Dlaczego kupujemy za dużo
JOANNA HARASYMÓW • dawno temuPiątkowe wyjście na zakupy. Sporządzamy dokładną listę rzeczy, których brakuje w domu i ruszamy do supermarketu. Na zakupy przeznaczamy godzinę. Ale już na parkingu widzimy, że zakupy będą trwały o wiele dłużej. Rachunek wychodzi co najmniej o 200 zł wyższy niż planowaliśmy i tak każdego tygodnia, każdego miesiąca. Rocznie – 9 600 zł. A moglibyśmy przeznaczyć to na fajne wakacje. Dlaczego wciąż kupujemy za dużo?
Piątkowe wyjście na zakupy. Sporządzamy dokładną listę rzeczy, których brakuje w domu i ruszamy do supermarketu. Na zakupy przeznaczamy godzinę. Ale już na parkingu widzimy, że zakupy będą trwały o wiele dłużej.
Przeciskając się pomiędzy ludźmi z koszykami, w końcu znajdujemy miejsce do zaparkowania. Bierzemy swój wózek i pędzimy do drzwi. Przechodzimy przez bramkę i nagle zwalniamy. Tysiące promocji. Wrzesień — plecaki i zeszyty, listopad — znicze, a grudzień czerwone mikołaje. Buszujemy więc między półkami z promocjami, wybierając produkty. Tuż obok nich ustawiono wieszaki z ubraniami w promocji. Wybieramy więc kilka tanich ciuszków. W końcu ruszamy dalej, minęła już godzina, a my w ogóle mieliśmy ominąć ten dział. Skusiły nas promocje. Wydaje się nam, że zaoszczędziliśmy. Każdy produkt jest w końcu w promocyjnej cenie. W koszyku w rzeczywistości znajdują się zakupy za 100 zł. 100 zł na wydatki, których nie planowaliśmy.
Biegniemy z koszykiem dalej. Mamy kupić pomidory i ziemniaki. Promocyjną ceną kuszą nas jednak mandarynki, weźmiemy więc z kilogram. I jeszcze banany i świeże zioła. Z oddali dobiega nas zapach pieczonego chleba. Podążamy więc za nim. Nagle przypominamy sobie, że dzisiaj nie jedliśmy obiadu. Obok działu z pieczywem sprzedają zapiekanki, hot dogi i pizze. Ceny nie duże, weźmiemy więc kawałek.
Nasyciwszy głód ruszamy dalej. Przechodzimy przez kolejne działy. Piękne hostessy częstują nas kawałkami sera pleśniowego, który właśnie jest wprowadzany na rynek. Zaraz potem kolejne hostessy oferują nam sześciopak piwa w cenie czterech piw. Bierzemy więc, w końcu to nasze ulubione piwo.
Wreszcie dochodzimy do działu z kosmetykami i artykułami gospodarczymi. Zakupy dobiegają końca. Przez głośniki słyszymy jednak komunikat, że dziś w promocji jest sprzęt turystyczny. Przypomnieliśmy sobie, że przecież chcemy jechać na weekend w góry. Biegniemy więc przez cały supermarket sprawdzić promocję. Wybieramy sprzęt i w końcu po trzech godzinach biegniemy do kas. Kolejka jest długa. Przy kasie wrzucamy jeszcze do koszyka gumy do żucia i kilka batonów. W końcu przychodzi nasza kolej. Rachunek wychodzi co najmniej o 200 zł wyższy niż planowaliśmy i tak każdego tygodnia, każdego miesiąca. Rocznie – 9 600 zł. A moglibyśmy przeznaczyć to na fajne wakacje. Dlaczego więc wciąż kupujemy za dużo?
Dzięki sztuce merchandisingu. Nie zdajemy sobie sprawy, że przed naszą wyprawą do sklepu każdy nasz ruch analizowała grupa uczonych merchandiserów. A kim są? To magicy sprzedaży. To ludzie, którzy umieją wpływać na nasze zachowanie w sklepie. Znają sekrety naszej podświadomości i wykorzystują je. W dobrze urządzonym sklepie każdy szczegół jest zaplanowany. To, co wydawałoby się naturalne również. Muzyka lecąca w tle, zapachy, kolory — wszystko zostało dokładnie przemyślane i zaplanowane tak, aby aktywizować sprzedaż. Przykładowo o promocji informuje nas kolor żółty lub czerwony. Produkty, które mają zostać „upchnięte” na rynek zostają odpowiednio wyeksponowane. Zazwyczaj umieszcza się je na poziomie ludzkiego wzroku. Jeżeli produkty przeznaczone są dla dzieci, znajdują się nieco niżej. Dodatkowo wykorzystuje się zasadę prawej ręki. Po produkty, które mają „zejść” ze sklepowych półek sięga się zazwyczaj prawą ręką (większość społeczeństwa jest praworęczna).
Co zyskują na tym firmy? Bardzo dużo. Współcześnie merchandising jest jedną z najbardziej skutecznych metod aktywizacji sprzedaży. W świecie, w którym wszystko krzyczy, trudno się przebić. Z telewizorów torpedują nas reklamy. W prasie czytamy artykuły sponsorowane, a na forach bombardują nas wykupywane posty. My jako klienci uodparniamy się. Dlatego merchandising jest genialny w swej prostocie. Odwołanie się do ludzkich odruchów i wykorzystanie siły nawyków dla firm oznacza większą sprzedaż przy stosunkowo niskich kosztach przeznaczonych na promocję. A to przekłada się na większe zyski.
Co zaś z tego mamy my, konsumenci? We współczesnym świecie marketingu dużo mówi się o tworzeniu wartości dla klienta. Czy dziesiąta para dżinsów w szafie stanowi dla nas istotną wartość? Na to pytanie każdy z nas musi odpowiedzieć sobie sam. Jedno jest pewne. Wypełniamy nasz obywatelski obowiązek. Wydajemy więcej i więcej. Dzięki nam rośnie PKB, a to przecież zapewni nam wzrost nawet podczas kryzysu.
Dlatego podczas następnej wizyty w supermarkecie musimy się dobrze zastanowić, czy wolimy zaoszczędzić 9 600 zł na wakacje, czy też wydawać na kolejną parę spodni, sześciopak ulubionego piwa, jogurty w promocji.
Warto się także zastanowić, czy towar, który znajduje się w zasięgu naszych oczu i prawej ręki, na pewno jest tym, który chcemy kupić.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze