Anoreksja. Głodne ciało, głodna dusza
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuMottem naszej współczesności jest „bądź doskonała”. Ten bieg ku perfekcji w każdej dziedzinie prowadzi nas na zgubną ścieżkę. Goniąc za ideałem życia, gubimy siebie. Trudno nie zgodzić się z Wojciechem Eichelbergerem, który w jednym z wywiadów mówi: W krzywym zwierciadle anoreksji i bulimii widać karykaturalne odbicie naszej cywilizacji, która w dążeniu do perfekcji unicestwia samą siebie.
Ciepłe dni skłaniają do uważniejszego przyjrzenia się swemu ciału. Letnie sukienki nie kryją niedoskonałości tak dobrze, jak gruba kurtka. Prawie każda z nas dostrzega jakieś niepotrzebne fałdki, wystający brzuch lub niezbyt jędrne pośladki. Wiosna to czas pospolitego ruszenia po szczuplejszą sylwetkę i zdrowszy wygląd.
Kobiece magazyny zapełniają się opisami diet, sesjami z modelkami w bikini i reklamami środków odchudzających. Nagle wszystko i wszędzie zaczyna przypominać, że odchudzanie to nasz obowiązek. Dzisiaj wszystkie powinnyśmy wyglądać młodo, ładnie i szczupło. To wymóg współczesności! Tak zdają się mówić media. Tak myślą wszyscy wokół. I tak same zaczynamy myśleć.
I nie byłoby nic złego w chęci bycia ładną i szczupłą, gdyby ta chęć nie zmieniała się w przymus, doprowadzający do samozniszczenia. A tak niestety się dzieje, kiedy pod pozorem dążenia do doskonałości ukrywa się niezgoda na przyznanie sobie prawa do istnienia takim, jakim się jest. Łatwo o brak samoakceptacji szczególnie wtedy, gdy dojrzewanie to deficyty miłości.
W Polsce co druga nastolatka uważa, że jest za gruba. To bardzo dużo. A wkrótce może być jeszcze więcej, bo wraz z rozwojem cywilizacyjnym znika zdrowy model człowieka szczęśliwego wśród bliskich a na jego miejsce pojawia się obraz człowieka sukcesu i coraz większa presja na osiąganie najlepszych wyników, zdobywanie bogactwa i najnowszych gadżetów. Im lepiej kraj rozwinięty, tym większe problemy w relacjach z ludźmi, tym większe wymagania w stosunku do wiedzy i wyglądu, i tym większe zaburzenia w odżywianiu. Tak mówią statystyki. A potwierdzają to słowa dziewczyn uwikłanych w anoreksję.
Sweet motyl pisze na swoim blogu: Teraz wyglądam, nie oszukujmy się, jak gruba świnia. Przy moim wzroście (169) ważę 54 kg. Czarna rozpacz. Chcę zacząć moją drakońską dietę, połączoną z głodówką i ostrymi ćwiczeniami. Wierzę, że to mi pomoże. Z utęsknieniem czekam na anoreksję. Tylko ona może dać mi szczęście, tylko ona może mi pomóc. Niczego więcej nie chcę, chcę być znowu chuda… lekka… wspaniała… Chcę ANOREKSJI!!!!! Nie wiem, czy osiągnę ten cel, co 3 godziny robię po 300 brzuszków (jak się jest grubym więcej się nie da) i od rana jestem na wodzie.
Anorektyczki to często ambitne, inteligentne dziewczyny przekonane, że wszystko mogą mieć pod kontrolą. Perfekcjonistki. Ale czy naprawdę zależy im tylko na szczupłej sylwetce?
Pyzolinka 27 pisze na forum: Właściwie, to nie uważam się za anorektyczkę. Chociaż coraz więcej osób mówi mi, że nią jestem. Ale mówią to w żartach… Zawsze uważałam się za grubą. (…) Mam 176 cm i ważę 53 kg. Z tego, co pamiętam zaczęło się od… hmmm po prostu zrobiło mi się smutno, bo wróciłam do domu, a mamy nie było. Płakałam. Bo nie było jej w domu!… (…)Sama nie wiem, po co to wszystko piszę… Może chcę, żeby ktoś mnie usłyszał, (?). W domu nic. Czasem sama poruszam temat anoreksji i bulimii, ale nikt nie łapie, o co mi chodzi. Dlatego staram się o tym nie mówić, ale to jest strasznie trudne… I znowu dwie dusze — jedna woła o pomoc, a druga uważa, że jest gruba…
Anorektyczki szukają miłości, szukają kogoś, kto pokocha je bezwarunkowo. Tak powinni kochać rodzice. Ale czy kochają?
Ania na anoreksję zaczęła chorować już w gimnazjum. Jakie problemy może mieć ta ładna dziewczyna, zastanawiało się otoczenie. Bogaty dom, wykształceni rodzice, wysoki standard życia, starsza siostra po kilku fakultetach. Wokół sama doskonałość. A w pewnym momencie Ania przestała do tego modelu przystawać. Nie chciała wyglądać jak grzeczna dziewczynka i przynosić ze szkoły samych piątek. Przestraszeni rodzice zaczęli prowadzać ją na kolejne spotkania z psychologami. Żaden nie chce jej „naprawić” tak, jak tego sobie życzy matka i spowodować, żeby zaczęła się dobrze uczyć. Po latach Ania wyznała ze smutkiem: Moja matka powtarzała często, że mam się uczyć, by w przyszłości zarabiać dużo pieniędzy, bo przecież oni teraz we mnie inwestują, żebym potem ja ich utrzymywała. Czułam się jak lokata bankowa a nie ich dziecko. Nie jadłam, bo w ten sposób kierowałam uwagę na mnie a nie na moje wyniki. Musiałam wyglądać jak szkielet, żeby przestali martwić się trójami a zaczęli przejmować się moją wagą.
Podobnie było z Iwoną. Moi starzy nie chcieli zauważyć, czy też głośno powiedzieć, że ich córa jest rzygaczką – wspomina. Bali się? Może trochę. Raczej tak było im wygodniej. Na pierwszą prośbę o psychologa mama zapytała — a wiesz, ile by to kosztowało? No to się zamknęłam (…) a na psychologa i tak musiała mi w końcu dać, jak skończyłam po raz kolejny wyglądając jak ufolud z głową umieszczoną na patykowatym ciałku z megadeprechą, modląc się przed snem żebym się nie obudziła.
W sumie to nie ja im powiedziałam, tylko ludzie zarzucali mojej starszej, co z ciebie za matka!!! Zobacz co się z twoim dzieckiem dzieje, itp. Jakby nie to, dalej by było udawanie, że nic się nie dzieje!
Lektura forum dla anorektyczek i bulimiczek przypomina schodzenie do psychologicznego piekła. Wątki o depresji, nienawiści do świata i siebie przeplatają się z postami z wołaniem o pomoc. Łatwiej jest zwrócić się do kogoś obcego, kto przechodzi przez to samo niż do własnych rodziców, którzy chorobę dziecka traktują jak klęskę wychowawczą i ją wypierają.
Badania pokazują, że zaburzenia odżywiania to coś znacznie poważniejszego niż tylko obsesja na punkcie jedzenia. Stymulatorem rozwoju choroby jest negatywny obraz samego siebie.
Zanna 222 ma dopiero 15 lat, ale jak pisze: Już dorwała mnie najpierw anoreksja, potem bulimia, a teraz do tego wszystkiego depresja i napady złości. Już od 3 lat mam bardzo niską samoocenę i od tamtego czasu często mam problemy w szkole. Teraz w ostatniej klasie to już jakiś horror ważę się codziennie rano i wieczorem (mam na tym punkcie obsesję).
Lola. B pisze na forum: Zwracam nawet same soki trawienne, żeby tylko było mnie mniej. I wyznaczam sobie coraz niższe poziomy, bo przecież za mało się postarałam, za mało schudłam. Nawet woda powoduje wyrzuty, bo przecież mam już coś w żołądku i na pewno to widać i zaraz ktoś podejdzie i powie, jak wielki ma teraz brzuch i jak odstaje pod ubraniem.
W rodzinie Joanny też nie działo się najlepiej. Często od rodziców uzależnionych od alkoholu słyszała, że jest nikim, szmatą, dziwką. Rosłam w przekonaniu – wspomina, że faktycznie jestem nikim. Że nic nie znaczę, tak samo jak moje zdanie. Jedyne nad czym mogłam panować to jedzenie. Obywanie się bez jedzenia napawało mnie dumą.
Wykorzystywana seksualnie przez ojca Ewelina przestała jeść by przestać wyglądać jak kobieta. Najchętniej pozbyłabym się swojego ciała – mówi – chciałam je unicestwić.
Te historie to wielkie wołanie o uwagę, o miłość, o normalność, o akceptację. Peggy Claude-Pierre, prowadząca w Stanach Zjednoczonych klinikę dla anorektyczek przyjeżdżających do niej na leczenie z całego świata, za punkt wyjścia terapii uznała miłość. Każdej chorej powtarza, że ją kocha, że zasługuje na uwagę, że jest ważna, niezwykła, jedyna. I jej metody przynoszą zaskakująco dobre rezultaty. Bo osoby z zaburzeniami odżywiania mają przede wszystkim głodne dusze.
Mottem naszej współczesności jest „bądź doskonała”. Ten bieg ku perfekcji w każdej dziedzinie prowadzi nas na zgubną ścieżkę. Goniąc za ideałem życia, gubimy siebie. Trudno nie zgodzić się z Wojciechem Eichelbergerem, który w jednym z wywiadów mówi: W krzywym zwierciadle anoreksji i bulimii widać karykaturalne odbicie naszej cywilizacji, która w dążeniu do perfekcji unicestwia samą siebie.
W świecie, w którym da się kupić każdy smakołyk, a na wszystkie dolegliwości są lekarstwa, nie da się jeszcze kupić miłości. Dlaczego muszą nam o tym przypominać głodzące się na śmierć dziewczyny?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze