbarski ośrodek. Kontrola wykazała nieprawidłowości w postaci stosowania pozaregulaminowych kar. Trochę to musztarda po obiedzie, a kolejne kontrole następnych instytucji nie zmienią już przypuszczalnych aktów znęcania się nad dzieciakami. Czy to nie jest próba ratowania skóry przez poszczególne instytucje? Biorąc pod uwagę fakt, iż była pracownica domu dziecka z Lidzbarka, pani Teresa W. od kilku miesięcy podobno próbowała zwrócić uwagę na to, co się dzieje w placówce. Była kucharka pracowała w ośrodku cztery lata, jak powiedziała:
nie mogłam nic zrobić, bo dyrektorka każdego pracownika straszyła zwolnieniem.
Pani Teresa zaczęła działać, jak już nie pracowała w domu dziecka. Odwiedziła marszałka województwa, starostę i dyrektora Powiatowego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Urząd wojewódzki i POPR po przeprowadzeniu kontroli, nie stwierdziły nieprawidłowości.
Zaraz po wszczęciu dochodzenia dyrektorka placówki w rozmowie z dziennikarzami stwierdziła, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Podobno osobiście wylewała dzieciom na głowę nieczystości. Jak to skomentowała? Według niej była to zabawa, na głowę wylewała dzieciom wodę, a całość porównała do „biegania po szyszkach na koloniach”. Zaprzeczyła jakoby jakiekolwiek dziecko zostało wywiezione do lasu. Jaka jest prawda? Mam nadzieję, że się tego dowiemy. Jeśli zarzuty okażą się prawdziwe, to kto ponosi odpowiedzialność za zaistniałą sytuację? Kto obsadzał stanowiska w ośrodku? Jakim cudem takie zaburzone osoby, bo trudno dopatrywać się tu zdrowia psychicznego, trafiły do pracy z dziećmi? Może procedury rekrutacyjne na takie stanowiska są zbyt mało restrykcyjne? A co z resztą wychowawców, przecież na pewno pracowników było więcej niż jeden, który został zwolniony. Reszta nic nie widziała, nie reagowała?
Zabawa w wylewanie na głowę została uwieczniona przez kogoś na zdjęciach. Nie widać na nich dziecięcych wiwatów w tle i rozbawionych buziek, które raczej towarzyszą dziecięcym zabawom. Czy dowiemy się, co tam się naprawdę działo? Śledczy z prokuratury zapowiedzieli, że wszyscy wychowankowie zostaną przesłuchani w obecności psychologa.
Co będzie z dziećmi, jeśli zarzuty zostaną potwierdzone? Co zrobią dla nich wszystkie instytucje, które będą teraz zapewne szukały kozła ofiarnego i przerzucały się winą? Ta sprawa to prawdopodobnie kolejny przykład na to, że do pracy z dziećmi trafiły niewłaściwe osoby. Przypomnę niedawną sprawę z zaklejaniem dzieciom buziek (pisaliśmy o tym tu). Tam na szczęście dzieciaki mają oparcie w rodzicach. Do kogo mają się zwrócić maluchy i nastolatki z ośrodków opiekuńczych? Kto będzie o nie dbał, skoro najbliższe otoczenie w postaci opiekunów zawodzi. Komu mają zaufać? Jaki przekaz dostaną na dorosłe życie? Pytanie skierowałam do naszej ekspertki, psycholożki,trenerki rozwoju osobistego Agnieszki Ostrowskiej.
— To co spotkało dzieci w Lidzbarku Welskim, nie pozostanie bez wpływu na ich dalsze życie. Niezależnie od pomocy psychologicznej, jaką dzieci teraz zostaną objęte, na początku świeże, a z upływem lat przygaszone wspomnienia koszmarnych wydarzeń z domu dziecka będą z nimi na zawsze. Niestety.
W najbliższym czasie dzieci mogą bać się dorosłych, a zwłaszcza nowych opiekunów i wychowawców, być pełne nieufności i obaw wobec wszystkiego, czego będą doświadczać.
Młody, kształtujący się psychicznie i emocjonalnie człowiek, który wielokrotnie doznał odrzucenia, upokorzenia, poniżenia i przemocy, który nie raz już utracił poczucie bezpieczeństwa i wiarę w dobrą opiekę dorosłych, traci grunt pod nogami. Gdy dziecko doświadcza przemocy, zazwyczaj siebie wini za to, co je spotkało, uważając się za gorsze, niewarte miłości i troski. Poczucie bycia bezwartościowym, nieważnym i niepotrzebnym będzie miało wpływ na całe życie. Za wszelką cenę może chcieć udowodnić innym, że wcale nie jest tym gorszym, wplątując się przy tym w różne niedobre i niebezpieczne sytuacje międzyludzkie. Może na siłę starać się o uznanie i sympatię ludzi, czy też odsunąć się od otoczenia w obawie, że każda bliższa relacja niesie za sobą w efekcie ból i cierpienie. Na jego drodze mogą stanąć niebezpieczne używki, narkotyki lub inne formy kompensowania trudnych emocji.
Człowiekowi wzrastającemu w braku poczucia własnej wartości zawsze będzie trudniej żyć, dbać o siebie, cieszyć się życiem, odnosić sukcesy, doświadczać zdrowych i bezpiecznych relacji z innymi ludźmi.
Nie jest to niemożliwe, jednak aby to osiągnąć, czeka go długa i bolesna droga pracy nad sobą, lata terapii, trudnych przeżyć i poszukiwania siebie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze